Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Płacimy rachunek za dekady zaniedbań w energetyce [WYWIAD]

Grzegorz Kowalczyk
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego
Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego
mat. prasowe

Politycy nie rozumieją często trudności, z jakimi się mierzą - mówi Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego.

Urząd Regulacji Energetyki ogłosił drastyczne podwyżki taryf dla gospodarstw domowych. Przedsiębiorcy również powinni liczyć się z dalszymi podwyżkami cen?

Część firm zdążyła już zakontraktować energię na następny rok. W ostatnich miesiącach spółki obrotu powinny były również kupić swoje kontrakty. Jeśli jednak część przedsiębiorców bazuje wyłącznie na zakupach na rynku spotowym to musi liczyć się z astronomicznymi wydatkami na Towarowej Giełdzie Energii. Wahania są bardzo duże i oddziałują na nie bardzo różne czynniki, nie zawsze zależne od sytuacji w kraju. Przykładowo, w ostatnich dniach ceny na europejskich rynkach wzrosły z powodu mniejszej produkcji energii we francuskich reaktorach jądrowych. Spadek wytwarzania, wysokie ceny CO2, rekordowe ceny gazu - to wszystko sprawia, że energia będzie drożeć. Już teraz uwzględniając koszty CO2 czy wydobycia węgla, wzrost w stosunku do 2018 r. jest nawet pięciokrotny.
 

Jakie mogą być konsekwencje dla polskiej gospodarki?

To ogromne obniżenie konkurencyjności produkcji i świadczenia usług w Polsce. Przemysł energochłonny ma gigantyczne kłopoty - najpierw przez drogie uprawnienia do emisji CO2, a teraz przez bardzo wysokie ceny energii i gazu. By temu zaradzić należałoby bardzo zdecydowanie postawić na OZE. A na to się nie zapowiada, a nawet jeśli, to zmiany z pewnością nie będą szybkie.

Dlaczego? Czy firmom w Polsce trudno jest dziś budować OZE?

Faktycznie, firmy widząc co dzieje się na rynku coraz częściej wchodzą w autogenerację. Najprościej wybudować fotowoltaikę, bo nie oddziałuje to zbyt mocno na środowisko. Nie wybudujemy jednak nowych wiatraków, bo nie pozwala na to prawo, a instalacje biomasowe są dość skomplikowane administracyjnie. Największym problemem lądowego OZE są jednak sieci dystrybucyjne i przesyłowe. Nie ma planu na to, jak rozwinąć sieć, by dostosować ją do transformacji. Rozproszone źródła potrzebują zupełnie innego sposobu zarządzania i strategii niż aktywa węglowe.

Biznes już teraz narzeka na problemy z przyłączeniami.

Konieczna jest także modernizacja całego systemu dystrybucji energii. Dotychczas było to stałym źródłem przychodów dla spółek skarbu państwa, a teraz zaczęły one duże dezinwestycje krótkoterminowe w tym obszarze. To niebawem okaże się ogromnym problemem, sprawi, że zdolności przyłączeniowe nowych mocy będą niewystarczające.

Jaki jest pomysł rządu na poradzenie sobie z tym kłopotem?

Są różnice zdań. Grupa osób skupiona wokół ministra Piotra Naimskiego uważa, że jedynym rozwiązaniem dla Polski jest atom. To sprawia, że obecny system elektroenergetyczny jest przygotowywany pod tę inwestycje. A będzie ona bardzo trudna do ukończenia. Inni są zwolennikami przystosowywania sieci do zwiększającej się liczby instalacji OZE. To zresztą spór dotyczący nie tylko samej kwestii sposobu budowy sieci, lecz konflikt ideologiczny.

Dlaczego?

Część rządu jest zdania, że można i należy upaństwowić energetykę - skupić zarówno wytwarzanie, jak i dystrybucję w publicznych spółkach. Tymczasem widać, że rynek działa sprawniej, łatwiej mu podejmować decyzje. Gdyby rozwój polskiej energetyki zależał przede wszystkim od podmiotów prywatnych bylibyśmy w znacznie korzystniejszym położeniu. Takie firmy mają większą motywację do szybkich działań dzięki czemu podejmują bardziej racjonalne decyzje.
 

Czy w ogóle możliwe jest mniej polityki w energetyce? To w końcu strategiczny dla kraju sektor.

Można w większym stopniu ufać biznesowi. Jednak nie sama polityka jest problemem, a ideologia. A ta jest totalnie niezrozumiała dla biznesu, bo próbuje powstrzymywać narastające trendy niewynikające wyłącznie z polityki UE. Przedsiębiorcy chcą po prostu dostępnej i taniej energii. Takie oczekiwania są często w sprzeczności np. z mrzonkami o długoterminowym wydobyciu węgla. Upór polityków co do węgla spowodował, że wysokie ceny to nie tylko przejściowy problem, ale długoterminowy, ogromny kłopot dla całej polskiej gospodarki. To zaniedbanie nie tylko obecnej ekipy, ale dekad. Politycy nie rozumieją często trudności z jakimi się mierzą - pamiętajmy, że sieci elektroenergetyczne to największa budowla w Polsce. A częsta rotacja stanowisk nie sprzyja spójności politycznych koncepcji.

Jak w tym kontekście można ocenić ostatnie zmiany legislacyjne - np. w zakresie fotowoltaiki?

Polacy polubili model prosumencki, bo jest dość wolnościowy, choć dość drogi dla systemu. Jednak zamiast zmniejszyć po prostu skalę dopłacania do instalacji, politycy stwierdzili, że obecny sposób rozwoju energii słonecznej źle oddziałuje na sieci. To może być prawda, jednak rozwiązaniem nie jest to co wprowadzono, czyli ograniczenie liczby podmiotów, które mogą instalować fotowoltaikę na dachach. Ograniczono dostęp do rynku, bo firma odpowiedzialna za instalację będzie musiała posiadać spółkę obrotu energią. A to obecnie bardzo duży koszt. Instalacje prosumenckie nadal będą powstawać, jednak nastąpi oligarchizacja rynku. I nie rozwiąże to problemu produkcji niedopasowanej do zapotrzebowania.

Z drugiej strony ustawa odległościowa ograniczająca inwestycje w wiatraki na lądzie wciąż nie została zniesiona.

Bardzo potrzebujemy liberalizacji tego prawa. Prawdą jest, że wcześniej mieliśmy do czynienia z patologiami deweloperów, ale da się im zaradzić w inny sposób. Energia wiatrowa to jedno z najtańszych dostępnych dziś rozwiązań. A nowe inwestycje to impuls do obniżenia ceny. Nawet one nie powstaną jednak błyskawicznie - od zniesienia ograniczeń do finalizacji projektu trzeba poczekać ok. 6-7 lat.

To oznacza, że musimy pogodzić się z wyższymi cenami energii?

Większość procesów z którymi się borykamy da się przewidzieć. Wiemy jakimi mocami dysponujemy, jak dużo nowych przyłączeń nas czeka i kiedy z systemu wypadają aktywa węglowe. I widać, że przy ogromnym zapotrzebowaniu na energię w najbliższych latach nie zdołamy zaspokoić go wyłącznie dzięki OZE. A to będzie czynnik wpływający na podwyżki. Trzeba brać też pod uwagę zawirowania związane z kosztami ETS czy dostawami gazu zza wschodniej granicy.

Na ile UE może nam pomóc w transformacji energetycznej?

Fundusze unijne są bardzo ważne w kontekście minimalizowania kosztów społecznych - np. w miejscowościach górniczych. Ale to będzie mały fragment środków, jakie trzeba przeznaczyć na systemową zmianę. Pieniądze z UE nie wystarczą na to by uratować naszą energetykę.

Rozmawiał Grzegorz Kowalczyk