Większość badanych - 59 proc. - nie godzi się na płacenie wyższych rachunków za energię w imię walki z kryzysem klimatycznym - wynika z najnowszego sondażu United Surveys dla DGP i RMF FM. Większe koszty jest w stanie ponosić co trzeci respondent. Co ciekawe, nie widać tu podziału między sympatykami obozu rządzącego i opozycji. Ci pierwsi są na „nie” w 51 proc., ci drudzy - w 54 proc. Podobnie jest w przypadku tych, którzy są skłonni do większego finansowego poświęcenia - to odpowiednio 35 i 37 proc. wskazań.
Badanie zostało przeprowadzone w końcówce zeszłego tygodnia, już po grudniowych decyzjach Urzędu Regulacji Energetyki, który zatwierdził podwyżki cen prądu i gazu. Ich skala zapewne rzutuje na wyniki, tym bardziej że ankietowani najwyraźniej byli nią zaskoczeniu. 63 proc. odpowiedziało, że podwyżki są wyższe, niż się spodziewali, 5 proc. - że takie, jak oczekiwali, a 2 proc. - że niższe. Również 63 proc. respondentów deklaruje, że w związku z tym ograniczy inne wydatki. Nie rozważa tego 27 proc.
- Boom gospodarczy zawdzięczaliśmy szalonemu pędowi konsumpcyjnemu. Nawet w okresach kryzysowych nie baliśmy się wydawać pieniędzy. Jeśli taki lęk się pojawi, będzie to oznaczało powrót do zjawisk, od jakich zdążyliśmy odwyknąć - konieczności oszczędzania czy niepewności związanej z bezrobociem. A to dla każdej partii rządzącej wieść hiobowa - zauważa politolog dr hab. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
Badanie pokazuje jeszcze jeden trend. Identyczne pytanie o skłonność do płacenia wyższych rachunków w celu ochrony klimatu zadaliśmy ponad rok temu, w grudniu 2020 r. Od tego czasu liczba skłonnych zapłacić więcej zmniejszyła się o 12 pkt proc. i o identyczną wartość wzrosła liczba tych, którzy nie są do tego gotowi. W praktyce oznacza to fundamentalną zmianę pokazującą, że ewentualne ograniczenie konsumpcji związane z polityką klimatyczną nie będzie dobrze przyjmowane przez większość Polaków. A to może stać się problemem politycznym, dając paliwo przeciwnikom zaostrzania polityki klimatycznej. - Zapewne upodabniamy się do społeczeństw zachodnich, w których gotowość do poświęceń konsumpcyjnych w imię czystego środowiska będą deklarowali głównie młodsi, żyjący w dużych w miastach, a im starsi i mieszkający dalej od największych ośrodków, tym bardziej będzie się robiło żółto jak u „żółtych kamizelek” nad Sekwaną - zauważa Rafał Chwedoruk.