Na branżę pogrzebową padł strach. Powodem są pisma, jakie w ostatnich dniach krematoria otrzymują od dystrybutora gazu.
– Wynika z nich, że w ostatnim kwartale roku możemy spodziewać się przerw w dostawie gazu – mówi Robert Czyżak, prezes Polskiej Izby Branży Pogrzebowej. Dodaje, że jest w gronie firm, do których taki list już dotarł. Podobnie jak do niemal połowy z 73 działających w kraju krematoriów przy zakładach pogrzebowych. On od swojego listu się odwołał. Czeka na odpowiedź.
– Jednocześnie staramy się w branży opracować alternatywne rozwiązanie. Mamy pomysł, by zawiązać grupę zakupową, a tym samym zwiększyć nie tylko naszą siłę negocjacyjną na rynku, lecz także stać się poważniejszym partnerem dla dostawców. Liczymy, że wówczas trudniej będzie odmówić nam dostaw – tłumaczy Robert Czyżak. Podkreśla, że jest umówiony w przyszłym tygodniu na rozmowy w tej sprawie z nowym dostawcą gazu.
Co na to Polska Spółka Gazownictwa, która jest autorem pism? Uspokaja, że pisma mają charakter prewencyjny. Podkreśla, że w 2021 r. miała miejsce istotna zmiana przepisów, wprowadzająca kolejne stopnie zasilania, czego efektem jest konieczność ujęcia w planie ograniczeń większej liczby odbiorców. Celem tych działań jest zapewnienie dostaw gazu dla odbiorców chronionych, w szczególności gospodarstw domowych.
Choć nie musi to oznaczać przerw w dostawie gazu, to branża pogrzebowa już teraz stawia sprawę jasno. – Brak gazu to wstrzymanie kremacji. Pamiętajmy, że koszty tradycyjnego pochówku zawsze były wyższe, a ostatnio jeszcze poszybowały w górę – mówi właściciel zakładu pogrzebowego w Warszawie.
Branża podkreśla też, że ostatni rok przyniósł wzrost kremacji o 12 tys. Ostatecznie odbyło się ich 200 tys. To oznacza ok. 50 tys. kremacji zwłok w skali kwartału. – Trwa pandemia. Dlatego nie należy się dziwić, że sektor czuje się zaniepokojony – mówi Robert Czyżak.
Jerzy Jarosz, szef zakładu Arka z Głogowa, zastanawia się, jak zachowa się branża. – Nikt z nami nie rozmawiał, czekamy na jakieś wyjaśnienia. Owszem, nie jesteśmy odbiorcami chronionymi, ale jednak trudno sobie wyobrazić nałożenie limitów na naszą działalność – mówi. Cytuje przy tym stare powiedzenie, że pewnym w życiu można być tylko podatków i śmierci.
Poprosiliśmy o wyjaśnienia Ministerstwo Klimatu i Środowiska, które zajmuje się kształtowaniem polityki energetycznej kraju i otoczenia regulacyjnego. Usłyszeliśmy, że nadejdą „w najszybszym możliwym terminie”.
Jerzy Jarosz może poczekać, bo jego przedsiębiorstwo korzysta z gazu płynnego. I, jak mówi, dwie butle o łącznej pojemności 9 tys. litrów wystarczają nie tylko na zabezpieczenie pracy krematorium, lecz także ogrzanie pomieszczeń służbowych. – Zakładam, że inne krematoria mają podobne zużycie. Zdecydowana większość z nich korzysta z przesyłanego gazu ziemnego. Czy przykręcenie nam kurka oznaczałoby więc dla państwa realną oszczędność? – zastanawia się. Podkreśla, że chętnie zobaczyłby wyliczenie pokazujące łączne zużycie gazu przez tę branżę.
W firmie Cremering w Głogowie odczytują takie pisma właśnie jako przygotowanie gruntu pod zmniejszenie dostaw. Ale to kwestia przyszłości, bo aktualnym, palącym problemem są ceny gazu. W grudniu ubiegłego roku było to 11 gr za 1 m sześc., w styczniu – 37 gr, a w lutym – już 77. I nie ma żadnej gwarancji, że na tym koniec.
Takie rachunki potwierdza Sławomir Moch, właściciel zakładu pogrzebowego Exitus z Warszawy. – Podwyżki są gigantyczne. A to w końcu branża jak każda inna: żeby istniała, musi się kalkulować. Mamy stałe wydatki, których nie możemy odpuścić, jak choćby coroczny obowiązek kosztownych przeglądów urządzeń krematoryjnych. Na to musimy zarobić – mówi. Dodaje, że nie wyobraża sobie, na czym miałoby polegać ograniczenie zużycia gazu. – My w branży czarny humor doceniamy, ale może należałoby zastanowić się nad wprowadzeniem ograniczeń w... umieraniu – ironizuje i na wszelki wypadek, z całego serca, życzy wszystkim zdrowia.