- Władze lokalne są na etapie opracowywania regionalnych programów operacyjnych. Jeśli więc chcą zarezerwować fundusze na przykład dla pierwszych spółdzielni energetycznych, to muszą to zrobić teraz - uważa Jan Ruszkowski, Polska Zielona Sieć.
Wkrótce mają się zmienić zasady rozliczania prosumentów. Zgodnie ze znowelizowaną przez Sejm ustawą o odnawialnych źródłach energii od 1 kwietnia nowe instalacje będą objęte systemem net billingu, pozostałe jeszcze przez 15 lat pozostaną w systemie opustowym. Jak to wpłynie na samorządowe inwestycje i programy?
Problemem dla prosumentów indywidualnych, a więc i dla samorządów prowadzących dla nich projekty parasolowe, będzie niepewność opłacalności nowych inwestycji. Przedstawiciele gmin podczas sejmowych prac nad projektem ustawy prosumenckiej alarmowali, że z udziału w programach wsparcia fotowoltaiki wycofują się kolejni mieszkańcy, bo obawiają się nowego, niepewnego, ale z pewnością znacznie mniej korzystnego systemu rozliczeń. W konsekwencji gminy mogą stracić dofinansowanie unijne. Jest zgoda co do tego, że system musi się zmienić: oddawanie latem do sieci nadwyżki energii oznacza konieczność wytworzenia jej zimą z innych źródeł, gdy energii ze słońca jest mniej. Natomiast nie powinno się to odbywać w tak irracjonalnym pośpiechu, którego nie usprawiedliwiają ani wymogi unijne, ani dane operatorów sieci.
Co się zmieni od 1 kwietnia?
Ustawa do tej pory zakładała korzystny i prosty system rozliczania ilościowego. Nadmiary energii są oddawane do sieci, a następnie można ją odebrać, choć z pewną stratą. Sieć pełni więc rolę wirtualnego i, co ważne, sezonowego magazynu energii. Od 1 kwietnia nowy prosument nie będzie magazynował wytworzonej energii w sieci, ale ma sprzedawać nadwyżkę, a gdy będzie potrzebował energii, będzie mógł ją kupić. Sęk w tym, że będzie się to odbywać po różnych cenach. Prosument sprzeda energię po cenie hurtowej, a kupi po detalicznej. W dodatku stawka, po której będzie sprzedawał energię do sieci, będzie zmienna. Przez dwa lata będzie to cena średniomiesięczna, a po 2024 r. ceny mają być godzinowe, w szczycie produkcji bardzo niskie. Przeforsowane rozwiązania sprawiają, że opłacalność instalacji jest niemożliwa do wyliczenia.
Samorządy przestaną inwestować w fotowoltaikę, bo ryzyko związane z wydawaniem publicznych pieniędzy będzie zbyt duże?
Nowy system rozliczeń dotknie samorządy w mniejszym stopniu niż prosumentów indywidualnych. Inwestowanie w panele fotowoltaiczne jest i może pozostać dla nich korzystne ze względu na profil zużywania energii instytucji publicznych. Szkoły, szpitale, urzędy korzystają z prądu zwykle w ciągu dnia, czyli wtedy, gdy jest on wytwarzany. Te instalacje mają więc mniejszą nadwyżkę, która trafia do sieci i w przyszłości będzie podlegała rozliczeniom po niekorzystnych cenach. W przypadku mieszkańców autokonsumpcja oscyluje zwykle wokół 30 proc. Gros energii zużywają oni zwykle wieczorem. Z doświadczeń w Niemczech i Danii wiemy, że wraz z rozwojem OZE w słoneczne dni podaż energii z fotowoltaiki jest ogromna, a ceny godzinowe spadają nawet do wartości ujemnych. Wtedy, zgodnie z polskimi regulacjami, prosumenci mieliby zadbać o to, by ich instalacje nie oddawały energii do sieci.
Nadwyżki energii pozyskanej na budynku mieszkalnym w szczycie mogłyby zasilać urzędy, instytucje i szkoły, które w tym czasie zużywają więcej prądu. Ograniczyłoby to ryzyko sprzedaży energii do sieci po niskich lub ujemnych cenach. Czy takie rozwiązanie wchodzi w grę?
To opis działania wspólnot energetycznych. Mamy tysiące przykładów z innych krajów europejskich, gdzie spółdzielnię energetyczną tworzą osoby indywidualne, ale ich członkami mogą być też firmy i samorządy. Wtedy profil zużycia energii generowanej w instalacji jest dużo bardziej zróżnicowany i dzięki temu efektywniejszy. Walczymy, by warunki funkcjonowania takich podmiotów także w Polsce były korzystne. Wprost obliguje nas do tego unijna dyrektywa RED II.
Co blokuje powstawanie spółdzielni energetycznych?
Spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe mają zwykle ogromne, niewykorzystane powierzchnie dachowe, które są idealne, by zainstalować na nich fotowoltaikę.Inwestują w nią jednak w ograniczonym zakresie. Powodem jest to, że zgodnie z obecnym prawem pozyskiwana tam energia może być wykorzystana wyłącznie na użytek części wspólnych, czyli np. oświetlenie klatek schodowych, zasilenie wind, bram i pomp. Wytworzonej w ten sposób energii spółdzielnia czy wspólnota nie może udostępnić mieszkańcom.
Barier dla spółdzielni energetycznych jest jednak więcej. Ustawa o OZE daje im pewne przywileje, np. zwolnienie z części opłat dystrybucyjnych, ale nakłada też spore ograniczenia. Spółdzielnia energetyczna może działać na terenie najwyżej trzech gmin. Nie może liczyć więcej niż 1 tys. członków. Ograniczona jest także moc instalacji. Spółdzielnia, podobnie jak prosumenci, nie może dziś energii sprzedawać, a jedynie oddawać ją do sieci, ale według mniej korzystnego współczynnika 0,6 (prosumenci indywidualni rozliczają się według współczynnika 0,7 lub 0,8). Choć sporo samorządów o tym myśli, w całej Polsce zarejestrowano zaledwie jedną, mikroskopijną spółdzielnię energetyczną, a taka możliwość na podstawie ustawy o OZE istnieje już od ponad dwóch lat. Tymczasem im więcej osób zbiorowo korzystałoby z instalacji fotowoltaicznej, tym bardziej wyrównany byłby profil zużywania energii. Gdyby zaprojektować system tak, by autokonsumpcja była całkowita, to instalacja nawet przy niekorzystnym systemie rozliczeń i nieprzewidywalnych cenach mogłaby się członkom spółdzielni bardzo opłacać.
Co z prosumentem wirtualnym?
To model, w którym każdy, także gmina, może być współwłaścicielem instalacji OZE, na przykład farmy wiatrowej położonej gdziekolwiek na terenie kraju. Gmina mogłaby wówczas inwestować w odnawialne źródła energii niekoniecznie na swoim terenie, ale tam, gdzie są ku temu warunki, tani grunt, dobre nasłonecznienie, korzystne warunki wiatrowe. Energia dostarczana do sieci z takiej instalacji byłaby rozliczana na rachunkach jej współwłaścicieli, np. samorządów. W Polsce to jednak pieśń przyszłości. Do rozliczeń prosumentów wirtualnych potrzebne jest bowiem narzędzie informatyczne, które obejmie cały system energetyczny. Ten ma być gotowy dopiero w 2024 r. Obecnie trwają dopiero prace nad założeniami tego systemu.
Podsumowując: dotychczasowe korzystne dla prosumentów warunki zostaną zmienione, a rozwiązania, które odblokowałyby rozwój rynku prosumenckiego, są w zalążku.
Jak pisał Sławomir Mrożek: najgorsza jest ta niepewność. Także w odniesieniu do wspólnot (np. spółdzielni) energetycznych. Wciąż mamy nadzieję, że Senat usłyszy wspólny głos społeczeństwa, organizacji pozarządowych, izb branżowych, związków pracodawców i samorządów i tę skandaliczną ustawę zablokuje. Wiemy doskonale, czego wymaga od nas Unia: wspólnoty mają mieć możliwość sprzedaży energii na równych, niedyskryminacyjnych prawach. Na razie mogą ją jedynie rozdzielać. Regulacje miały wejść w życie do połowy czerwca. Wciąż jednak czekamy na propozycje. Zainteresowanie prosumentów indywidualnych i samorządów rośnie jeszcze szybciej niż ceny energii w Europie. Czas gra tu rolę. Samorządy są na etapie opracowywania regionalnych programów operacyjnych. Jeśli więc chcą zarezerwować fundusze na rozwój fotowoltaiki, np. dla pierwszych spółdzielni energetycznych, muszą to zrobić teraz. Dotacje i bezpłatne doradztwo byłyby jak najbardziej pożądane dla pierwszych odważnych, którzy będą przecierać szlak i trafiać na najwięcej mielizn. ©℗
Rozmawiała Katarzyna Nocuń