Dziś w Parlamencie Europejskim ma się odbyć głosowanie, które przesądzi o przyszłości samochodów spalinowych w Unii Europejskiej. Chodzi o zwiększenie celu redukcji emisji pochodzących z samochodów osobowych i dostawczych do 55 proc. w 2030 r. i 100 proc. do 2035 r.
Jest to jedna z najważniejszych propozycji wchodzących w skład pakietu Fit for 55 – zestawu narzędzi legislacyjnych dobranych tak, by Unia mogła znacząco ściąć emisje do końca obecnej dekady i docelowo osiągnąć neutralność klimatyczną w 2050 r.
Zgoda na takie rozwiązanie byłaby prawdziwym kamieniem milowym dla dekarbonizacji transportu, ponieważ europosłowie zadecydują de facto o zakończeniu – bądź nie – sprzedaży samochodów spalinowych w 2035 r. Jeśli do tego dojdzie, Unia Europejska może się stać globalnym liderem elektromobilności, a nasze ulice już pod koniec tej dekady będą pełne samochodów elektrycznych.
Zmiany w prawie unijnym wywołały już małą rewolucję w transporcie w zeszłym roku. Byliśmy wtedy świadkami rekordu, jeśli chodzi o liczbę samochodów elektrycznych zarejestrowanych w Unii Europejskiej. Na drogi Wspólnoty wyjechało 2,3 mln nowych aut na prąd i stanowiły one 18 proc. wszystkich nowych rejestracji. Dla porównania w 2019 r. udział ten wynosił nieco ponad 3 proc. Skąd taki wzrost? Kluczowe dla sukcesu samochodów elektrycznych było prawo unijne, a konkretnie rozporządzenie w sprawie emisji CO2 z samochodów osobowych i dostawczych.
Rozporządzenie to narzuca konieczność stopniowego ograniczania średnich emisji z nowych samochodów, dlatego przynajmniej część produkcji muszą stanowić samochody elektryczne. Przepisy zakładały również, że do 2030 r. producenci mają obniżyć emisje ze swoich nowych samochodów o ponad jedną trzecią. W nowej, wspomnianej wyżej propozycji, redukcja ma wynieść już 55 proc. i 100 proc. do odpowiednio 2030 i 2035 r. Kolejna, elektromobilna rewolucja jest zatem na wyciągnięcie ręki.
Wynik głosowania jest jednak niepewny. Posłowie prawicowych grup, np. Europejskiej Partii Ludowej, do której należą m.in. Platforma Obywatelska i PSL, opowiadają się za wolniejszą redukcją emisji z nowych samochodów – o 90 proc. do 2035 r. Co więcej, pod przykrywką neutralności technologicznej chcą umożliwić dalszą produkcję samochodów spalinowych, a redukcję emisji zapewnić poprzez system tzw. kredytów na e-paliwa. W takim systemie producenci paliw mieliby dodawać do tradycyjnych paliw paliwa syntetyczne – zeroemisyjne, bo wyprodukowane na bazie wodoru, ale też bardzo drogie i bardzo energochłonne w produkcji. Propozycję Komisji Europejskiej popierają natomiast partie lewicowe i liberalne (Zieloni, socjaliści i demokraci oraz grupa Renew Europe). Europosłowie nie trzymają się jednak rekomendacji swoich grup politycznych w kwestii głosowania. Wiemy, że eurodeputowani partii prawicowych są podzieleni – progresywni politycy będą głosować za celem 100 proc. redukcji, konserwatywni za 90 proc. Kluczowa, ale również nieprzewidywalna, jest decyzja posłów PiS. Ich grupa polityczna sprzeciwia się ambitnej polityce klimatycznej, ale jednocześnie rząd Zjednoczonej Prawicy deklaruje poparcie dla dekarbonizacji nowych samochodów do 2035 r.
Jeśli europarlament poprze cel całkowitej redukcji emisji i proces zatwierdzania przez państwa członkowskie zakończy się pomyślnie, to europejski transport w ciągu dekady zmieni się nie do poznania. Symulacje pokazują, że w przypadku dostatecznej podaży ekologicznych pojazdów na rynek w 2030 r. w Europie między 100 proc. a 65 proc. nowych samochodów, w zależności od państwa, będą stanowiły pojazdy bateryjne. Samochody te, dzięki produkcji na masową skalę, szybko staną się tańsze od swoich spalinowych odpowiedników. W takim tempie do 2050 r. w Europie całkowicie pozbędziemy się samochodów spalinowych.
Będzie to miało niebagatelne znaczenie dla naszego bezpieczeństwa energetycznego, ponieważ transport w Europie, który jest dzisiaj napędzany w większości importowaną ropą naftową, będzie korzystał z produkowanego na miejscu prądu. Oby jak najszybciej pochodził on z odnawialnych źródeł. Gdyby tak się stało, Stary Kontynent byłby niemal samowystarczalny pod względem surowców i energii, ponieważ baterie do samochodów elektrycznych w 99 proc. nadają się do recyclingu. Jest to też ogromna szansa dla Polski, zwłaszcza że już dzisiaj jesteśmy największym w regionie producentem baterii do pojazdów czy autobusów elektrycznych. Oby te argumenty usłyszeli nasi europosłowie i zagłosowali za końcem ery paliw kopalnych w transporcie. ©℗