Wbrew czarnym scenariuszom europejskie rynki spokojnie zareagowały na wstrzymanie dostaw rosyjskiego gazu.
W środę Gazprom znowu zatrzymał dostawy gazu rurociągiem Nord Stream. Mimo to ceny surowca na giełdzie nie tylko nie wzrosły, ale wręcz zmalały. W dużej mierze to zasługa podwyższonej gotowości państw europejskich do odparcia gazowego szantażu Kremla. Pomogło choćby zwiększenie zapasów w magazynach gazowych. Tempo ich zapełniania jest o około dwa miesiące szybsze od zakładanego. Obecnie zbiorniki są zapełnione w 80 proc., choć taki poziom Europa miała osiągnąć do 1 listopada. Najniższy stan zapasów notuje przy tym Łotwa (49,7 proc. zapełnienia), a najwyższy – Polska (99,3 proc.).
Na nastroje inwestorów wpływają też regularne dostawy płynnego paliwa LNG, a także kolejne kontrakty na dostawy z Norwegii. Jednocześnie Europejczyków skutecznie zachęca się do ograniczania zużycia. W sierpniu w ujęciu rocznym zmalało ono o 12 proc., a trend jest dostrzegalny we wszystkich państwach. Wszystko to sprawiło, że 2 września na holenderskiej giełdzie cena 1 MWh wynosiła ok. 220 euro wobec rekordowych 346,5 euro 26 sierpnia. Cena ta była także niższa od notowanej w dniu wstrzymania dostaw (239,9 euro). Nord Stream 1 miał zostać uruchomiony w nocy z soboty na niedzielę. Tak się jednak nie stało. Gazprom podał, że doszło do „awarii instalacji”. Komisja Europejska uznała, że to fałszywy pretekst.
Reakcja rynków nie kończy obaw o szantaż energetyczny ze strony Rosji. Nie da się wykluczyć całkowitego wstrzymania dostaw w zimie. W piątek Dmitrij Miedwiediew, wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Rosji, zagroził, że jeśli Unia Europejska wprowadzi cenę maksymalną na gaz, Gazprom wstrzyma dostawy. To reakcja na deklarację przewodniczącej KE Ursuli von der Leyen o możliwości ustanowienia takiej ceny na surowiec płynący rosyjskimi gazociągami do Europy. Z kolei szef parlamentu Wiaczesław Wołodin powiedział, że Europa może sama rozwiązać kryzys energetyczny poprzez zniesienie sankcji oraz uruchomienie drugiej nitki Gazociągu Północnego. Na to się jednak nie zanosi.
Mimo wojny i spadku konsumpcji gazu w Europie Gazprom zanotował w pierwszym półroczu rekordowy zysk rzędu 42 mld euro. Spółka zdecydowała o wypłaceniu dywidendy w wysokości 10 mld euro. Jedną z przyczyn tak dobrego wyniku finansowego było trwające od miesięcy wykupywanie rosyjskiego surowca w celu zapełnienia europejskich magazynów. Z kolei w środę Péter Szijjártó, szef węgierskiej dyplomacji, poinformował, że porozumiał się z Gazpromem w celu zwiększenia dostaw. Dziennie ma być to o 5,8 mln m sześc. gazu więcej, co w ujęciu rocznym przekłada się na ok. 2 mld m sześc.
Sytuacja w długofalowej perspektywie ma ulec zmianie, bo wraz z napełnieniem magazynów zmaleje zapotrzebowanie na zwiększone dostawy z Rosji. Poza tym Gazprom nie dostarcza już gazu krajom, które odmówiły przejścia na rozliczenia rublowe, w tym do Polski, na Litwę i do Bułgarii. Europejczycy przyzwyczajają się do myśli o konieczności dywersyfikacji dostawców, co w konsekwencji także zmniejszy udział Gazpromu w sprzedaży energii na rynku europejskim.