Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Prezes Marma Polskie Folie: W walce ze zmianami klimatycznymi potrzebujemy „kija i marchewki”

Ten tekst przeczytasz w 5 minut
marma_v2
fot. materiały prasowe

- Dzisiaj bycie ekologiczną firmą kosztuje więcej, ale myślę, że i tak warto ponieść te koszty (…). Można mieć nieco niższe zyski, ale zyskać poczucie, że prowadzi się etyczny biznes – mówi Marta Półtorak, prezes firmy Marma Polskie Folie.

Czy w firmie, która od ponad trzydziestu lat zajmuje się produkcją folii jest miejsce na myślenie o ekologii i klimacie? Jedno z pierwszych skojarzeń, które przychodzi mi na myśl w zestawieniu ze słowem folia, to plastik i tworzywa sztuczne.

Marta Półtorak, prezes firmy Marma Polskie Folie: - To prawda. Co więcej, jeżeli ktoś słyszy słowa: „tworzywa”, „plastik”, to od razu kojarzy mu się to z czymś, co na pewne jest „złe”. Uważam, że to stereotyp. Tak jak w innych dziedzinach, tak w przypadku tworzyw sztucznych brakuje edukacji społeczeństwa. Problem z tworzywami nie polega na tym, że one są w gruncie rzeczy złe, tylko na tym, że my nie potrafimy się z nimi odpowiednio obchodzić. Jeżeli powstałby system edukowania społeczeństwa, który pozwalałby na odpowiednią zbiórkę odpadów i przetwarzanie tworzyw sztucznych, to nie byłoby tego problemu. Tworzywa sztuczne czasami da się zastąpić innym materiałem, a czasami nie. Warto też spojrzeć na to z innej strony. Bo w czym jest lepszy papier od folii? Na wyprodukowanie tony papieru zużywamy hektolitry wody, której dostępność stanowi coraz większy problem na świecie; trzeba też wyciąć drzewa, które najpierw muszą długo rosnąć, a tego czasu nie da się kupić. Stawiam więc pytanie: czy lepszym jest użycie folii, a następnie jej powtórne przetworzenie, czy użycie papieru, który później praktycznie do niczego się nie nadaje? Kolejny przykład to szkło. Ile energii trzeba zużyć do produkcji szkła? Jaki jest ślad węglowy jego transportu? A opakowania z tworzyw sztucznych są znacznie łatwiejsze w transporcie, zaś ich produkcja nie ma skutków ubocznych dla środowiska.

Produkcja folii w Marmie również?

- Od początku działalności naszej firmy zwracaliśmy uwagę na elementy związane z ochroną środowiska. Przy przetwórstwie tworzyw sztucznych z wykorzystaniem naszej technologii, nie wydzielają się żadne szkodliwe substancje uboczne. Tam gdzie one mogłyby powstać, stosujemy filtry, dzięki którym powietrze, które wydostaje się z zakładu, jest czystsze niż to, które wykorzystaliśmy podczas produkcji. Używamy dopalaczy katalitycznych, które pozwalają na odzyskiwanie energii podczas procesu produkcji. Dodatkowo, jeżeli w procesie produkcji powstaje odpad, to jest on natychmiastowo przetwarzany. Mamy bardzo mocno rozwinięty dział recyklingu, gdzie zużytą folię przetwarzamy z powrotem na pełnowartościowy produkt.

Inwestujecie dużo w badania i rozwój. Czy dział odpowiedzialny za R&D pracuje również nad „zielonymi” innowacjami, które zmniejszają odziaływanie państwa produktów na środowisko?

- Oczywiście, że tak. W każdym naszym zakładzie funkcjonuje dział badawczo-rozwojowy. Jednym z głównych założeń firmy i pracy tego działu jest opracowywanie rozwiązań, które umożliwią współistnienie w zgodzie z naturą. Staramy się, żeby Marma była co najmniej neutralna, jeżeli chodzi o oddziaływanie na środowisko. Pracujemy nad tym, żeby zmniejszać masę naszych produktów przy zachowaniu ich odpowiednich właściwości. Drugi trend to przystosowywanie naszych wyrobów do recyklingu, tak aby tworzywa, z których powstały produkty mogły otrzymywać „drugie życie” i przez jak najdłuższy czas służyć człowiekowi.

Czy oprócz działalności edukacyjnej biznes powinien partycypować finansowo w walce ze zmianami klimatycznymi? Mówi się przecież, że gdyby nie producenci, to na rynku nie byłoby tyle tworzyw sztucznych.

- Biznes nie pracuje dla siebie. Jeżeli produkt nie znajduje nabywców, to znika z rynku. Przedsiębiorcy pracują na rzecz konsumentów. Uważam, że to nie tylko biznes powinien zapłacić – choć również– ale wszyscy powinniśmy ponieść koszt tego, że tak niefrasobliwie obchodzimy się ze środowiskiem. Nie obciążałabym tylko i wyłącznie przemysłu. Czasami sięgamy po rozwiązania, które wydają się bardzo skuteczne, ale one wcale takie nie są, a jedynie mylą nas na pierwszy rzut oka. Jeżeli obciążymy producentów wszystkimi kosztami, to oni przeniosą te koszty na dystrybutorów, a dystrybutorzy na ostatecznego konsumenta. Jestem reprezentantem biznesu, ale też konsumentem i korzystam ze wszystkiego, co dostarcza nam współczesny świat. Lepiej czułabym się, gdyby ktoś od razu mi powiedział, że w cenie konkretnego produktu jest określony koszt związany z ochroną środowiska. Nie wiem, czy lepszym rozwiązaniem jest powiedzenie: „producencie, daj tyle i tyle pieniędzy, konsument zapłaci”. Czy środowisko w jakikolwiek sposób na tym skorzysta? Czy to jest rozwiązanie problemu?

Co nim zatem jest?

- Uważam, że zawsze lepsza jest metoda „kija i marchewki”.

Jaki to „kij”?

- Na tych, którzy nie pracują nad redukcją emisyjności i zmniejszeniem poziomu eksploatacji środowiska, można by nakładać kary z uwagi na to, że nie stosują się do norm, których wszyscy powinniśmy przestrzegać. Stwórzmy też takie przepisy, które promowałyby firmy, którzy chcą pracować na rzecz ochrony środowiska i minimalizują negatywne skutki swojej działalności. I oczywiście miejmy taką świadomość, że zapłacimy za to wszyscy. Pół biedy, jeśli tylko w wymiarze finansowym. Jeżeli nie będziemy podchodzić do spraw związanych z ochroną środowiska w sposób bardzo poważny i świadomy, to zapłacimy za to swoim zdrowiem i jakością życia, a docelowo tym, że nasza planeta nie poradzi sobie z wyniszczającą gospodarką, bo takową prowadzimy.

Czy nie jest trochę tak, że to konsumenci wymusili zmiany w podejściu firm, oceniając ich politykę pod kątem dostrzegania wyzwań klimatycznych? Być może firmom, które nie analizują kwestii swojego wpływu na środowisko, coraz trudniej jest znajdować klientów?

- Powiem wprost i brutalnie. Jesteśmy ideowcami, ale tylko do pewnego momentu. Działamy odruchem serca, ale nie jesteśmy w tym systemowi. Dlatego potrzebne są pewne regulacje z poziomu państw i kontynentów. Dobrze, żeby porozumieli się też możni tego świata. Już nie wystarczy, że jakaś społeczność lokalna będzie dbała o swoje najbliższe otoczenie, bo za chwilę okaże się, że zatruwa nas sąsiad. Potrzebujemy odgórnych regulacji i powinniśmy to wymusić na rządzących. Jeżeli chodzi o konsumentów, to często nasze postępowanie wynika z niewiedzy. Powiedzmy, że wybieram bawełnianą torbę zamiast opakowania foliowego. Tylko, żeby zrównoważyć wpływ wyprodukowania tej bawełnianej torby na środowisko, to muszę użyć jej sto razy, żeby „wyjść na zero” w porównaniu z opakowaniem z tworzywa sztucznego. Pytanie, czy ja skorzystam z tej torby sto razy? Ile razy w międzyczasie będę musiała ją wyprać i użyć w tym celu detergentów? Czasami wydaje się nam, że działamy pro środowiskowo, a robimy coś zupełnie odwrotnego. I tu wracam do edukacji. My najpierw musimy wiedzieć, a nie działać na zasadzie stereotypu.

- Nie zapominajmy też, że na końcu zawsze przychodzi proza życia. Prosty przykład to pandemia koronawirusa, kiedy używaliśmy maseczek i w większości były to maseczki tworzywowe. Ekologia zeszła na dalszy plan. Ile z tych maseczek trafiło do śmietników na ulicach, albo wylądowało na trawnikach? Gdyby one trafiły w jedno miejsce, to mogłyby zostać przetworzone, ale tak się nie stało. Kolejny przykład prozy życia: jako Marma prowadzimy gospodarstwo ekologiczne, gdzie uprawiamy chociażby ekologiczną borówkę amerykańską i winorośl. I proszę mi wierzyć, że konsument, który ma mniej zasobny portfel, nie wybierze produktów z uprawy ekologicznej, bo te po prostu są droższe. Przeciętny Polak mając do wyboru nieco droższy produkt ekologiczny i tańszy produkt ze zwykłych upraw, wybierze ten tańszy. To jest brutalna prawda, która pokazuje, jaką cenę jesteśmy w stanie zaakceptować, żeby wyeliminować niezdrowe produkty. O ile więcej zgodzimy się zapłacić?

Jak wpisuje się w to projekt przepisów o rozszerzonej odpowiedzialności producentów za odpady opakowaniowe, który proceduje Ministerstwo Klimatu i Środowiska.

- Czasami zastanawiam się z kim ministerstwo czy osoby odpowiedzialne za legislację konsultują pewne projekty. Rozumiem, że absolutnie potrzebna jest odpowiedzialność, ale czy ona powinna być nałożona tylko na producenta? Według mnie nie. Ta odpowiedzialność powinna dotyczyć wszystkich: producentów, dystrybutorów i odbiorców. Powiedzmy, że to producent zapłaci, tylko co to naprawi, jeżeli chodzi o środowisko? Pieniądze są ważne, ale potrzebna jest wspomniana już przeze mnie „marchewka” dla tych, którzy działają szerzej niż wynika to z nałożonych na nich obowiązków. Może ułatwmy dostęp do kredytów na ekologiczne inwestycje albo niech te kredyty będą niżej oprocentowane. Być może to spowodowałoby, że firmy zaczną garnąć się do rozwiązań przyjaznych środowisku.

Bycie ekologiczną firmą kosztuje więcej?

- Zdecydowanie tak. Dzisiaj bycie ekologiczną firmą kosztuje więcej, ale myślę, że i tak warto ponieść te koszty, bo korzyści jakie niesie to dla ludzi, są niewspółmiernie większe. Można mieć nieco niższe zyski, ale zyskać poczucie, że prowadzi się etyczny biznes.

Rozmawiała Dominika Pietrzyk