Embargo na eksport ropy, gazu i węgla z Rosji łączyłoby się z większymi kosztami dla nakładających sankcje, ale w warunkach wojny na Ukrainie warto to zrobić - ocenia pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski.
Odcięcie od rosyjskiej ropy dla wszystkich odbiorców, nie tylko w Polsce, będzie się przejściowo łączyło z większymi kosztami, ale rynek jest globalny, produkcja może zostać zwiększona w ciągu kilku miesięcy i sytuacja wróciłaby wtedy do normy ocenił w sobotę w radiowej Jedynce Naimski.
Jego zdaniem, trudno powiedzieć, na ile realny jest obecnie postulat sankcji na import ropy, gazu i węgla z Rosji, ale "to też jest kwestia jak długo i twardo będą za nas walczyli Ukraińcy". "Jeśli będą w stanie opierać się dostatecznie długo, to sądzę, że szanse na prawdziwe sankcje wobec Rosji będą rosły" - ocenił pełnomocnik. "Sankcje zawsze są dwustronne, ten kto je nakłada, musi się liczyć z tym, że będzie musiał za to zapłacić. Ale kiedy na Ukrainie toczy się wojna - warto to zrobić" - zaznaczył Piotr Naimski.
Jak podkreślił, mniej więcej 60 proc. przerabianej w polskich rafineriach ropy pochodzi z Rosji, ale możemy zmienić kierunki zakupów, i mamy możliwość zaopatrzenia rafinerii przez port w Gdańsku. "To zostało już przećwiczone w 2019 r. kiedy Rosjanie wysyłali zanieczyszczoną ropę. Zatrzymaliśmy wtedy jej przepływ i przez ponad 40 dni Polska korzystała z innych źródeł. To jest fizycznie i praktycznie możliwe" - przypomniał.
Naimski dodał, że są też przygotowane teoretyczne scenariusze, przewidujące, że dopływ gazu ze Wschodu ustaje w ciągu jednego dnia. "Polska gospodarka to przetrzyma. Będziemy pracowali w stanie kryzysu, ale jesteśmy w stanie sobie z tą sytuacją poradzić" - podkreślił.
Odnosząc się do importu węgla z Rosji Naimski podkreślił, że sprowadzają go prywatne firmy w ilości 6-7 mln ton rocznie. "To też jest do zastąpienia" - ocenił.