Chiny, USA, Europa i Japonia rozwijają projekty kosmicznych elektrowni słonecznych. Według doniesień Pekin planuje nawet stworzenie działającego systemu do 2030 roku.
Pomysł przechwytywania energii słonecznej za pomocą ogromnych paneli słonecznych w przestrzeni kosmicznej i przesyłania jej z powrotem na Ziemię za pomocą mikrofal – o którym pisał m.in. pisarz science fiction Isaac Asimov – może stać się rzeczywistością.
Jak pisze The Financial Times, Chiny, USA, Europa i Japonia rozwijają już swoje projekty. Jak donoszą chińskie media, Pekin planuje nawet stworzenie działającego systemu do 2030 roku. Z kolei we wrześniu rząd Wielkiej Brytanii zasygnalizuje, że również chce zbadać potencjał tej technologii. Szykowana jest publikacja wyników nowego studium badającego, w jaki sposób kosmiczna energia słoneczna może pomóc Wielkiej Brytanii w osiągnięciu gospodarki zerowej netto do 2050 roku.
Kosmiczne elektrownie słoneczne lepsze od atomu
Raport, przygotowany przez firmę konsultingową Frazer-Nash z udziałem firm europejskich, takich jak Airbus i Thales Alenia Space, stwierdza, że kosmiczna energetyka słoneczna jest nie tylko technologicznie możliwa, ale także, że koszt jednej megawatogodziny w całym okresie eksploatacji może być o połowę niższy niż w przypadku energetyki jądrowej. Z drugiej strony, jeśli sektor prywatny ma pomóc w pokryciu kosztów, państwa będą musiały również zrewidować system prawny regulujący wykorzystanie przestrzeni kosmicznej.
Traktat o przestrzeni kosmicznej z 1967 roku jest „żałośnie nieadekwatny” do możliwości komercyjnych, które szybko się pojawiają – pisze The Financial Times. Poszczególne kraje zaczynają teraz wypełniać próżnię własnymi przepisami dotyczącymi praw i obowiązków handlowych. „To może być przepis na chaos” – ostrzega Rachael O’Grady, partnerka ds. przestrzeni kosmicznej w firmie prawniczej Mayer Brown.
Takie przedsięwzięcie byłoby trudne do zrealizowania przez większość krajów w pojedynkę. Biorąc pod uwagę, że technologia ta może mieć przełomowe znaczenie dla globalnego kryzysu klimatycznego, projekt ten stanowi mocny argument za rozwojem w ramach międzynarodowego partnerstwa.
Oczywiście – taniej jest budować farmy słoneczne na Ziemi. Jednak kosmiczna energia słoneczna, w przeciwieństwie do jej ziemskiego odpowiednika, może być dostarczana przez całą dobę do dowolnego punktu na naszej planecie. Może ona zapewnić podstawowe obciążenie mocy wytwórczych tam, gdzie niezawodne opcje ekologiczne są ograniczone.
Kosmiczna infrastruktura jest coraz tańsza
Do niedawna umieszczenie takiej infrastruktury w kosmosie było po prostu za drogie. Jednak rakieta Falcon firmy SpaceX Elona Muska oraz mniejsze satelity zmieniły to równanie. W badaniu NASA z 2018 r. oszacowano, że typowy koszt wyniesienia na orbitę spadł 20-krotnie w ciągu poprzedniej dekady.
Inne technologie również się rozwinęły. Nowozelandzka firma testuje już bezprzewodowy przesył energii elektrycznej na odległość kilku kilometrów. Obecnie największym wyzwaniem jest rozmiar satelity, który w scenariuszu firmy Frazer-Nash ma szerokość 1,7 km. Dopiero taka skala zapewnia efektywny przesył energii na Ziemię.
Może się to wydawać niemożliwe. Jednak John Mankins, były fizyk z NASA, opracował koncepcję SPS-Alpha. Według jego projektu jeden satelita mógłby składać się z tysięcy małych jednostek energii słonecznej, montowanych w przestrzeni kosmicznej przez roboty, których technologia również szybko się rozwija.
Nie ma jednak gwarancji, że kosmiczna energia słoneczna będzie ekonomiczna. Nawet jeśli koszty wzrosną, wszelkie innowacje w takich dziedzinach jak przesyłanie energii i robotyka mogą się opłacić, nawet jeśli satelity słoneczne – nie. Kosmiczna energia słoneczna nie musi pozostać science fiction, tak jak kiedyś komercyjne podróże kosmiczne. Owszem, istnieje ryzyko, że obiecujące technologie, takie jak kosmiczna energetyka słoneczna, mogą nie zadziałać. Jednak przy odpowiedniej zachęcie i planowaniu to źródło energii odnawialnej może funkcjonować jeszcze za naszego życia.