Jeśli Rosja zakręci kurki z gazem, musimy się liczyć nie tylko z kolejną falą podwyżek cen. W grę wchodzi nawet racjonowanie surowca - mówi Ben McWilliams, analityk brukselskiego Instytutu Bruegla
Różne analizy wskazują, że Rosja wykorzystała ostatnie osiem lat, żeby w znacznym stopniu uodpornić się na skutki konfliktu, w tym ewentualne sankcje Zachodu. Jak to wygląda po stronie UE? Jesteśmy dziś lepiej przygotowani na gazową presję Kremla?
Jest lepiej, udało się zwiększyć nieco europejskie możliwości importowe dzięki inwestycjom w infrastrukturę LNG, interkonektory gazowe czy gazociąg transadriatycki, który tłoczy do Włoch gaz z Azerbejdżanu. Większe niż w 2014 r. są też możliwości fizycznego odwracania kierunków dostaw w europejskich rurociągach. Wpłynęło to choćby na sytuację Ukrainy, która może dzięki temu pokrywać dziś nawet jedną trzecią swojego zapotrzebowania na błękitne paliwo dostawami z Zachodu.
Ale zwrot w kierunku bezpieczeństwa energetycznego i dywersyfikacji dostaw okazał się niewystarczająco głęboki i wciąż nie jesteśmy w pełni odporni na rosyjską presję. Ostatnie tygodnie, kiedy obserwowaliśmy deficyt na europejskim rynku i poważnie ograniczone dostawy ze Wschodu, zwłaszcza szlakami biegnącymi przez Polskę i Ukrainę, były swego rodzaju stress testem.
Jak wypadł?
Nie najgorzej. Ale w dużej mierze dzięki korzystnemu zbiegowi okoliczności - przede wszystkim pogodowych. Kluczowy był import gazu skroplonego, który w znacznej mierze zapełnił lukę spowodowaną przez Rosję. Jeśli utrzyma się dotychczasowy poziom tego typu dostaw, to - posiłkując się zapasami zgromadzonymi w magazynach - zdołamy dociągnąć do końca zimy. Gorzej, jeśli się znacząco ochłodzi albo Moskwa mocniej dokręci kurek.
Co wtedy?
Już przy dotychczasowych ograniczeniach zbliżyliśmy się do granic naszych możliwości pozyskiwania surowca z innych kierunków. Chodzi m.in. o przepustowość naszych terminali importowych i sieci przesyłowych. Wyzwaniem będą też szybujące ceny i porozumienie się co do zasad dystrybucji surowca w sytuacji niedoboru. Problemem są wreszcie możliwości produkcyjne innych eksporterów. Kiedy możliwości zaspokajania gazowego głodu się skończą, rozwiązań trzeba będzie szukać po stronie popytowej.
To znaczy?
Priorytetem jest zapewnienie paliwa do ogrzewania domów. Ale już w energetyce w grę wchodzi odpalenie innych źródeł - przede wszystkim bloków opalanych węglem czy ropą. W dalszej perspektywie konieczne może być racjonowanie gazu albo ograniczanie pracy niektórych sektorów przemysłu.
Z punktu widzenia mocno obciążonych i tak gospodarek europejskich brzmi to dramatycznie.
Nie ma się co oszukiwać - koszty ewentualnego zatrzymania dostaw przez Rosję będą poważne. Ceny energii i ciepła znów poszybują w górę. Jeśli kurek pozostanie zakręcony na dłużej, UE może być zmuszona do głębszej restrukturyzacji swojego przemysłu.
Ostatnie lata upłynęły w Europie pod znakiem liberalizacji rynków energii. Czy teraz będziemy mieli powrót do długoletnich umów i ściślejszych regulacji?
Okazało się, że wymiana zależności od konkretnego dostawcy na zależność od rynków spotowych ma swoją cenę. Kilka lat temu to wydawało się rozsądne, bo na giełdzie gaz można było kupić tanio. Teraz sytuacja radykalnie się zmieniła i konieczna będzie korekta tamtego kursu. Ale powrót do długoterminowych kontraktów z Gazpromem nie jest jedyną opcją. Bezpieczeństwo dostaw można zwiększać też choćby przez rozbudowę magazynów i utrzymywanie obowiązkowych rezerw czy inwestując w zdolności importowe z innych kierunków.
Dlaczego, mimo że nie pierwszy raz mierzymy się w Europie z gazowym szantażem Kremla, nie udaje się wyprowadzić Europy z tej zależności?
Niezależność wymaga inwestycji, a te są coraz bardziej kontrowersyjne z punktu widzenia polityki klimatycznej. W Europie trwa debata o tym, jak długą ma przed sobą przyszłość gaz. Przekłada się to na podejście inwestorów, którzy nie mogą być pewni, czy dany projekt ma perspektywę 10 czy 30 lat. A dodatkowe utrudnienie stanowi to, że Gazprom, ze swoim kolosalnym zapleczem infrastrukturalnym, jest trudnym rywalem dla innych dostawców. Jeśli tylko chce, może podyktować za swój surowiec najniższą cenę.