- W sprawie sprzedaży bądź wymiany aktywów Lotosu mamy konkretnych partnerów i prowadzimy rozmowy, których zaawansowanie mogę ocenić na 70 proc. - mówi Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen.
Na rynku huczy, że fuzja z Lotosem nie wyjdzie.
Bzdura. Wiem, że niektórzy z góry przesądzają, że nie wyjdzie. Starają się uziemiać tych menedżerów, którzy chcą coś zmieniać, chcą mieć efekty, które będą służyć całej gospodarce. Jeżeli chodzi o Lotos, to od samego początku słyszałem, że nie wyjdzie. Najpierw przez dwa lata mówiono, że Komisja Euro pejska na pewno nie da zgody na przejęcie. Po uzyskaniu przez nas tej zgody, znów podniosły się głosy, że z pewnością się nie uda, bo nas nie będzie stać przez kapitalizację Lotosu. Tymczasem przedstawiliśmy bezgotówkową strukturę transakcji. Jeżeli chodzi o partnerów do zbycia lub wymiany aktywów w ramach środków zaradczych KE, to czytam spekulacje graniczące z bajkopisarstwem. Pragnę zaznaczyć, że mamy konkretnych partnerów i prowadzimy rozmowy, których zaawansowanie mogę ocenić na 70 proc. Mało tego, potencjalni partnerzy są zaangażowani w rozmowy, w związku z tym nie sądzę, żeby się nagle wycofali.
A czy Orlen wyrobi się z pozostałymi 30 proc. przed listopadowym terminem Komisji?
Oczywiście, ogłosimy partnera w listopadzie i to jest ostatni termin. Polska świecka tradycja jest taka, żeby nic nie robić, a potem przychodzi syndyk masy upadłościowej i robi za innych. Przynosi to opłakane skutki dla gospodarki, ale jak ktoś coś robi, to wszyscy dookoła się dziwią. Ale może z tą starą tradycją należałoby skończyć.
Jednym ze scenariuszy wskazywanych przez analityków jest wzięcie części rafinerii Lotosu przez Saudi Aramco, a większości stacji Lotosu przez MOL. Jest taka opcja?
Wziąć to można coś z półki w spiżarni. To jest kwestia środków zaradczych i poważnych dyskusji z naszymi partnerami. Także Orlen oczekuje możliwości rozwojowych w wyniku tej transakcji. Niektórzy twierdzą że negocjacje przedłużają się, tymczasem przy tak dużej koncentracji takie rozmowy trwają nawet pięć–sześć lat. Te procesy, które nie wiązały się z koncentracją, przeprowadziliśmy błyskawicznie, jak choćby przejęcie Grupy Energa. Transakcje, które realizujemy, wymagają staranności i nie uczestniczy w nich tylko Daniel Obajtek. Jest 100 międzynarodowych doradców: technicznych, ekonomicznych, prawnych, podatkowych. To są międzynarodowe kancelarie, które tymi procesami się zajmują. Wy widzicie środki zaradcze, ale nie wiecie, co my chcemy uzyskać. I to też podlega wycenie. Do tego trzeba wydzielić rafinerię z całego Lotosu, a takie skomplikowane procesy trwają. Trzeba uporządkować aktywa, grunty, takich rzeczy się nie robi od ręki.
Kiedy może nastąpić wydzielenie rafinerii gdańskiej?
Cały czas prace trwają i wszystko jest pod kontrolą. Potrzebne są do tego zgody korporacyjne. Sądzę, że w październiku Lotos zwoła walne zgromadzenie akcjonariuszy m.in. w tej sprawie. Uporządkowanie aktywów rafineryjnych jest niezbędne niezależnie od prowadzonej przez nas transakcji. Przecież kształt, w jakim funkcjonuje Lotos, jest pochodną historycznie zbudowanej struktury finansowania pod realizację inwestycji. Chodzi o czas, kiedy to banki już nie chciały finansować Lotosu i potrzebna była pomoc Skarbu Państwa, który podniósł kapitał. Czas najwyższy aktywa porozbijane pomiędzy spółkami uporządkować. To pomoże Lotosowi niezależnie od transakcji.
Czy w ogóle wchodzi w grę taki układ, w którym jeden partner przejąłby część detaliczną Lotosu, a drugi rafineryjną?
W grę wchodzi wiele scenariuszy. To jest kwestia wycen i ewentualnie wymiany aktywów. Ja chcę zadbać o podejście biznesowe przy tym połączeniu, o jego efekt ekonomiczny i o bezpieczeństwo państwa. Zasadniczo chodzi o to, by partner zagwarantował nam rozwój i bezpieczeństwo.
Czyli nie Rosjanie wbrew obawom?
Nie. A swoją drogą, jak można straszyć Rosjanami i to jeszcze Orlen, który zdywersyfikował dostawy ropy. To my przez cztery–pięć lat doprowadziliśmy do tego, że nasza rafineria przerabia w połowie ropę spoza Rosji. Ostatnio też zmniejszyliśmy ilość sprowadzanej ropy rosyjskiej. Najpierw straszyło się, że w Orlenie Skarb Państwa ma tylko 27 proc. i że może dojść do wrogiego przejęcia, później, że nie ma pieniędzy na fuzję. A okazuje się, że rząd polski zachowuje się odpowiedzialnie i chce, żeby pieniądze zostały w PKN Orlen i żeby on prowadził transformację energetyczną. Po połączeniu Skarb Państwa zwiększy swój udział w Orlenie do prawie 50 proc.
Prawie 50 proc. będzie też po fuzji z PGNiG?
Trudno mi teraz powiedzieć, ile dokładnie będzie miał Skarb Państwa w nowym Orlenie, bo to zależy od wycen spółek i parytetów wymiany akcji. Natomiast uważam, że docelowo Skarb Państwa powinien mieć poniżej 50 proc. i istnieją takie mechanizmy. Uważam, że chcąc realizować tak duże procesy inwestycyjne, musimy być spółką z mniejszościowym udziałem Skarbu Państwa, bo wtedy szybciej się je przeprowadza i rozstrzyga wybory firm wykonawczych. Dam przykład. Gdyby Ostrołęka przechodziła przez ustawę o zamówieniach publicznych, to byśmy się nie doczekali zmiany na technologię gazową nawet za trzy lata. A przecież nam zależy na szybkiej transformacji energetycznej.
Ale UOKiK jakoś się nie spieszy ze zgodą na przejęcie PGNiG…
PGNiG jest spółką akcyjną, UOKiK jest regulatorem i pewne procesy wymagają skrupulatnych analiz. I to, że czegoś codziennie nie ogłaszamy, nie znaczy, że coś nie idzie. Pracujemy nad modelem przejściowym działania spółki po tym przejęciu, a ten model jest ważny, musimy go przedstawić stronie społecznej. A UOKiK bada, czy będzie koncentracja czy nie i w odpowiednim czasie będzie decyzja.
Czy może być kłopot z koncesjami PGNiG przy tym przejęciu?
I znów wróżenie… Ze wszystkim może być kłopot, przecież to są procesy zwymiarowane: najpierw się podpisuje list intencyjny, potem wielostronne porozumienie, na jego mocy wchodzą doradcy i badają różne aspekty fuzji i po analizach wychodzą rzeczy, które należy rozwiązać, i m.in. jest kwestia koncesji. Trzeba je po prostu przenieść na jakiś podmiot, a żeby to zrobić, musi być najpierw opracowana struktura połączonej spółki. Trwają konsultacje, czy będą one przenoszone drogą administracyjną czy legislacyjną. Wybierzemy najbardziej skuteczną i najmniej problemową formę. To nie są tylko koncesje, ale dziesiątki problemów, którymi musimy się zająć – tak samo było przy Lotosie i Enerdze.
Rozumiem, że PGNiG może się opłacać Orlenowi, na rynku terminowym obroty gazem są najwyższe od roku 2014…
Gaz będzie paliwem przejściowym, my też coraz więcej go zużywamy. Jego konsumpcja rośnie – sami planujemy poza Ostrołęką budować też elektrownię gazową w Grudziądzu, myślimy też o Gdańsku. Otaczają nas koncerny oil & gas, oparte na ropie i gazie. Już dawno taki powinien powstać w Polsce.
Kolejne spółki podążają tropem Orlenu i zawierają umowy w sprawie rozwoju małego atomu.
Uważamy, że pozostaniemy liderem tego peletonu. Mamy podpisane porozumienie z Synthosem, pracujemy nad umową inwestycyjną. My szerzej patrzymy na SMR-y (small modular reactor, małe reaktory modułowe – red.), spółka celowa, która powstanie na bazie umowy inwestycyjnej, nie będzie zamykać się na inne technologie niż GE Hitachi. Nas interesują MMR-y (micro modular reactor, mikro reaktor modułowy – red.) i SMR-y. Musimy mieć zeroemisyjną technologię do podtrzymania mocy, po tym gdy za 15 lat gaz będzie wychodzić (z użycia – red.) jako paliwo przejściowe. Mamy największe szanse w kraju w tym zakresie i największe doświadczenie inwestycyjne. Możemy więc najszybciej wprowadzić technologie SMR-owe, myślimy o rozpoczęciu prac inwestycyjnych w ciągu siedmiu–ośmiu lat. Nasz cel redukcyjny (emisji gazów cieplarnianych – red.) w energetyce to 33 proc. do 2030 r.
Kiedy będzie zawarta umowa inwestycyjna i gdzie może stanąć pierwszy SMR Orlenu?
Umowa zostanie zawarta niebawem, a mały reaktor powstanie tam, gdzie będzie najbardziej potrzebny. Pierwszy SMR na świecie może powstać w Kanadzie, a w USA rozpoczęła się już certyfikacja dla tego typu jednostek. Jeśli chodzi o naszą umowę inwestycyjną, to jest jeszcze do rozstrzygnięcia kwestia partnerów, bo jak mówiłem, nie chcemy się ograniczać do jednej technologii.
A ile z 11 dostępnych koncesji na farmy wiatrowe na Bałtyku, czyli offshore, chce uzyskać Orlen?
Celem Orlenu jest efekt skali, mogę tylko tyle powiedzieć. Patrzymy na inwestycje strategicznie, nie chcemy więc uzyskać jak najwięcej koncesji, a potem się ich pozbywać, bo nie będziemy w stanie wykonać inwestycji. Patrzę szerszej. Jeżeli Orlen będzie miał zdecydowanie większą liczbę koncesji, to zoptymalizuje się proces inwestycyjny i automatycznie będziemy w stanie zapewnić – odpowiednią logistykę, opłacalność polskiego portu instalacyjnego oraz stworzenie polskiego łańcucha dostaw. Jeśli domkniemy proces inwestycyjny wraz z technologiami, to polskie farmy wiatrowe na Bałtyku powstaną. Ale oczywiście przydzielenie koncesji jest procesem konkurencyjnym – my chcemy jak najlepiej wypaść w tej rywalizacji. Czekamy na konkurs, ale będziemy realizować to, co da nam lepszą pozycję konkurencyjną. Ostatnio wybraliśmy doradcę finansowego do projektu Baltic Power, w ramach posiadanej koncesji, którym zostało konsorcjum Pekao Investment Banking i Green Giraffe. Łączy w sobie dwie kluczowe dla nas cechy – ugruntowaną pozycję i znajomość polskiego rynku oraz wieloletnie doświadczenie w pozyskiwaniu kapitału dla projektów morskich farm wiatrowych.