Większość państw UE, obawiając się kosztów ekonomicznych, nie chciała obejmować sankcjami dostaw rosyjskiego gazu (jak chciały m.in. Polska i kraje bałtyckie).
Jak pisaliśmy w DGP w zeszłym tygodniu, z rąk Unii wymknęły się już sporządzone na początku inwazji plany ograniczenia importu o dwie trzecie w tym roku, a dyskusja o przyjęciu wiążących celów i terminów, tak jak stało się to w przypadku ropy i produktów naftowych, niemal zupełnie zamarła. Zamiast skoordynowanego i sprawnego procesu redukowania dostaw unijna „27” pozostawiła gazową derusyfikację w rękach poszczególnych państw członkowskich. Tym samym, jak się okazuje, otworzyła pole do dalszych manipulacji dla Kremla.
W zeszłym tygodniu Rosja całkowicie zakręciła kurki z gazem płynącym do Francji i znacząco ograniczyła przesył dla Niemiec i Włoch, swoich największych europejskich klientów. Ograniczenia dotknęły też Austrię, Czechy i Słowację. Pod koniec tygodnia, jak wynika z danych operatorów, dzienny przesył Nord Streamem był na poziomie ok. 70 mln m sześc. w porównaniu z ponad 154 mln tydzień wcześniej.
Przed zakłóceniami dostaw nie uchroniło klientów Gazpromu podporządkowanie się procedurze płatności za gaz w rublach. Oficjalna wersja podawana przez stronę rosyjską głosi, że przyczyny restrykcji są techniczne. Ale wicekanclerz Niemiec Robert Habeck nie ma wątpliwości: decyzje Moskwy mają charakter polityczny i obecną sytuację na rynku gazu nazwał „próbą sił”. Zaś premier Włoch Mario Draghi, który jeszcze w maju przekonywał, że przyjęcie przez największych odbiorców nowych zasad regulowania należności wobec Gazpromu oddala zagrożenie dla dostaw, w czwartek określił rosyjskie wyjaśnienia jako kłamliwe.
Perturbacje związane z dostawami już pod koniec ubiegłego tygodnia spowodowały, że notowania gazu na holenderskiej giełdzie w Rotterdamie po raz pierwszy od marca wystrzeliły powyżej 120 euro za megawatogodzinę. A ten tydzień może przynieść kolejne podwyżki.
Ograniczenia w dostawach gazu dla Europy mogą się na tym nie skończyć, mówił w zeszły czwartek wicepremier Rosji Aleksander Nowak. Gazprom, który ponad miesiąc temu zatrzymał już przesył rurociągiem jamalskim, zapowiada w lipcu – w ramach prac utrzymaniowych – całkowite wyłączenie Nord Stream 1. Już od jutra podobne prace są planowane zaś na kolejnym z głównych szlaków dostaw do Europy – Turk Streamie.
Stawia to pod znakiem zapytania szanse państw UE na uzupełnienie wciąż dość mocno wydrenowanych zapasów gazu przed rozpoczęciem sezonu grzewczego. Średni poziom wypełnienia europejskich magazynów ledwo co przekroczył 50 proc. Stan zapasów jest krytyczny w Szwecji (13,3 proc.), a niewiele lepiej jest w Chorwacji (24,5 proc.), Bułgarii (31,5 proc.), na Węgrzech (37,3 proc.), w Rumunii (38,1 proc.) czy Austrii (40,9 proc.). Z kolei Francja, Niemcy i Włochy zdołały do tej pory zapełnić nieco ponad połowę objętości swoich magazynów.
Zgodnie z projektowanymi regulacjami, w sprawie których miesiąc temu kompromis wypracowały państwa członkowskie UE i europarlament, do końca października gazowe rezerwy Europy miały zostać zapełnione co najmniej w 80 proc. Ale według analityków Wood Mackenzie ograniczenia dostaw Nord Streamem oddala tę perspektywę. Według ich wyliczeń utrzymanie przesyłu na poziomie zbliżonym do obecnego oznacza, że w listopadzie magazyny zostaną zapełnione maksymalnie w dwóch trzecich, a jeśli Gazprom całkiem wstrzyma dostawy tym szlakiem, Europa wejdzie w sezon grzewczy z zapasami na poziomie niecałych 60 proc. mocy magazynowych. To zaś będzie oznaczać groźbę wyczerpania rezerw błękitnego paliwa w środku zimy.
Berlin już zapowiada w związku z tym oszczędzanie gazu, który przede wszystkim ma trafiać do magazynów. Jak podkreślił wczoraj Robert Habeck, działania rządu obejmą daleko idące ograniczenia zużycia gazu w energetyce kosztem intensywniejszej eksploatacji bloków węglowych. – Inaczej sytuacja zimą stanie się bardzo napięta – tłumaczył. – To gorzkie, ale po prostu konieczne w zaistniałej sytuacji – mówił przedstawiciel Zielonych, których flagowym postulatem było dotąd przyspieszenie coalexitu.
O tym, że racjonowanie gazu w sezonie zimowym nie grozi Polsce, zapewniali kilkakrotnie przedstawiciele rządu w Warszawie. Nasz kraj dysponuje niemal pełnymi magazynami gazu, ale perturbacje sprawią, że trudniejszy niż do tej pory będzie dostęp do gazu z innych rynków UE, w tym z kierunku zachodniego, który zyskał dla nas znaczenie po wstrzymaniu dostaw przez Gazprom. ©℗
Bliżej regulacji cen węgla
Prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu parlament rozpocznie prace nad projektem, który ma zabezpieczyć przystępne ceny paliw stałych dla gospodarstw zagrożonych z powodu węglowej drożyzny. Zgodnie z rządową propozycją, która w piątek trafiła do Sejmu, na rekompensaty będą mogły liczyć podmioty sprzedające opał produkowany w Polsce po maksymalnie 996,60 zł za tonę. Na pomoc, której wypłata ma się rozpocząć w przyszłym roku, zaplanowano 3 mld zł. ©℗
ms