Amerykańska oferta dla Polski, która może być gotowa na przełomie 2021 i 2022 r., zmobilizowała Paryż. EDF ma w ciągu 12 miesięcy przedstawić własną propozycję.
O determinacji Francuzów w walce o kontrakt w Polsce świadczy to, że w ubiegłym tygodniu francuski premier Jean Castex powołał Philippe’a Crouzet na stanowisko Wysokiego Przedstawiciela ds. Współpracy w dziedzinie cywilnej energetyki jądrowej z Polską. Crouzet i prezes francuskiego giganta energetycznego EDF Jean-Bernard Lévy byli w delegacji francuskiego ministra handlu Francka Riestera, która spotkała się we wtorek m.in. z pełnomocnikiem rządu ds. infrastruktury energetycznej Piotrem Naimskim oraz z ministrem klimatu i środowiska Michałem Kurtyką.
Wysłannik Paryża ma koordynować po stronie Francji inicjatywy związane ze współpracą z Polską i wsparcie różnych ministerstw w tej sprawie. Za kwestie technologiczne ma być odpowiedzialny EDF. Firma w ciągu 12 miesięcy ma przygotować kompleksową ofertę „wraz ze schematem finansowym na budowę reaktorów w Polsce” tak, by polski rząd mógł ją rozpatrzyć wraz z ofertą Amerykanów. EDF jest największym operatorem energetyki jądrowej na świecie – zarządza 56 reaktorami we Francji i 15 w Wielkiej Brytanii. Koncern, w którym ponad 80 proc. udziałów ma francuski rząd, traktuje Polskę, obok Czech, jako kluczowego potencjalnego klienta w Europie.
Możliwe, że Francuzi zdecydują się wkrótce na zbliżony do polskiego program budowy kolejnych reaktorów EPR dla siebie. Prototypowy projekt we Flammanville zaliczył wieloletnie opóźnienie, ale kolejne dwa reaktory, o mocy 1,6 GW każdy, pracują już z dobrym rezultatem w Chinach – są w stanie zapewnić prąd dla 5 mln osób rocznie. Podpisując kolejne kontrakty, np. z Polską czy Czechami, Francuzi mogliby się odbić od technologicznych kłopotów „wieku dziecięcego”. Mimo starań o zrównoważenie krajowego miksu energetycznego (udział atomu ma zmaleć we Francji z 75 do 50 proc. do 2035 r.), w grudniu prezydent Emmanuel Macron okazał solidarność z rodzimym przemysłem jądrowym, zapowiadając rychłą decyzję w sprawie budowy kolejnych EPR we Francji. Jak donosił portal France24, EDF planuje pokazać w połowie roku zoptymalizowaną, tańszą w budowie wersję EPR.
– Program polskiego rządu zakłada budowę sześciu bloków w ciągu 10 lat, w tym czasie także rząd francuski rozważa podobny program. Tak więc synergie byłyby absolutnie oczywiste w zakresie technologii, przemysłu i wymiany doświadczeń. Z punktu widzenia przemysłu cały łańcuch dostaw mógłby być w dużym stopniu zintegrowany. Moglibyśmy ulokować w Polsce znaczące moce produkcyjne zapewniające realizację nie tylko polskiego programu, lecz także części programu francuskiego – zapowiada w rozmowie z DGP Philippe Crouzet. Dodaje, że to czyni ofertę Francji „unikalną”.
– Połączenie tych dwóch programów przyniosłoby efekty skali i skutkowałoby unikalną flotą tych samych urządzeń. A mówimy o technologii, która ma przyszłość, bo będzie powstawać coraz więcej reaktorów EPR, co oznacza, że będą one wspierane przez cały przemysł – w przeciwieństwie do innych technologii, które nie mają innych projektów w toku. EDF jest w stanie wspierać projekty w każdym miejscu na świecie, ale z Polską byłoby to ważne partnerstwo wspierające energetykę jądrową w Europie. A francuski zespół gwarantuje pełną odpowiedzialność za projekty – podkreśla wysłannik Paryża.
Francji zależy na przymierzu państw europejskich, które będą bronić energetykę atomową na forum UE. Decyzją Komisji Europejskiej i większości państw członkowskich energetyka jądrowa nie jest wspierana z unijnej kasy, choć jest niskoemisyjna. Natomiast kraje unijne mają swobodę i mogą samodzielnie decydować o budowie elektrowni jądrowych. Ma to pozwolić zaoszczedzić na drożejących pozwoleniach na emisję CO2. W tej chwili cena pozwolenia na emisję tony CO2 kosztuje grubo ponad 30 euro, podczas gdy jeszcze na przełomie 2017 i 2018 r. oscylowała na poziomie 7–9 euro.
Jednak energetyka jądrowa wzbudza też silne emocje i np. Niemcy pod naporem Zielonych wycofują się z tego sposobu wytwarzania prądu. Niemieccy obrońcy klimatu zaczynają też sprzeciwiać się polskim planom. Minusami tej technologii są też długi okres realizacji i ogromna kapitałochłonność inwestycji. Polska w Polityce energetycznej do 2040 r. (PEP2040) szacuje, że jej program budowy 6–9 GW mocy będzie kosztować ok. 150 mld zł, ale rzeczywisty budżet poznamy dopiero po złożeniu konkretnych ofert przez dostawców. Dlatego kraje UE, które decydują się na te inwestycje, wspierają je często z własnych bud żetów, choć na pomoc publiczną w Unii Europejskiej musi zgodzić się Bruksela.
Zaktualizowany program energetyki jądrowej (PPEJ) przewiduje budowę w Polsce mocy jądrowej w oparciu na sprawdzonych, wielkoskalowych reaktorów PWR (do takich należy m.in. EPR). Bloki miałyby być uruchamiane po kolei w latach 2033–2043 i być w stanie pracować przez ponad 60 lat.
Zakłada się wybór jednej wspólnej technologii oraz jednego inwestora strategicznego powiązanego z dostawcą technologii. W październiku ub.r., tuż przed przegranymi przez Donalda Trumpa wyborami, Warszawa podpisała z USA umowę o współpracy w dziedzinie energetyki jądrowej. Amerykanie zadeklarowali przygotowanie w ciągu 18 miesięcy oferty, która obejmie przygotowanie, eksploatację, a także wkład finansowy przy budowie atomu w Polsce. Wybór partnera i technologii do realizacji inwestycji powinien więc nastąpić na przełomie lat 2021 i 2022.
Co zakłada przyjęta przez rząd Polityka energetyczna Polski do 2040 r.
▪ w 2033 r. ma zostać uruchomiony pierwszy blok elektrowni jądrowej o mocy 1–1,6 GW,
▪ co dwa–trzy lata mają ruszać kolejne bloki – w sumie ma być ich sześć,
▪ do 2030 r. emisja gazów cieplarnianych ma być zredukowana o ok. 30 proc. w stosunku do 1990 r.,
▪ w 2030 r. udział odnawialnych źródeł energii w końcowym zużyciu energii brutto ma wynieść co najmniej 23 proc.,
▪ w 2030 r. moc farm wiatrowych na morzu ma wynieść 5,9 GW, a w 2040 r. ma to już być 11 GW,
▪ do 2040 r. wszystkie gospodarstwa domowe mają ogrzewać się niskoemisyjnymi indywidualnymi źródłami ciepła,
▪ do 2040 r. udział węgla w produkcji prądu w kraju ma spaść do 11 lub 28 proc., w zależności od cen pozwoleń na emisję CO2.