Szykuje się kolejna batalia o tzw. zieloną taksonomię. Tym razem na celowniku jest bioenergia
Nie opadł jeszcze kurz po decyzji Brukseli dotyczącej włączenia gazu ziemnego i atomu do klasyfikacji zrównoważonych inwestycji (tzw. zielonej taksonomii), a na horyzoncie jest kolejna bitwa o wytyczne UE dla sektora finansowego.
Spór o bioenergię, a w szczególności jej „drewniany” segment, nie jest nowy. Ekolodzy i część środowisk eksperckich od dłuższego czasu wskazują na problemy z traktowaniem drewna jako paliwa odnawialnego. Po pierwsze, jak podkreślają, w przypadku surowca pozyskiwanego bezpośrednio z lasów w grę wchodzą szkody dla bioróżnorodności ekosystemów. Po drugie, w krótkim okresie emisyjność niektórych rodzajów drewna, jest nawet większa niż surowców kopalnych. Według ekologów jako OZE powinna być klasyfikowane tylko paliwa z biomasy wtórnej, czyli odpadów poprodukcyjnych i pokonsumpcyjnych, i tylko w przypadku, gdy nie będą mogły być wykorzystane do wytworzenia trwałych produktów.
Wydawało się, że argumenty te są słyszane w Brukseli, która w zeszłym roku zapowiedziała rewizję dyrektywy o energii odnawialnej i zaproponowała m.in. zakaz wykorzystywania na cele energetyczne drewna z lasów pierwotnych, a także zapisy ograniczające wykorzystanie drewna z całych kłód.
Teraz konflikt wybucha na nowo. Nowe podejście KE nie znalazło odzwierciedlenia w propozycjach dotyczących taksonomii. Kryteria dla inwestorów miałyby się zaostrzyć dopiero po sfinalizowaniu zmian w dyrektywie OZE. Do rewizji tych zapisów wezwała koalicja 58 organizacji. Podobny wniosek złożyło ClientEarth. Bruksela będzie musiała formalnie odnieść się do tych postulatów.
Jak mówi Augustyn Mikos z Pracowni na rzecz Wszystkich Istot, jednej z organizacji, które napisały do Brukseli, obecne kryteria oznaczają, że KE zignorowała wiedzę naukową i „dokonała greenwashingu brudnej i wysokoemisyjnej energii”. - Komisja pozwala traktować inwestycje w wycinki i palenie drzew za zrównoważone i przyczyniające się do ochrony klimatu i przyrody. Kryteria przyjęte dla bioenergii i leśnictwa są niezgodne z prawem i wiedzą naukową. Jeśli Komisja nie zdecyduje się na ich zmianę, dowiedziemy tego przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej - mówi.
Aktywiści są przekonani, że prawo jest po ich stronie. Jak wskazują, w pierwotnym rozporządzeniu o taksonomii zapisano, że kryteria dla inwestorów muszą być oparte na nauce, prowadzić do redukcji emisji i zabezpieczać przed poważnymi szkodami dla środowiska. Zaproponowane w akcie delegowanym reguły dla bioenergii i leśnictwa nie spełniają - ich zdaniem - tych wytycznych.
Proces legislacyjny, który ma wprowadzić nowe zasady dla bioenergii do dyrektywy OZE, a pośrednio do taksonomii, może potrwać, a jego ostateczny wynik jest niepewny. Restrykcyjne zasady dla biomasy budzą kontrowersje w wielu krajach. W ubiegłym miesiącu grupa 10 państw z udziałem Polski przekazała Brukseli, że jej plany są przedwczesne i zagrażają zarówno europejskim firmom, jak i celom klimatycznym wspólnoty. Szybkie zaostrzenie reguł dla bioenergii mogłoby rzeczywiście zagrozić celom OZE. Według Wspólnego Centrum Badawczego KE w 2016 r. sektor ten odpowiadał za niemal 60 proc. łącznego zużycia energii ze źródeł odnawialnych w UE. Podobne zagrożenie dotyczy Polski. Według ekologów ponad połowa naszej energii pozyskiwanych ze źródeł odnawialnych pochodzi z biomasy drzewnej. To dzięki obowiązującym kryteriom Warszawie udało się spełnić cele OZE na rok 2020. Dlatego, jak słyszymy nieoficjalnie, aktywiści nie są optymistyczni co do odpowiedzi KE na ich wniosek. - Nie liczymy na przychylne potraktowanie naszego wniosku, tym bardziej że Komisja bardzo mocno promuje wykorzystanie biomasy drzewnej - mówi nam jeden z rozmówców. Większe nadzieje wiążą z postępowaniem w TSUE.
O komentarz do zarzutów ekologów zwróciliśmy się do KE i polskiego resortu klimatu, ale do momentu zamknięcia wydania DGP nie uzyskaliśmy odpowiedzi.