
Transformacja Wielkiej Brytanii w supermocarstwo czystej energii, podobieństwa i różnice z Polską w zakresie dekarbonizacji oraz obszary możliwej współpracy – to niektóre z tematów, jakie zostaną poruszone podczas debaty „Przełomowe technologie dla naszego bezpieczeństwa i portfeli: współpraca polsko-brytyjska, morska energetyka wiatrowa i małe reaktory modułowe (SMR)”, która odbędzie się 14 lutego w siedzibie DGP.
Polska kroczy podobną ścieżką transformacji energetycznej, co Wielka Brytania – choć z pewnym opóźnieniem. W kraju tym bowiem rekordowo szybko ograniczono rolę węgla. W latach 90-tych XX wieku z głównego źródła energii, z około 80 proc. udziału w miksie energetycznym, spadł on do roli uzupełniającego, na poziomie 40 proc. Jego miejsce zajął gaz. Obecnie węgiel praktycznie nie istnieje w miksie energetycznym, a ostatnia elektrownia oparta na węglu została zamknięta w zeszłym roku.
– W ostatniej dekadzie, dzięki dynamicznemu rozwojowi morskich farm wiatrowych udaje się zmniejszać zapotrzebowanie na ten surowiec w tym kraju. OZE stają się nowym fundamentem miksu. Atom pełni tu jedynie rolę uzupełnienia. Brzmi to więc znajomo – mówi Michał Hetmański, prezes zarządu i współzałożyciel Fundacji Instrat i dodaje, że choć nasza transformacja regionów węglowych na poziomie planu oraz dialogu może prezentować się nawet lepiej, jest jednak niewiele bardziej skuteczna od tej prowadzonej bez żadnego planu pod koniec XX wieku w Wielkiej Brytanii przez rządy konserwatystów.
– Mówi się, że nie można nauczyć się na czyichś błędach, trzeba samemu się sparzyć, ale oby istniał wyjątek od tej reguły – komentuje Michał Hetmański. Zwraca on uwagę na przedsiębiorczość Polaków oraz wiarę w rynek czystej energii, co łączy nas z Wielka Brytanią. Jak mówi ekspert, Polacy wyczekują okazji do tego, aby skorzystać na transformacji energetycznej, na niskich cenach energii dzięki fotowoltaice albo taryfom dynamicznym, chcą zasilać nią auta elektrycznej i pompy ciepła do ogrzewania domów. Już dziś ponad 1 milion prosumentów w Polsce może naładować samochód na kilkaset kilometrów przejazdu za mniej niż 20 zł. A to dzięki dostępowi do niemal darmowego prądu i to nie tylko wtedy, kiedy świeci słońce.
– Dziś miliony kierowców aut elektrycznych w Wielkiej Brytanii, wcale nie tak słonecznej jak Polsce, może jeździć ładowanym w nocy pojazdem, praktycznie za darmo. To jakby paliwo na stacji kosztowało mniej niż 1 zł za litr – dodaje Michał Hetmański.
Problem w tym, że jeśli spojrzeć w skali makro, w Polsce rynek przegonił więc zamiary państwa.
– To jednak na szczęście się zmienia. W szacunkach Polskich Sieci Elektroenergetycznych, a nawet Ministerstwa Klimatu widać bowiem dynamiczny rozwój OZE do poziomu 60-70 proc. w latach 30-stych, czyli już wkrótce – wskazuje Michał Hetmański.
Niezbędna jest szybka budowa odnawialnych źródeł energii, w szczególności wiatraków na lądzie, w przeciwnym wypadku prąd nie stanieje.
– Nasze szacunki z modelowania rynku energii wskazują na potencjał spadku średniego kosztu megawatogodziny o 20 proc. do końca dekady – informuje Michał Hetmański i wylicza, ile będzie kosztowało Polskę zwlekanie z budową wiatraków. Brak tego rodzaju inwestycji przekłada się na ryzyko konieczności importowania prądu na poziomie 5-8 proc. w 2030 roku.
Na jakie technologie powinna zatem postawić Polska w zakresie czystej energii? Która z nich mają szansę najlepiej się sprawdzić? Ekspert podkreśla istnienie rozbudowanego łańcucha wartości w energetyce wiatrowej. Polskie firmy i technicy, inżynierowie, specjaliści są obecni w całej Europie, a globalne firmy mają w Warszawie czy na Pomorzu swoje ważne oddziały oraz centra kompetencji. Wielka Brytania znajduje się na wyższym poziomie, korzystając z premii za start.
– Ostrożnie patrzę na technologie wodorowe. Nadmiar zainteresowania nimi w branży gazowej czy paliwowej rozprasza naszą uwagę. Jeśli ktoś będzie używał zielonego wodoru z OZE, to dopiero za ponad dekadę. Wtedy może stanieje, dzięki osiągnięciu dominacji w polskim miksie – mówi Michał Hetmański i zaznacza, że Polska ma, wbrew pozorom, solidną bazę przemysłową we wszystkich sektorach energochłonnych – metalurgii, cemencie, chemii i nawozach. To tak zwane hard-to-abate sectors, gałęzie trudne do dekarbonizacji. Mamy więc pole do eksperymentowania jakiego nie posiadają inne kraje, ale na razie – z wyjątkiem zastosowania CCS (sekwestracji dwutlenku węgla, carbon capture and storage) w cementowni Kujawy – nie wykorzystujemy go.
PAO