Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Elektrownia atomowa w Koninie to nie tylko Solorz i Sasin

Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
jacek sasin
Jacek Sasin były minister aktywów państwowych
Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl
Agencja Wyborcza.pl

Elektrownię atomową w Koninie miały budować dwie firmy: największa z państwowych spółek energetycznych, Polska Grupa Energetyczna, i ZE PAK, największy w branży podmiot prywatny. Projekt – nie ma co do tego wątpliwości – miał polityczny parasol Jacka Sasina, do niedawna ministra aktywów państwowych. 

Kiedy władze PGE przekazały swoim partnerom z koncernu kontrolowanego przez Zygmunta Solorza, że przedsięwzięcie może zostać przez rząd zamrożone, wśród komentatorów rozgorzała debata. Niektórzy obwieścili triumfalnie koniec projektu Sasina. Część załamała ręce nad wygaszaniem przez rząd Tuska strategicznego projektu zainicjowanego przez poprzedników.

Czy projekt koreańskiej elektrowni w Koninie ma wady założycielskie? No jasne. Nie ma co się oszukiwać, że jednym z fundamentów tej konstrukcji nie był polityczny deal między wpływowym politykiem a medialnym oligarchą. W realiach wysokiej polaryzacji trudno było liczyć na bezproblemową kontynuację takiego przedsięwzięcia. Ale dodajmy też, że budowa elektrowni jądrowej w tym miejscu ma uzasadnienie z punktu widzenia krajowego systemu energetycznego (inwestycja została uwzględniona w ostatnim projekcie planu rozwoju Polskich Sieci Elektroenergetycznych). A na terenach wielkopolskiego zagłębia upatruje się w tej inwestycji jednego z elementów sprawiedliwej transformacji. Zdaniem części ekspertów wartością jest też obecność w Polsce koreańskiego dostawcy technologii jądrowych. Koreańczycy budowali w ostatnich latach sporo nowych reaktorów.