- Wdrożenie dyrektywy o należytej staranności to zadanie dla całej firmy. Trzeba przejrzeć procedurę zakupów, regulaminy wynagradzania i kodeksy dla dostawców - mówi Beata Faracik, prezeska Polskiego Instytutu Praw Człowieka i Biznesu.
Jolanta Szymczyk-Przewoźna: Parlament Europejski przyjął dyrektywę o należytej staranności przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju (CSDDD). Jej istota sprowadza się do tego, że firmy, wypracowując zysk, mają baczyć, by nie odbywało się to kosztem zanieczyszczeń środowiska i naruszeń praw człowieka, do których zalicza się też prawa pracownicze. Wejście w życie dyrektywy rozłożono na kilka lat, a zakres ograniczono w pierwszym okresie do największych firm, zatrudniających powyżej 5 tys. osób i osiągających rocznie 1,5 mld euro obrotu netto. Czy przedsiębiorcy mogą mieć problem ze stosowaniem nowych rozwiązań?
Beata Faracik: Dokonując na ostatniej prostej różnych wykreśleń w tekście CSDDD, wyświadczono firmom niedźwiedzią przysługę. Zamiast stworzyć spójny, złożony z kilkunastu dobrze dopasowanych elementów system, którego celem jest przestawienie gospodarki na zrównoważone tory, stworzono mozaikę wymagającą od firm uważności, by zidentyfikować i dobrze zrozumieć różnice w podejściu do należytej staranności w różnych aktach prawa UE. Należyta staranność realizowana zgodnie z CSDDD może nie być wystarczająca w rozumieniu Taksonomii, czyli rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2020/852 w sprawie ustanowienia ram ułatwiających zrównoważone inwestycje. Złe zrozumienie należytej staranności może zaś oznaczać brak spełnienia minimalnych gwarancji, a tym samym kryteriów mających wpływ m.in. na zasady dostępu do kapitału. Co więcej, należyta staranność w „tematycznych” regulacjach, takich, jak m.in. rozporządzenie dotyczące baterii, rozporządzenie zakazujące wprowadzania na rynek nielegalnie pozyskanego drewna i produktów drewnianych (tzw. Timber Regulation) czy rozporządzenie dotyczące minerałów i metali z regionów ogarniętych konfliktami, także jest zdefiniowana nieco inaczej. Niestety ustawodawca unijny nie skorzystał z okazji, by to ujednolicić.
W tłumaczeniu na język praktyki stosowanie dyrektywy może oznaczać np. zatrzymanie produktów firmy na granicach UE pod zarzutem wytworzenia ich przy wykorzystaniu pracy przymusowej. Kara może wynosić do 5 proc. rocznego obrotu netto. Firma będzie też musiała naprawić szkody pracownikom przymusowym – godziwie im zapłacić i wynagrodzić krzywdę.
Ten artykuł przeczytasz w ramach płatnego dostępu
Nie masz konta? Zarejestruj się