Samorządy będą mogły skuteczniej walczyć z osobami, które niezgodnie z prawem pozbywają się nieczystości. Mieszkańcy za utrudnianie kontroli zapłacą nawet 5 tys. zł, a włodarzom za zaniechania w ich przeprowadzaniu będzie grozić sankcja do 50 tys. zł.
Ministerstwo Infrastruktury chce, aby gminy uważniej patrzyły na ręce właścicielom szamb oraz przydomowych oczyszczalni. Zamierza dać im dodatkowe narzędzia pozwalające skuteczniej wyłapywać mieszkańców, których ścieki trafiają na pola, do rzek i zatruwają środowisko. Planuje też wprowadzić dodatkowe sankcje zarówno dla nich, jak i dla gmin. Tak wynika z projektu nowelizacji ustawy - Prawo wodne oraz niektórych innych ustaw, która wprowadzić ma zmiany m.in. do ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 888 ze zm.).
Będą kary
Rząd szacuje, że na niespełna 2,5 tys. wszystkich gmin ok. 1,5 tys. nie kontroluje sposobu opróżniania szamb, a 2,1 tys. nie sprawdza prawidłowości funkcjonowania przydomowych oczyszczalni. Okazuje się, że samorządom brakuje narzędzi, aby nadzorować, co mieszkańcy faktycznie robią ze ściekami.
Proponowana nowelizacja nałoży na właścicieli nieruchomości, którzy posiadają przydomowe oczyszczalnie, obowiązek udokumentowania m.in. zawartych umów na odbiór powstających w nich osadów ściekowych. Obecnie dotyczy on właścicieli szamb. Jednak osób, które decydują się na zainstalowanie oczyszczalni, przybywa - ich liczba wzrosła z ok. 203 tys. w 2015 r. do 294,5 tys. obecnie. Resort szacuje, że w najbliższych latach należy spodziewać się jeszcze wzmocnienia tego trendu, dlatego ich również chce objąć tym obowiązkiem.
Dodatkowo z projektu wynika, że mieszkańcy, którzy utrudnią pracownikom gminnym sprawdzenie umów na odbiór nieczystości (oraz dowodów uiszczania opłat za te usługi), będą podlegać karze grzywny. W postępowaniu mandatowym może wynieść do 500 zł, a sądowym - do 5 tys. zł.
Eksperci przyznają, że zmiany są konieczne. - Narzędzia kontrolne są potrzebne. Jednak pamiętajmy o konflikcie interesów. Kontrole, szczególnie w małych miejscowościach, sprowadzają się do sprawdzania przez pracowników gminnych często własnych sąsiadów. To może wpłynąć na ich skuteczność. Ważna jest współpraca gmin w tym zakresie z tzw. policją ekologiczną, czyli przedstawicielami inspekcji środowiska - komentuje Kazimierz Barczyk, przewodniczący Federacji Regionalnych Gmin i Powiatów RP.
Na to jednak resort infrastruktury też ma pomysł. W projekcie proponuje, aby na wójta (burmistrza, prezydenta miasta) za niewywiązanie się z obowiązku z kontrolowania umów na odbiór nieczystości mogła zostać nałożona kara w wysokości od 10 tys. do 50 tys. zł. Sankcje będą nakładane od 2024 r. MI wyliczyło, że wówczas wyniosą one łącznie 7,1 mln zł.
Proponowana nowelizacja nałoży na gminy także dodatkowe obowiązki. Włodarze będą zobowiązani sporządzać bardzo szczegółowe sprawozdania dotyczące gospodarowania nieczystościami ciekłymi i osadami ściekowymi, zawierające informacje o m.in. liczbie: zbiorników bezodpływowych i przydomowych oczyszczalni ścieków na terenie gminy, właścicieli nieruchomości (od których odebrano nieczystości), osób, które je zamieszkują, czy zawartych umów na odbiór. Dane te, a także wiele innych gmina będzie musiała przekazać wojewódzkiemu inspektorowi ochrony środowiska i dyrektorowi regionalnego zarządu gospodarki wodnej Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie corocznie, nie później niż do końca lutego roku następującego po tym, którego dotyczy.
- Generalny kierunek zaproponowanych zmian jest dobry. Najwyższa Izba Kontroli od ponad dekady w kolejnych raportach wskazywała na bierność gmin w zakresie kontroli gospodarowania nieczystościami ciekłymi. W efekcie do oczyszczalni ścieków trafia mniej niż 10 proc. gromadzonego w zbiornikach bezodpływowych strumienia tych nieczystości. Instrumenty dyscyplinujące właścicieli nieruchomości, przedsiębiorców świadczących usługi asenizacyjne i same organy gmin są konieczne, by wymusić zmiany - uważa Łukasz Ciszewski, radca prawny, dyrektor ds. prawnych Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy.
Nowe wytyczne
Resort infrastruktury zastanawia się też, co zrobić z gminami, które nie zrealizowały wymogów dyrektywy ściekowej (pisaliśmy o tym: „Możliwe milionowe kary za ścieki”, DGP nr 1/2022). Do tej pory na ok. 1,5 tys. aglomeracji, które powinny wywiązać się z unijnych wytycznych, nadal nie spełnia ich ponad 700. MI proponuje, aby samorządy ponownie zastanowiły się, czy słusznie wyznaczyły tereny m.in. do skanalizowania. W projekcie nowelizacji doprecyzowana została m.in. definicja aglomeracji, a także wskazane są warunki, jakie powinny one spełniać. Gminy będą miały 18 miesięcy od wejścia w życie noweli na zniesienie wyznaczonych aglomeracji.
- To może być zabieg jedynie statystyczny, dzięki któremu przynajmniej na papierze będzie wyglądało, że gminy szybciej zrealizują unijne wymogi - mówi Grzegorz Kubalski ze Związku Powiatów Polskich. Tłumaczy, że skoro niektóre aglomeracje zostaną zniesione, to mniej będzie musiało wywiązać się z dyrektywy, a Polska szybciej ją zrealizuje.
- Polska od sześciu lat pozostaje w zwłoce z wdrożeniem unijnej dyrektywy dotyczącej oczyszczania ścieków komunalnych. Komisja Europejska w 2020 r. wszczęła formalną procedurę uchybienia zobowiązaniom traktatowym, zaś finalnie Trybunał Sprawiedliwości UE może nałożyć na Polskę kary finansowe sięgające kilku miliardów euro. W reakcji na ten stan rzeczy ustawodawca uznał, iż aby problemowi zaradzić, trzeba po pierwsze wpisać wprost do ustawy wymogi, jakim odpowiadać winny aglomeracje, po drugie nakazać gminom, aby wszystkie już istniejące aglomeracje do 2027 r. wymogi te spełniły, a po trzecie niepokornym zagrozić drakońskimi karami. Podziwu godna jest wiara w to, że sama litera prawa spowoduje, iż dokona się modernizacja setek oczyszczalni ścieków i powstaną tysiące kilometrów sieci kanalizacyjnej - podsumowuje Łukasz Ciszewski.
Etap legislacyjny
Projekt nowelizacji w trakcie konsultacji