Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Prezes Apatora: Polska i Europa muszą budować suwerenność technologiczną

Artykuł partnerski
Ten tekst przeczytasz w 5 minut
Maciej Wyczesany, prezes spółki Apator
Maciej Wyczesany, prezes spółki Apator
Lukasz Piecyk
Materiały prasowe

W transformacji energetycznej trzeba stawiać na polski przemysł, regulacje UE na to pozwalają. Gdy utracimy suwerenność technologiczną, staniemy się rynkiem zbytu dla obcych technologii. Kto kontroluje technologie, ten kontroluje infrastrukturę – mówi Maciej Wyczesany, prezes spółki Apator SA i ostrzega: już teraz wielu właścicieli urządzeń w energetyce ich nie kontroluje – są one połączone z chińskimi chmurami.

Czy transformacja polskiej energetyki może oprzeć się na polskiej myśli technologicznej?

Myślę, że nawet nie tyle może, co powinna. Ostatnie tygodnie pokazały najlepiej, czym się kończy brak kontroli nad technologią w obszarach strategicznych, a także jak wygląda pozycja kraju, jeśli jest zależny technologicznie od innego. Dlatego mówię o konieczności.

Rodzime firmy są w stanie obsłużyć transformację energetyki. Mamy jako polscy przedsiębiorcy olbrzymie możliwości i kompetencje do jej przeprowadzenia. A nawet gdybyśmy nie dysponowali jakąś technologią – Chińczycy zrobili naprawdę wiele jako kraj, aby uzależnić świat od swoich rozwiązań – a więc nawet, jeśli nie mielibyśmy określonej technologii, na przykład w przemyśle bateryjnym czy paneli fotowoltaicznych, to polskie firmy mogą być tymi, które kierują projektami, odpowiadają za nie, rekomendują bezpieczne rozwiązania pod kątem standardów komunikacji, systemów sterowania i zarządzania, które pozostaną pod kontrolą Polski. Czyli nie oddajemy technologii kluczowej, na kluczowym poziomie, w obce ręce.

Ogromnym problemem jest cyberbezpieczeństwo

Czy jesteśmy na dobrej drodze, aby potencjał polskich przedsiębiorców został wykorzystany?

Jesteśmy daleko od tej drogi. Zaczynając od rzeczy podstawowej:

w przetargach publicznych na zakup kluczowych elementów infrastruktury nie ma ani słowa o cyberbezpieczeństwie, czy transparentności pochodzenia urządzeń i technologii. Mamy zalew chińskich urządzeń, które w zasadzie nie muszą być certyfikowane, ponieważ nie mamy jako Polska standardów dotyczących cyberbezpieczeństwa dla urządzeń IoT, czyli Internetu rzeczy i systemów stosowanych w energetyce.

Nawet środki w ramach programów aktywizujących przewagi konkurencyjne, takich jak FENG, Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki, bardzo często przeznaczane są na rozwiązania, które nie dadzą nam w przyszłości przewagi technologicznej.

Co więcej, w finansowaniu transformacji wykorzystywane są choćby środki z NFOŚiGW, które przy braku barier wejścia na rynek, praktycznie transferowane są bezpośrednio do firm chińskich przez pośredników sprowadzających ich urządzenia.

W prawie zamówień publicznych należy umieścić odpowiednie zapisy lub wprowadzić regulacje albo zalecenia, które będą promować rozwiązania europejskie i polskie.

Podsumowując: nie ma ani zalecenia, ani regulacji, ani jakichkolwiek wskazań co do promocji przemysłu europejskiego lub polskiego. Myślę, że w pierwszej kolejności powinniśmy zadbać o własne podwórko, w drugiej promować tę ideę na poziomie Unii Europejskiej, która odpowiada za większość regulacji.

Warto dodać, że przepisy europejskie stwarzają nam wiele możliwości promowania własnego przemysłu. Potrzebna jest przede wszystkim wola polityczna i wytyczenie kierunku, a także odpowiedź na pytanie, na jakim poziomie chcemy być właścicielem technologii i mieć nad nimi kontrolę.

Musimy sami zrobić porządki na własnym obszarze, poleganie tylko i wyłącznie na regulacjach europejskich opóźni tylko proces albo wręcz go uniemożliwi.

Czy ostatnie wydarzenia, o jakich pan wspomniał, skutkujące odmienianiem w Europie przez wszystkie przypadki słowa „samowystarczalność”, zwiększają szanse na zmiany?

Myślę że – parafrazując – najbardziej właściwym hasłem jest „Europa first”.

Europa powinna obudzić się z letargu. Raport Draghiego trochę został potraktowany jak wołanie na puszczy, ale ostatnie tygodnie jasno pokazały, jak wygląda zależność technologiczna, problem dezindustrializacji i braku mocy w próbie sił pomiędzy uczestnikami geopolitycznej gry. Jeśli idzie o to, co powinno stać za „Europa first”, to w długim terminie musimy przede wszystkim promować budowanie suwerenności technologicznej, która pozwoli nam na tworzenie własnych rozwiązań i kontrolę nad nimi.

W momencie, kiedy utracimy suwerenność technologiczną jako Polska, jako Europa, staniemy się rynkiem zbytu dla obcych technologii. Będziemy sterowani. To trochę jak z zakupem uzbrojenia bez kodów dostępu do broni.

Polska energetyka w chińskiej chmurze

Ile mamy czasu, aby ten potencjał Europy i Polski nie zniknął bezpowrotnie, a w najlepszym razie, aby nie był piekielnie trudny do odtworzenia?

Polska ma jeszcze bardzo duży potencjał produkcyjny. Natomiast wyczerpuje się model taniego wytwarzania. Jeżeli nie wykorzystamy odpowiednich środków, zdecydowanie nakierowując je na promowania technologii i rozwiązań budujących przewagi, to w bardzo szybkim tempie będziemy tracić kompetencje, docelowo moce wytwórcze a w perspektywie także suwerenność technologiczną. Eliminacja z Europy przemysłu produkującego panele fotowoltaiczne zajęło Chińczykom około 4 lat. Jeszcze niedawno w Europie około sześciu firm wytwarzało panele fotowoltaiczne. Teraz jest bodaj jedna, która efektywnie produkuje.

Generalnie szacuje się, że subwencje do eksportu w Chinach dla firm sprzedających m.in. do Europy, bezpośrednie i pośrednie, sięgają około 20-30 proc. Chińskie firmy działają w bardzo przemyślany sposób ukrywając się pod rejestracją na terenie UE, lub kupując małe firmy potrzebne im dla legitymizacji urządzeń sprowadzanych z Chin jako pochodzenia europejskiego.

To powoduje, że europejscy producenci nie wytrzymują tej nierównej konkurencji. Jeśli coś jest tanie, to znaczy, że to ty jesteś towarem. I my, jako gospodarka, patrząc na infrastrukturę elektroenergetyczną, jesteśmy właśnie towarem do zdobycia.

Kiedy ten proces dojdzie do skutku, odwrócenie tego będzie koszmarnie trudne.

Zwrócił pan uwagę na cyberbezpieczeństwo. Co się może stać w przypadku sieci energetycznej?

Jak wspomniałem, w Polsce brakuje standardów cyberbezpieczeństwa i transparentności pochodzenia urządzeń i technologii stosowanych w energetyce. O ile na poziomie wysokiego napięcia mamy bardzo spójny system zarządzania i podejście do cyberbezpieczeństwa, ponieważ jest on skoncentrowany w jednych rękach, o tyle w pozostałej części energetyki w zasadzie brak jest jakichkolwiek standardów.

Dla przykładu, podam sytuację związaną z farmami fotowoltaicznymi, gdzie mamy zainstalowanych prawie 2 mln inwerterów odpowiedzialnych za sterowanie tymi instalacjami. W związku z brakiem jakichkolwiek standardów cyberbezpieczeństwa dla tych urządzeń praktycznie nie musiały one przejść żadnego badania pod tym kątem. Urządzenia te pracują z otwartymi protokołami komunikacyjnymi, najczęściej w chińskich chmurach, bo ponad 80 proc. tych urządzeń pochodzi z Chin. Myślę, że nawet ich właściciele nie zdają sobie do końca sprawy, że nie mają nad nimi kontroli.

Podobnie nie ma standardów cyberbezpieczeństwa dla liczników energii elektrycznej i urządzeń telemechanicznych.

Problemem nie jest pojedyncze urządzenie. Ani nawet sto. Problemem jest to, że obecnie w sieci elektroenergetycznej działa kilka milionów rozmaitych urządzeń o różnej specyfikacji, sterowników, urządzeń telemechaniki, inteligentnych urządzeń pomiarowych, które umożliwiają dwukierunkową komunikację, gromadzenie i przetwarzanie danych. Problemem jest ich masowość. Celowe działanie na taką ilość rozsianych w całej Polsce urządzeń może być olbrzymim ryzykiem dla infrastruktury krytycznej.

Tworzymy innowacyjny ekosystem

Aby zobrazować potencjał polskiego przemysłu: jak wygląda praca nad innowacjami w Grupie Apator?

Nasze siedem biur badawczo-rozwojowych zatrudnia ponad 150 osób. Dodatkowo mamy ponad 180 programistów różnych specjalizacji, którzy pracują nad zaawansowanymi systemami w zakresie zdalnego odczytu, zarządzania sieciami dystrybucji mediów użytkowych oraz majątkiem sieciowym OSD, a także kompleksowymi rozwiązaniami do zarządzania mediami w przedsiębiorstwach, spółdzielniach mieszkaniowych i jednostkach samorządowych.

Oprócz tego współpracujemy z innymi polskimi firmami w zakresie chociażby technologii łączności. Mamy kooperantów, którzy także posiadają własne biura rozwojowe i zapewniają pracę konstruktorom. To tego typu polskie firmy, które zatrudniają Polaków na miejscu, płacą podatki, tworzą miejsca pracy, kreują przewagi gospodarcze i konkurencyjne kraju.

Tak długo, jak będziemy mieli tego typu rozwiązania, tak długo będziemy gospodarką innowacyjną. W momencie, kiedy staniemy tylko rynkiem zbytu, to oprócz handlowców lub przedstawicieli obcych firm nie będziemy mieli kompetencji i kontroli nad nowymi rozwiązaniami.

Grupa Apator jest obecna na blisko 60 rynkach. Co trafia za granicę?

Mamy rozwiązania, które bardzo dobrze sprzedają się za granicą w różnych segmentach, choćby opomiarowania wody i ciepła czy aparatury łączeniowej. Są to nasze autorskie rozwiązania, w których kontrolujemy od samego początku konstrukcję, komponenty, software i hardware. Praktycznie cała technologia jest pod naszą kontrolą, co daje nam pewność, że nasze urządzenia są szczelne, bez możliwości ingerencji.

Stykacie się z pytaniami o bezpieczeństwo na zagranicznych rynkach?

Tak, bardzo często. Ostatnio mieliśmy audyt klienta z Arabii Saudyjskiej, który oprócz oczywistych kwestii związanych z konstrukcją i łańcuchem dostaw, przede wszystkim, o czym dowiedzieliśmy się na samym końcu, miał się upewnić, że urządzenia produkowane są na miejscu, w Polsce, a nie sprowadzane w kontenerach z Chin do Europy w celu upozorowania zmiany kraju pochodzenia, bo to powszechna praktyka w naszym kraju.

JPO