Po dekrecie Putina w sprawie płatności rublami za gaz surowiec nie przestał płynąć. Moskwa podtrzymuje groźby zakręcenia kurka za kilka tygodni.
Jeśli płatności za gaz nie będą realizowane w rublach, Rosja potraktuje to jako niewypełnienie zobowiązania ze strony kupujących z wszystkimi tego konsekwencjami – deklarował jeszcze w czwartek Władimir Putin. – Nikt nie sprzedaje nam niczego za darmo, my też nie zamierzamy prowadzić działalności charytatywnej. To oznacza, że realizacja istniejących kontraktów zostanie wstrzymana – groził rosyjski prezydent. Po wejściu w życie dekretu Putina, zgodnie z którym odbiorcy gazu z państw określanych jako nieprzyjazne (na liście tej są kraje UE, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Kanada, Australia, Norwegia, Szwajcaria, Japonia oraz Korea Południowa) mieli przejść na ruble, surowiec nie przestał jednak płynąć gazociągami do Europy. Odbiorcy rosyjskiego surowca, w tym polski PGNiG, dostali jednak pisma od Gazpromu dotyczące zmiany formuły płatności i prowadzą analizy w tej sprawie.
W piątek w Jamale (na punkcie granicznym w Kondratkach) zanotowano prawie 29 mln m sześc. gazu – najwyższy poziom przesyłu od ponad dwóch tygodni – a Gazprom dokonał nominacji także na kolejne dni. Trwał też przesył przez Nord Stream (179 mln) i systemem ukraińskim (108 mln). Rekordy biją jednocześnie dostawy LNG do europejskich portów. Od początku roku tą drogą przypłynęło na nasz kontynent ponad 37 mld m sześc gazu.
UE i G7 uznały, że nie ma możliwości zmiany waluty przy realizowaniu umów, które wprost przewidują opłaty w dolarach lub euro (według Komisji Europejskiej takie zapisy ma nawet 97 proc. kontraktów). – Firmy, które mają takie właśnie umowy, nie powinny dostosowywać się do rosyjskich roszczeń – oświadczył w piątek rzecznik KE. Zapowiedział jednocześnie wspólną odpowiedź Unii na próbę obejścia sankcji przez Moskwę. Plany zmian w rozliczeniach stały się też kolejnym czynnikiem popychającym państwa Europy do odchodzenia od rosyjskich dostaw. Od początku kwietnia gaz ze Wschodu nie płynie już do krajów bałtyckich, wcześniej zrezygnowały z niego też USA. Do końca roku surowce energetyczne z Rosji mają zostać wyeliminowane z dostaw dla Polski. Cała UE ma w tym roku ograniczyć zależność od rosyjskiego gazu o dwie trzecie.
Zgodnie z dekretem Putina płatności nadal będą mogły być dokonywane w dolarach i euro. Ich przewalutowania ma dokonywać Gazprombank. Kreml twierdzi, że nowa metoda płatności nie wpłynie na ceny dostaw. Odbiorcy mieliby jednak założyć dodatkowe, rublowe konta w tym banku. Rozwiązanie to ma wzmocnić rosyjską walutę i ograniczyć prawdopodobieństwo objęcia sankcjami Gazprombanku. W dekrecie dopuszczono możliwość przyznania specjalnego wyjątku od nowych zasad przez rządową komisję ds. inwestycji.
Kontynuacja rosyjskich dostaw uspokoiła rynki, które obawiały się zakręcenia kurka. Notowania gazu na giełdzie w Rotterdamie spadły z najwyższego od trzech tygodni poziomu (1300 euro) o ok. 200 dol. za 1000 m sześc. (na piątkowym zamknięciu).
Nie oznacza to, że zniknęły wszelkie powody do niepokoju. Kreml grozi zatrzymaniem dostaw za kilka tygodni, gdy upłyną terminy płatności za kwietniowe dostawy. Problem z regulowaniem należności za gaz będzie miał m.in. Shell, który ma zakontraktowane 1,4 mld m sześc. surowca rocznie od Gazpromu, a zarazem obowiązują go nałożone przez Wielką Brytanię sankcje na Gazprombank. Z kolei Niemcy, którzy szczególnie obawiają się konsekwencji odcięcia rosyjskiego gazu dla swojej gospodarki, podjęli już prace nad planem awaryjnym na wypadek pojawienia się niedoborów surowca. Według nieoficjalnych informacji dziennika „Handelsblatt” scenariusze analizowane przez rząd w Berlinie obejmują nacjonalizację niemieckich aktywów Gazpromu i Rosnieftu.
Na to, że rosyjscy dostawcy, w związku z ryzykiem politycznym, ograniczają swoje zaangażowanie w Europie, wskazują ogłoszone przez Gazprom plany zbycia swojej spółki córki Gazprom Germania, poprzez którą kontroluje m.in. magazyny surowca na terenie Niemiec. Zdaniem części komentatorów celem tych działań może być osłona przed sankcjami. O tym, że kontrolowane przez Rosjan zasoby mogą być przekazywane do fikcyjnych spółek pozostających pod kontrolą Moskwy, mówi m.in. Władimir Oseczkin, lider opozycyjnej organizacji Gułagu-NIET. ©℗