Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Reforma ETS jest możliwa, ale potrwa

Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Emisje gazów cieplarnianych
Porozumienia nie udało się również znaleźć w sprawie przyszłości EU ETS. Z postulatem reformy systemu pojechał do Brukseli premier Mateusz Morawiecki
ShutterStock

W kwestiach spornych dotyczących transformacji energetycznej w Unii nie ma porozumienia. Warszawie udało się jednak przełamać izolację.

Dwa kluczowe punkty z energetycznej agendy UE – przyszłość rynku uprawnień do emisji (EU ETS) oraz finansowania energii jądrowej i gazu – nie znalazły odzwierciedlenia w konkluzjach z zeszłotygodniowego szczytu w Brukseli. Ale rozmowy przywódców pokazały nowy układ sił.

Taksonomia, czyli zielone kryteria dla rynków finansowych, mające określać, które technologie będą mogły liczyć na wsparcie jako zgodne z unijną polityką klimatyczną, mają zacząć obowiązywać już od nowego roku. Na tę chwilę nieprawdopodobne wydaje się jednak, by do tego czasu miało się rozstrzygnąć, czy na warunkowy status ekologicznych będą mogły liczyć inwestycje w dwie strategiczne technologie. Chodzi o gaz ziemny – według części krajów niezbędny w okresie odchodzenia od węgla, zdaniem krytyków zaś paliwo kopalne, którego wspieranie podważy wiarygodność UE w dziedzinie ochrony klimatu – oraz o nieemisyjny atom, którego ujęcie w taksonomii blokują Niemcy, Austria i Luksemburg.

Sygnały, że porozumienie jest coraz bliższe, płynęły w ostatnim czasie z KE, która ma zaproponować kształt regulacji w tej sprawie. W październiku Ursula von der Leyen stwierdziła, że oprócz źródeł odnawialnych Europa potrzebuje w swoim miksie energetycznym stabilnego źródła, jakim jest atom, a w okresie przejściowym również gazu. Zmierzająca w tym kierunku propozycja Komisji miała zostać przedstawiona do końca grudnia, przy czym projekty gazowe – według przecieków z Brukseli – miały dostać szansę dostępu do zielonego finansowania do 2030 r. w przypadkach, gdy zastępują instalacje oparte na węglu i pod warunkiem stosunkowo niskiej emisyjności (do 270 g CO2 na 1 kWh prądu).

Aby propozycja KE w tej sprawie mogła wejść w życie, musi jednak uzyskać poparcie unijnych rządów i Parlamentu Europejskiego – stąd pojawienie się tej kwestii na agendzie szczytu. Państwa, które – jak Polska czy Czechy – liczyły na ujęcie w taksonomii obu kontrowersyjnych technologii, chciały, żeby w konkluzjach znalazły się zapisy o poparciu dla takiego właśnie kompromisu. Ostatecznie jednak Berlin, w którym władzę przejęła koalicja z udziałem tradycyjnie antyatomowych Zielonych, utrzymał łagodniejsze w tonie, ale sceptyczne wobec atomu stanowisko. Kanclerz Olaf Scholz przekonywał, że znaczenie taksonomii jest przeceniane i że dokument ten nie ograniczy możliwości państw członkowskich dotyczących wyboru własnej ścieżki transformacji. Bardziej stanowczy język utrzymała Austria, która jeszcze przed szczytem zagroziła, że korzystną dla atomu propozycję Brukseli zaskarży do unijnego Trybunału Sprawiedliwości.

Porozumienia nie udało się również znaleźć w sprawie przyszłości EU ETS. Z postulatem reformy systemu pojechał do Brukseli premier Mateusz Morawiecki. Przedstawione propozycje rządu odbiegały jednak od tych dotyczących natychmiastowego zawieszenia ETS lub wyłączenia z niego Polski, które znalazły się w przyjętej z inicjatywy posłów Solidarnej Polski uchwale Sejmu. Dzięki temu głos domagający się ograniczenia wahań cen CO2 wybrzmiał silniej, bo oprócz Warszawy podobne stanowisko zaprezentowały m.in. Czechy, Węgry, Francja czy Hiszpania.

Zdaniem eksperta ds. klimatyczno-energetycznych Aleksandra Śniegockiego sam przebieg dyskusji na unijnym szczycie wpłynie na oczekiwania rynku. – O ile postulat zawieszenia systemu nie mógł znaleźć poparcia wśród innych państw unijnych, o tyle apele o przyjrzenie się roli instytucji finansowych oraz zastanowienie się nad wprowadzeniem mechanizmów ograniczających wahania cen uprawnień już od jakiegoś czasu pojawiały się ze strony wielu stolic europejskich. Głosy te zostały wzmocnione w ostatnich tygodniach, po nagłych skokach cen uprawnień. Myślę, że temat ten nie zniknie z agendy i KE będzie musiała przedstawić propozycje dodatkowych zmian systemu – mówi DGP Śniegocki. Zaznacza jednak, że ewentualna reforma potrwa wiele miesięcy i nie wpłynie już na sytuację w tym sezonie grzewczym.