Eskalacja napięcia wokół Ukrainy mocno zdestabilizowałaby i tak już rozchwiany rynek. Stary Kontynent szuka alternatywnych źródeł surowca
Im więcej wskazuje na uruchomienie przez Kreml ofensywy militarnej, tym częściej są dyskutowane także konsekwencje ewentualnego odcięcia Europy od dostaw gazu ze Wschodu. Dodatkowe dostawy LNG do Europy już kierują Amerykanie, a w razie zakręcenia kurka przez Władimira Putina gotowość wsparcia deklaruje Australia. Rozmowy o awaryjnych dostawach toczą się też m.in. z Katarem. Granice dla tych planów może wytyczyć europejska infrastruktura: terminale do odbioru i regazyfikacji paliwa oraz sieć przesyłowa. Z kolei w przypadku eksporterów połączonych z Europą gazociągami, takimi jak Norwegia wątpliwe jest, czy przy obecnym poziomie produkcji są w stanie zaoferować więcej surowca.
Część komentatorów jest zdania, że dramatu nie będzie. Na przykład w analizie tygodnika „The Economist” stwierdzono, że przesył przez Ukrainę i tak był w ostatnich tygodniach bardzo ograniczony, a w razie dalszego ograniczania dostaw popyt zaspokoi się importem LNG. Reszty ma dopełnić w tej wizji unijny rynek i rozbudowane w ostatnich latach połączenia gazowe. Jak wyliczają eksperci, na których powołuje się brytyjski tygodnik, europejska infrastruktura LNG ma jeszcze dużo wolnej przepustowości, a amerykańskim dostawcom będzie się opłacać przekierowanie gazowców z Azji do Europy, bo pływając na krótszej trasie, będą mogli więcej zarobić.
Zresztą już od dwóch miesięcy trwają zwiększone dostawy LNG drogą morską z USA. W ramach odpowiedzi na rosyjskie szantaże rząd w Waszyngtonie zmobilizował podmioty na rynku wewnętrznym, prowadzi także rozmowy z dostawcami z innych regionów świata. W styczniu Stary Kontynent pobije rekord, przyjmując ponad 100 dostaw LNG ze Stanów Zjednoczonych i Kataru. To wzrost o 40 proc. w porównaniu z poprzednim rekordowym miesiącem – marcem 2021 r. Z deklaracji amerykańskich urzędników wynika, że w przypadku wybuchu poważnego kryzysu gazowego Waszyngton ma możliwości dodatkowego zwiększenia transportów.
Gdyby pojawiły się problemy, są jeszcze zapasy magazynowe. Choć ich poziom jest niższy niż w poprzednich latach ze względu na zmniejszenie rosyjskich dostaw pod koniec 2021 r., to jeśli zima będzie łagodna, mogą one zaspokoić zapotrzebowanie na surowiec przez co najmniej dwa miesiące. Są jeszcze rezerwy techniczne, służące utrzymaniu ciśnienia w sieciach. Część z nich w awaryjnym scenariuszu mogłaby zostać skierowana na rynek, zapewniając Europie poduszkę bezpieczeństwa na kolejny miesiąc.
„Economist” przekonuje, że większe koszty zakręcenia kurka poniesie Rosja. Oprócz utraconych zysków ze sprzedaży gazu, szacowanych na ponad 200 mln dol. dziennie, w grę wchodzą kary umowne i utrata biznesowej wiarygodności. W końcu Kremlowi nie tylko ze względów gospodarczych, lecz także politycznych zależy na dostarczaniu niebieskiego paliwa takim krajom, jak: Niemcy, Włochy czy Austria. Korzystniejszy bilans da Moskwie utrzymanie napięcia bez eskalacji militarnej. Według szacunków Energy Intelligence zyski Gazpromu mogą być wówczas ponadczterokrotnie wyższe niż w przedpandemicznym 2019 r.
„Najgorszy scenariusz całkowitego zatrzymania rosyjskiego eksportu do UE pozostaje bardzo mało prawdopodobny, gdyż stanowiłby rażące złamanie kontraktów zawartych przez kontrolowany przez państwo Gazprom” – przekonuje Henning Gloystein, dyrektor Euroasia Group. Zdaniem cytowanego przez portal CNN eksperta „rozbiłoby to wszelkie złudzenia UE, że Rosja jest wiarygodnym dostawcą” i skutkowałoby „połączonym wysiłkiem” europejskich państw, by „tak szybko, jak to możliwe na stałe ograniczyć import gazu z Rosji”.
Mniej optymistycznie sytuację widzi brukselski Instytut Bruegla. Jak sugeruje think tank, nawet jeśli Europie uda się utrzymać odpowiedni poziom dostaw LNG do końca sezonu zimowego, dalsze cięcia eksportu przez Rosję i ochłodzenie temperatury grożą wyczerpaniem zapasów na kontynencie już w marcu. Słabym punktem bezpieczeństwa energetycznego Europy pozostają też połączenia gazowe. Na przykład dysponujące największym potencjałem w zakresie odbioru LNG kraje Półwyspu Iberyjskiego (ok. 4 mld m sześc. miesięcznie) mogą przesyłać gazociągami na Wschód tylko 0,5 mld m sześc. miesięcznie. A to niejedyne takie infrastrukturalne „wąskie gardło” w sytuacji odwracania kierunku przepływu gazu względem tego, pod którego kątem były projektowane sieci. Za prawdopodobne uznano też wzrost napięć politycznych w UE, kiedy kraje, które zgromadziły większe zasoby gazu, nie będą chętne do dzielenia się nimi.
Są opinie, że ze względu na koszty dla obu stron daleko idące „rozlanie się” konfliktu na energetykę jest mało prawdopodobne. Według banku Goldman Sachs restrykcje, jeśli w ogóle obejmą rosyjski gaz, ograniczą się do trasy przez Ukrainę i/lub Nord Stream 2, a pozostałe szlaki będą funkcjonować normalnie. Również z nieoficjalnych doniesień z Brukseli wynika, że projektowane przez UE sankcje będą wymierzone w „nowe projekty”, czyli NS2, ewentualnie rosyjskie inwestycje w upstream.
Dotąd Gazprom, choć ograniczał dostawy do Europy, dbał zarazem o realizowanie swoich zobowiązań kontraktowych. Zdaniem analityków zależny od zachodnich rynków koncern nie zaryzykuje osłabienia pozycji konkurencyjnej wobec eksporterów LNG.
Eskalacja nie pozostanie jednak bez wpływu na poziom cen w Europie. A na niedobory ciepła i energii szczególnie mogą zostać narażone państwa Europy Południowo-Wschodniej, które doświadczyły już poważniejszych zakłóceń podczas rosyjskiego odcięcia dostaw gazu przez Ukrainę w latach 2008–2009. Oprócz gazu mogą podrożeć m.in. zboża i kukurydza – prognozuje Goldman Sachs.
Napięcia wokół Ukrainy kolejny raz rzucają światło na to, jak bardzo Europa jest uzależniona od jednego źródła – według Eurostatu Rosja odpowiada za ok. 38 proc. importu gazu do Unii Euro pejskiej. W efekcie wywołanej przez Kreml destabilizacji na rynku po stronie UE rośnie prawdopodobieństwo nowych regulacji mających podnieść odporność na gazowe wstrząsy. Berlin, do niedawna sceptyczny wobec zmierzających w tym kierunku propozycji, obecnie skłania się do ustanowienia strategicznej rezerwy surowca. Poziom zapełnienia niemieckich magazynów (ok. 38 proc.) jest poniżej średniej UE, za co w istotnym stopniu odpowiada wydrenowanie magazynów kontrolowanych przez Gazprom. ©℗