Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Zamiast węgla, świeże drewno i śmieci. Polacy będą zimą palić tym, co będzie pod ręką

Sonia Sobczyk-Grygiel
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Dym z komina
Ceny węgla galopują, a surowiec jest trudno dostępny.
Shutterstock

Niezbędna jest kontrola przestrzegania prawa dotyczącego ochrony powietrza, promocja oszczędzania energii i przyspieszenie termomodernizacji

Ceny węgla galopują, a surowiec jest trudno dostępny – według różnych szacunków jego deficyt w nadchodzącym sezonie grzewczym może wynieść od 2 mln t do nawet 4 mln t. Mimo dopłat można się więc spodziewać, że duża część ich beneficjentów zdecyduje się na opalanie domów tym, co będzie pod ręką.

Jak mówi Marcin Kowalczyk z WWF Polska, na tle UE nasz kraj jest wyjątkowy. Z jednej strony, w porównaniu z całą resztą Europy, mamy dużo więcej niż inni domów czy mieszkań opalanych węglem, a z drugiej, w przypadku dużych miast, możemy się pochwalić rozbudowanymi systemami ciepłowniczymi, o wyjątkowej wielkości, również na tle Unii. Choć, jak zastrzega, elektrociepłownie też wymagają dekarbonizacji. – Dla 3,8 mln gospodarstw domowych wykorzystujących węgiel do ogrzewania domów problemem jest nie tylko jego cena, lecz także dostępność. Z uwagi na wprowadzone od 1 kwietnia br. embargo na import tego surowca z Rosji czarnego złota najpewniej nie wystarczy dla wszystkich w 2022 r. – wskazuje Anna Senderowicz, analityczka PKO BP.

A Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich przyznaje: – Bardzo się obawiamy, że w społecznościach, w których dominują piece węglowe, szczególnie na obszarach rozproszonych, niestety będzie spalane wszystko, co się da. Już obserwujemy, że gabaryty, meble z płyty pilśniowej są gromadzone na potrzeby opalania w zimie, a wiemy, jak straszne konsekwencje ma to dla środowiska.

Obawy te potwierdza Marcin Kowalczyk z WWF Polska. – Ze względu na braki i zaporowe ceny węgla powstaje ryzyko, że ludzie będą palić tym, czym będą w stanie – drewnem, a nawet śmieciami – twierdzi. Przypomina, że np. w Grecji w czasie kryzysu i chłodniejszej zimy doszło do masowego wyrębu okolicznych lasów wokół Aten. Ludzi, jak mówi, po prostu nie było stać na innego rodzaju opał.

– Jestem pełna obaw, jeśli chodzi o stan powietrza w polskich miastach w trakcie nadchodzącego sezonu grzewczego. Jeśli z powodu braku dostępu do czystego ciepła lub z powodu ubóstwa energetycznego Polacy będą palili w piecach tym, co będą mieli pod ręką, to znacząco pogorszy się i tak fatalny już stan powietrza w naszych miastach – wtóruje mu Agnieszka Warso-Buchanan z ClientEarth Prawnicy dla Ziemi.

Także Michał Smoleń z Fundacji Instrat ocenia, że dużym problemem może być palenie odpadami, starymi meblami czy deskami. – Widzimy niepokojące sygnały, że władze będą oficjalnie i nieoficjalnie przymykać oko na palenie czym popadnie. Wskazać tu można choćby zawieszenie norm jakości węgla czy procedowane odłożenie w czasie zakazu używania bezklasowych kotłów w ramach uchwały antysmogowej w Małopolsce – wymienia.

A przecież, dodaje, już wcześniej brakowało woli politycznej, by na poważnie zająć się tą sprawą. Przywołuje szacunki Polskiego Alarmu Smogowego, według których w 2021 r. w polskich gminach za naruszenie przepisów o ochronie powietrza ukarano średnio… jedno gospodarstwo domowe.

Marek Wójcik zapewnia, że samorządy będą próbowały kontrolować, czym ludzie palą. – W miastach mamy straż miejską, coraz powszechniejszy i bardzo skuteczny monitoring dronami. Gorzej jest na terenach rozproszonych, w gminach wiejskich, gdzie w całym urzędzie pracuje kilka czy kilkanaście osób i nie ma ani straży miejskiej, ani innych służb – opisuje.

Co więcej, zauważa, na obszarach wiejskich „sąsiad na sąsiada nie doniesie”. W miastach, gdzie panuje anonimowość, łatwiej jest powiadomić odpowiednie służby, że ktoś pali śmieci.

W gąszczu obecnych problemów często zapominamy, jak spalanie złej jakości opału wpływa na powietrze w naszym kraju, a więc również na nasze zdrowie. Andrzej Guła z Polskiego Alarmu Smogowego wskazuje, że spalanie odpadów powoduje zanieczyszczenie bardzo groźnymi rakotwórczymi związkami, takimi jak dioksyny czy wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne i poważnie zagraża zdrowiu i życiu ludzi.

Jak podkreśla, w Polsce zanieczyszczenie powietrza przyczynia się rocznie do ponad 50 tys. przedwczesnych zgonów. Głównym jego źródłem, zaznacza, jest niska emisja, czyli indywidualne ogrzewanie domów węglem i drewnem. – Odpowiada ona za ponad 80 proc. zanieczyszczenia pyłem zawieszonym i blisko 100 proc. zanieczyszczenia rakotwórczym benzo(a)pirenem. Te zanieczyszczenia powodują, że Polska jest niechlubnym liderem na smogowej mapie Europy – przypomina Guła.

Jakie więc obecnie, poza działaniami kontrolnymi, mamy pole manewru? Zdaniem Marcina Kowalczyka w tej chwili jest ono bardzo wąskie, bo do sezonu grzewczego zostały trzy miesiące. Wskazuje na termomodernizację budynków. Jednak, jak zastrzega, przed nadchodzącą zimą pełna termomodernizacja byłaby już bardzo trudna, ale np. ocieplenie dachu, które też dużo daje, jest jak najbardziej możliwe. Inną receptą jest oszczędzanie energii, z którym w Polsce ciągle jeszcze mamy rzadko do czynienia.

Również Michał Smoleń z Fundacji Instrat uważa, że rząd powinien już teraz mocniej promować oszczędzanie. – Obniżenie temperatury o jeden–dwa stopnie i poprawa nawyków grzewczych może przełożyć się na istotną oszczędność spalanego paliwa – przekonuje. Ostrzega, że to może być najgorszy sezon dla jakości powietrza w Polsce od wielu lat. – Chyba że uratuje nas ciepła i wietrzna zima – podsumowuje. ©℗