W obliczu spodziewanych mrozów odciętym od prądu i ciepła oblężonym miastom grozi katastrofa humanitarna.
Infrastruktura energetyczna odgrywa z każdym dniem coraz większe znaczenie w wojnie w Ukrainie. – Odcięcie dostępu do gazu, prądu, paliw i innych surowców jest wykorzystywane przez Moskwę jako element walki – ocenia Mateusz Bajek, analityk ds. energii w firmie Esperis Consulting. Włączenie energetyki do arsenału wojennego Kremla dostrzega też były szef Agencji Wywiadu płk Grzegorz Małecki. – Uderzenie w infrastrukturę krytyczną – energetykę czy systemy komunikacyjne, łączność – pozwala w swoisty sposób „zadusić” ofiarę, a dzięki temu sparaliżować i przejąć kraj mniejszym kosztem – wyjaśnia. – To strategia dobrze znana z przeszłości. Zmuszanie do uległości poprzez uderzanie w ludność cywilną, odcinanie jej dostępu do energii, do wody pitnej, żywności, zaopatrzenia, to metody, które stosowano choćby w czasie powstania warszawskiego – dodaje Małecki.
Pod koniec ubiegłego tygodnia siły rosyjskie ostrzelały, a następnie przejęły we władanie największą w Europie zaporoską elektrownią jądrową. Prace w dalszym ciągu realizuje personel ukraiński, ale pod dowództwem Rosjan. Wcześniej już pod kontrolą Moskwy znalazła się nieczynna jednostka w Czarnobylu. W niedzielę rosyjskie rakiety spadły na Narodowe Centrum Badawcze Instytutu Fizyki i Technologii w Charkowie, gdzie mieści się badawczy reaktor jądrowy. A ważą się losy kolejnej wielkoskalowej elektrowni Jużnoukraińsk. Jeśli zostanie przejęta, w rękach Rosji znajdzie się połowa ukraińskich mocy jądrowych.
Jak ocenia były szef Agencji Wywiadu, uderzenie w instalacje nuklearne to przede wszystkim element prowadzonej przez Władimira Putina wojny psychologicznej. – Symulowanie ataku na reaktory ma na celu wywołanie paniki oraz wywarcie presji na opinię publiczną na Zachodzie. Okazuje się to zresztą dość skuteczne – mówi DGP.
Ale nasilają się również ataki na infrastrukturę gazową. W niedzielę zniszczeniu przez siły okupacyjne uległ główny gazociąg łączący Donieck z Mariupolem. Efektem – według operatora sieci (GTSOU) – może być odcięcie od dostaw nawet miliona odbiorców w południowo-wschodniej Ukrainie. W niedzielę nieczynnych było 39 stacji dystrybucyjnych gazu w 7 regionach. Jeszcze w piątek takich przypadków raportowanych przez GTSOU było kilkanaście. Spółka deklaruje, iż szuka technicznych rozwiązań pozwalających na ograniczenie strat i przywrócenie dostaw. Zastrzega jednak, że naprawa infrastruktury jest aktualnie niemożliwa ze względu na intensywność działań wojennych. Operator podkreśla, że wzięcie przez okupantów na celownik infrastruktury krytycznej stwarza ryzyko katastrofy humanitarnej w ukraińskich miastach.
Odcięty od wody, prądu, gazu i zaopatrzenia jest już m.in. Mariupol, gdzie przebywa ok. 200 tys. cywilów. Organizacje humanitarne oceniają panujące tam warunki jako katastrofalne i wzywają do pilnej ewakuacji ludności cywilnej. Uruchomienie korytarza humanitarnego dwukrotnie zablokowały jednak wojska rosyjskie, kontynuując ostrzał miasta – również na trasie, którą miał przemieszczać się konwój. Siły okupacyjne odrzucają te oskarżenia i obarczają siły ukraińskie odpowiedzialnością za uniemożliwienie ewakuacji.
Zagrożenie dla pozostających w oblężonych miastach potęguje coraz bardziej odczuwalne w Ukrainie ochłodzenie. W nocy temperatury spadają poniżej zera, a już wkrótce – według synoptyków – może zrobić się jeszcze zimniej. W drugiej połowie tygodnia fala arktycznego powietrza ma przynieść w tej części Europy dwucyfrowe mrozy. – Jeśli te prognozy się potwierdzą, katastrofa humanitarna jest bardzo realnym niebezpieczeństwem. Obawiam się, że Władimir Putin jest zdolny do wykorzystania takiego argumentu i zrzucenia odpowiedzialności za skutki na stronę ukraińską – przyznaje Mateusz Bajek.
W związku z narastającą presją na infrastrukturę energetyczną na znaczeniu będzie zyskiwać wsparcie dla Ukrainy w postaci alternatywnych źródeł dostaw energii i surowców. – Kraje Zachodu mogą pomóc, np. wysyłając gaz, węgiel i paliwa. Niestety, zwłaszcza jeśli chodzi o ten ostatni towar, w grę wchodzi w zasadzie wyłącznie wożenie ich do Ukrainy cysternami, co jest dosyć drogie – mówi Bajek.
– Wiemy, że na ile jest to możliwe, jest to realizowane m.in. przez Polskę. Niestety jednak połączenia infrastrukturalne, zwłaszcza związane z dostawami ropy naftowej, nie są najlepiej przygotowane na tę ewentualność, choć specjaliści mówili o takiej potrzebie – uważa płk Małecki.
Jak podkreśla były szef Agencji Wywiadu, najważniejsze jest jednak zwiększanie presji politycznej i ekonomicznej na Rosję – także tej pośredniej, np. poprzez relacje z Chinami. A równocześnie – wsparcie wojskowe i humanitarne dla Ukrainy.