Bratysława i Budapeszt uczyniły kolejne kroki do rozbudowy mocy w swoich elektrowniach jądrowych
Słowacki Urząd Nadzoru Jądrowego wydał 25 sierpnia pozwolenie na uruchomienie trzeciego bloku w elektrowni Mochovce. Wciąż trwają prace nad budową reaktora nr 4, który ma powstać do 2024 r. Tego samego dnia władze węgierskie zezwoliły ostatecznie na rozbudowę siłowni w Paks. Premier Viktor Orbán i prezydent Władimir Putin podpisali umowę na budowę dwóch nowych jednostek o mocy 1200 MW każda jeszcze w 2014 r. Rosyjska inwazja na Ukrainę nie zmieniła tych planów.
Według danych za 2021 r. cztery wybudowane w latach 80. bloki zakładu w Paks, o mocy 500 MW brutto każdy, odpowiadają za 40 proc. energii wytworzonej nad Balatonem. W latach 2032–2037 dobiegnie jednak końca okres użytkowania bloków. Wobec niedotrzymania pierwotnego harmonogramu Węgrzy nie mają czym zastąpić przestarzałej konstrukcji. W związku z tym rząd zwróci się do parlamentu o wydłużenie pracy bloków o kolejne 20 lat. Komentując uzyskanie zgody na rozbudowę elektrowni, pierwszy koordynator tego procesu Attila Aszódi powiedział, że nowe bloki zaczną produkować prąd najwcześniej w drugiej połowie lat 30.
Rozbudowa węgierskiej elektrowni budzi ogromne kontrowersje, a społeczeństwo jest w jej ocenie podzielone. Zwolennicy rządu uważają, że to inwestycja ważna dla zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego. Przeciwnicy są zdania, że można ją zastąpić inwestycjami w odnawialne źródła energii. Martina Méhes, dyrektorka instytutu Energiaklub, wskazuje, że największym problemem jest dezaktualizacja dotychczasowych planów energetycznych. Nie przynoszą one odpowiedzi na trwający kryzys. – Brakuje odpowiednich danych i prognoz średnio- i długoterminowych. Wszystko, co jest związane z inwestycją w Paks, zostało utajnione. Wiele działań podejmowanych przez decydentów wydaje się być pospiesznych i niepopartych badaniami ani starannym rozważeniem wszystkich aspektów – argumentuje Méhes.
Ekspertka tłumaczy, że nad Balatonem nie inwestuje się w OZE wystarczająco dużo, by mogły one zastąpić atom. Jej zdaniem przy najbardziej optymistycznym scenariuszu z zielonej energii można byłoby pokryć 80 proc. krajowego zapotrzebowania, gdyby władze zmieniły zdanie i postawiły właśnie na OZE. Energetyka jądrowa ma być jednak rozwijana bez względu na koszty. W opinii Méhes, gdyby rentowność Paks 2 była dla rządu ważna, ogłoszono by przetarg na jej rozbudowę, zamiast wybierać Rosatom bez niego. Poprosiliśmy o komentarz prorządowe ośrodki analityczne, ale do zamknięcia tego wydania DGP nie dostaliśmy odpowiedzi na nasze pytania.
Własne plany atomowe realizuje też Słowacja. Nowy blok w Mochovcach, który może ruszyć w ciągu pięciu miesięcy, zwiększy moc zakładu o blisko połowę i pokryje 13 proc. słowackiego zużycia energii. – Podejście do wykorzystania energii atomowej jest na Słowacji przedmiotem ogólnokrajowego konsensusu. Tak wśród środowisk politycznych, jak i opinii publicznej panuje zgoda, że energetykę jądrową należy rozwijać – mówi nam Krzysztof Dębiec z Ośrodka Studiów Wschodnich. – W kręgach branżowych dyskutowane są natomiast różnice w podejściu do atomu rządów Austrii i Słowenii, które mają zbliżony potencjał rozwoju OZE, ale w różny sposób go wykorzystują – dodaje ekspert. Wiedeń to jeden z najgorliwszych krytyków wykorzystania energetyki atomowej. Austriacy mieli wpływ na odwlekanie decyzji o rozbudowie jednostek w Mochovcach.
Dzięki uruchomieniu trzeciego bloku zakładu w Mochovcach udział atomu w produkcji energii na Słowacji wzrośnie do 65 proc. Według danych resortu gospodarki kraj stanie się tym samym samowystarczalny pod względem produkcji prądu, a nawet stanie się eksporterem energii. Istotny argument dotyczy także zmniejszenia śladu węglowego generowanego przez Bratysławę, co ma istotne znaczenie w kontekście realizacji polityki klimatycznej UE. Słowacy liczą przy okazji na podniesienie konkurencyjności gospodarki. Rząd ma nadzieję, że uruchomienie trzeciego bloku w Mochovcach pozwoli przekonać Volkswagena do zbudowania w tym kraju fabryki akumulatorów. O inwestycję wartą 4 mld euro, która do 2027 r. może stworzyć 4500 miejsc pracy, rywalizują jeszcze Czechy i Polska. Według doniesień medialnych na czoło peletonu wysunęła się Bratysława, a Niemcy żywo interesowali się harmonogramem rozbudowy Mochovców.
– Fabryka ma być największym konsumentem prądu w kraju, a zatem rozważane jest jej ulokowanie w pobliżu elektrowni. Według kuluarowych doniesień dla strony niemieckiej kwestia dostaw prądu ma kluczowe znaczenie – wskazuje dr Dębiec. Plany budowy elektrowni w Mochovcu powstały na początku lat 80., ale zostały porzucone w 1991 r. Powtórna decyzja o ukończeniu budowy została podjęta w 1995 r. za rządów premiera Vladimíra Mečiara. Pierwsze dwa bloki, o mocy 440 MW każdy, oddano do użytku w latach 1998 i 1999, a okres ich użytkowania dobiegnie końca kolejno w 2058 i 2060 r. Pierwotne plany dotyczyły wykorzystania wyłącznie technologii radzieckiej, jednak ostatecznie zdecydowano się na adaptację rozwiązań zachodnich.
Rząd Roberta Ficy w 2006 r. zdecydował o powrocie do przerwanej również w 1991 r. inwestycji w trzeci i czwarty blok zakładu. Pierwotnie planowano, że budowa kolejnych dwóch jednostek zajmie cztery lata i będzie kosztowała niespełna 3 mld euro. Ostatecznie czas realizacji tylko trzeciego reaktora wydłużył się trzykrotnie, a koszt budowy dwóch jednostek wzrósł ponaddwukrotnie, co uczyniło inwestycję najdroższą w historii słowackiej gospodarki. W ciągu najbliższych pięciu miesięcy reaktor nr 3 zadziała z pełną mocą. Uruchomienie reaktora nr 4 jest przewidywane na wiosnę 2024 r. ©℗