Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Polityki energetycznej nie ma i szybko nie będzie [OPINIA]

Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
energetyka, prąd, nieruchomości
ShutterStock

Aktualizacja rządowej strategii dla energetyki została po raz kolejny (pierwsze podejście było 21 marca) zdjęta z porządku obrad rządu. 

Według ustaleń DGP o więcej czasu na przeanalizowanie dokumentu poprosili przedstawiciele Solidarnej Polski, którym propozycje przygotowane w Ministerstwie Klimatu i Środowiska się nie podobają. W praktyce oznacza to najprawdopodobniej wydłużenie negocjacji politycznych, w których ziobryści walczą o kolejne ustępstwa. Kierownictwo MKiŚ liczy, że odświeżoną Politykę energetyczną Polski do 2040 r. (PEP2040) uda się przyjąć już na kolejnym posiedzeniu, 11 kwietnia. Oficjalnie wiceminister Ireneusz Zyska mówi o uchwaleniu aktualizacji w perspektywie kolejnych kilku tygodni, co sygnalizuje, że dalszych opóźnień nie sposób wykluczyć.

Zaktualizowany PEP2040 ma być odpowiedzią na okoliczności gospodarcze i polityczne, jakie przyniosły Europie rosyjska inwazja na Ukrainę i podsycany przez Kreml kryzys energetyczny. Resort klimatu zdecydował się na znaczące przyspieszenie rozbudowy mocy słonecznych i wiatrowych. A po 2030 r. większą rolę przewidziano też m.in. dla atomu i magazynów energii. W porównaniu z obowiązującą polityką spada znaczenie gazu, relatywnie większą rolę ma teoretycznie odgrywać węgiel. Jednak jego rola w miksie też jest de facto ograniczona do uzupełniania dostaw energii ze źródeł odnawialnych. W rezultacie w 2030 r. udział węglówek w wytwarzaniu ma być niższy, niż dotąd planowano – nieco ponad jedna trzecia w porównaniu z 37–56 proc. w obowiązującym dokumencie. A w kolejnej dekadzie dekarbonizacja ma przyspieszyć jeszcze mocniej dzięki zwiększeniu udziału w miksie m.in. morskiej energetyki wiatrowej i atomu. W 2040 r. dla węgla brunatnego – dziś spalanego m.in. w Bełchatowie i Turowie – praktycznie nie będzie już miejsca. Z punktu widzenia ziobrystów to zgniły kompromis rządu z głównym nurtem UE i szansa na zbudowanie wzmocnienia politycznych przyczółków w zagłębiach węglowych.

Przyjęcie odświeżonego programu jest jednak ważne dla PiS. Na przyspieszenie transformacyjnych planów od dawna naciskają przemysł i spółki energetyczne, dla których status quo oznacza rosnące koszty energii i utrudniony dostęp do środków na inwestycje, a w konsekwencji – niższą konkurencyjność. A jako że aktualizacja ma być kluczem do uzyskania zgody Brukseli na plany pomocy dla górnictwa, sprawa ma też znaczący wymiar polityczny.

Większość ekspertów widzi w propozycjach MKiŚ krok w stronę urealnienia planów dla energetyki. Obowiązująca od 2021 r. polityka była według nich nieaktualna od samego początku, do czego przyczyniło się zaniżenie cen uprawnień do emisji CO2 oraz niedoszacowanie dynamiki rozwoju źródeł odnawialnych, na czele z fotowoltaiką.

Rzecz w tym, że zmniejszenie dystansu pomiędzy strategią rządu a rzeczywistością rynkową i polityczną to o wiele za mało wobec coraz wyraźniej majaczących na horyzoncie wyzwań. Przyspieszenie zmian widoczne zarówno na poziomie globalnym, jak i regionalnym oznacza, że bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy sprawczego państwa. Instytucji, które będą wskazywać kierunki transformacji i zabezpieczać jej łagodny przebieg, a nie tylko reagować na bieżąco.

Tymczasem będący zakładnikiem konfliktu z Brukselą, pełzającego rokoszu Solidarnej Polski i własnej retoryki rząd ucieka od odpowiedzialności. To być może najlepsza polityczna polisa na przyszłość, bo daje szanse na przekierowanie wszelkich ewentualnych pretensji do instytucji wspólnotowych. Z ponadpartyjnego punktu widzenia konsekwencje tej postawy są jednak opłakane. Postawa władz nijak nie obiecuje przecież, że staną na wysokości zadania – a przecież to na poziomie kraju będzie konieczne wypracowanie i wdrożenie konkretnych projektów i mechanizmów osłonowych, oferty dla regionów węglowych, naprawy transportu publicznego czy programów rozwoju sieci energetycznych i termomodernizacji budynków.

Na jedynego stosunkowo sprawczego aktora wyrosły spółki Skarbu Państwa. To ich prezesi towarzyszyli Annie Moskwie, gdy na początku tygodnia prezentowała założenia PEP2040, i to one odegrały kluczową rolę w kształtowaniu nowej strategii. Ale ten układ nie jest do końca zdrowy. Koncerny państwowe z pewnością mogą i powinny być traktowane jako istotni interesariusze, ale nie powinny wchodzić w buty rządowych planistów. Regulacje i plany, aby spełniły swoją funkcję, muszą równoważyć interesy różnych grup i podmiotów, także firm sektora prywatnego, organizacji pozarządowych czy związków zawodowych. Dziś wszystkie te grupy (nawet górnicze związki) mogą mieć uzasadnione wątpliwości co do tego, czy są traktowane poważnie i po partnersku, skoro fundamentalna zmiana w strategii przyjmowana jest bez formalnych konsultacji. Ale na tym rola państwa kończyć się nie powinna – konieczne jest także zachowanie autonomii regulatora rynku, który kieruje się interesem całości, ma własne wyliczenia i agendę.

Resort klimatu deklaruje wprawdzie, że oczekiwana uchwała to zaledwie przymiarka do właściwej „dużej” rewizji PEP. Ta zaś nie tylko ma zostać poprzedzona pełnowymiarowymi konsultacjami społecznymi. Biorąc pod uwagę tempo prac nad kolejnymi wersjami rządowej strategii – w tym ponad rok spędzony na cyzelowaniu cząstkowej zmiany w reakcji na bieżący kryzys – trudno liczyć na to, że przed wyborami objawi się choćby wstępny zarys dokumentu. A niewiele wskazuje również na to, by należało się po nim spodziewać zmiany w dotychczasowej filozofii. ©℗