Bożena Horbaczewska: Jeśli nawet samorząd nie chciałby angażować się w inwestycję, to mógłby ułatwić zawiązanie spółdzielni mieszkańcom z danej gminy. Nie musiałyby być to zresztą jedynie gospodarstwa domowe, ale również lokalni przedsiębiorcy
Czym wyróżnia się opracowany przez państwa Model SaHo na tle innych koncepcji dotyczących finansowania budowy i eksploatacji elektrowni jądrowych?
W większości przypadków model biznesowy tworzony jest pod konkretną inwestycję jądrową. Natomiast Model SaHo jest uniwersalny, możliwy do zastosowania w różnych systemach prawnych. Dominują modele z perspektywą zysku inwestora, który buduje elektrownię, eksploatuje ją, sprzedaje energię i w ten sposób zarabia. Na tym tle wyróżniają się modele spółdzielcze, paraspółdzielczy model Mankala z Finlandii czy energetyka komunalna w USA. Tutaj, podobnie jak w Modelu SaHo, perspektywa jest inna - celem nie jest zapewnienie inwestorowi zysku, a dostarczenie odbiorcom końcowym, którzy są jednocześnie właścicielami elektrowni, energii elektrycznej po kosztach, bez marży zysku.
Gdzie w państwa koncepcji jest miejsce dla samorządów?
Samorządy mogą wejść w rolę inwestora - budując elektrownię albo wykupując akcje od państwowej spółki, która ją wybudowała. Być może potrzebne byłyby do tego zmiany w polskim prawie, dające samorządom większe kompetencje w tym zakresie. Żeby inwestycja państwa w elektrownie nie łamała unijnych przepisów o pomocy publicznej, to te fundusze muszą kiedyś do państwa wrócić. Jeśli więc dziś państwo zacznie budowę elektrowni i będzie sprzedawać akcje za 10 lat, to jest możliwość obliczenia wartości tej pomocy publicznej. Widzimy to tak, że całość pomocy publicznej zostałaby podzielona na wyemitowaną liczbę akcji i ta wartość stanowiłaby cenę wywoławczą. Ostateczną cenę akcji zweryfikowałby natomiast rynek, ponieważ w naszej koncepcji sprzedaż akcji odbywałaby się na zasadach rynkowych, np. w aukcji. W ten sposób cała pomoc publiczna zostałaby spłacona. Jako akcjonariusze samorządy miałyby prawo i obowiązek odbierania energii po kosztach produkcji proporcjonalnie do udziału we własności.
O jakich cenach energii mówimy?
W elektrowniach zamortyzowanych to dziś w USA średnio 20 dol. (ok. 94 zł) za 1 MWh. W tym zawierają się koszty utrzymania elektrowni, remontów, wynagrodzeń pracowników itd. Natomiast propozycje, które polskie samorządy dostają na przyszły rok i kolejne lata, sięgają 3,4 tys. zł za 1 MWh.
Samorządy są dziś w dużych tarapatach finansowych - czy Model SaHo zakłada, w jaki sposób sfinansować taką inwestycję?
Model SaHo to sposób na sfinansowanie nakładów inwestycyjnych elektrowni jądrowej, nie obejmuje on metod pozyskiwania finansowania na zakup akcji przez samorządy. Mamy już jednak sygnały z kilku polskich aglomeracji o zainteresowaniu projektem. Na niedawnej konferencji „Atom dla samorządu. Energetyka jądrowa szansą dla transformacji energetycznej Śląska i Zagłębia” przedstawiciele samorządów deklarowali, że byliby gotowi wejść finansowo w inwestycję jeszcze na etapie budowy. Wchodząc w inwestycje wcześniej, samorządy mogłyby nabyć akcje taniej, ale ponosiłyby ryzyko związane z budową elektrowni.
Odbiór energii ma być obowiązkowy i proporcjonalny do udziału - co to dokładnie oznacza?
Samorządy wiedzą, jakie mają stałe zapotrzebowanie na energię elektryczną - tzw. podstawę. Będą mogły więc kupić taką liczbę akcji, która będzie odpowiadać tej mocy. Obowiązek odbioru zapewni elektrowni stabilne funkcjonowanie. Podstawa to w przypadku samorządów całkiem duży udział w ogólnym zapotrzebowaniu na energię. Proszę zauważyć, że mają one obowiązek utrzymywania zaopatrzenia w energię np. szpitali, które działają całą dobę. Szkoły wprawdzie nie funkcjonują w nocy, ale wtedy trzeba chociażby oświetlać ulice, co - jak wiemy - staje się teraz coraz większym problemem. Energię mogą też odbierać gospodarstwa domowe i to jest już energetyka komunalna. Na poziomie gminy różne okresy zapotrzebowania mogą się więc bilansować, dając duże stałe zapotrzebowanie dobowe. I to mogłaby zaspokajać elektrownia jądrowa. Z kolei szczyty zapotrzebowania można zapewnić z rynku energii.
Zapotrzebowanie na energię elektryczną raczej rośnie, niż maleje, ale co w przypadku, gdy samorząd nie będzie w stanie wykorzystać zakontraktowanej mocy? Będzie mógł ją odsprzedać z zyskiem?
W pierwszej kolejności ta energia może zostać zaoferowana pozostałym akcjonariuszom. Jeśli nie byłoby zainteresowania, to samorząd może sprzedać ją po cenie rynkowej, czyli z zyskiem. Jest jeszcze trzecie wyjście. Każdy akcjonariusz ma zapewnioną tzw. elastyczność biznesową. Jeśli z jakichś powodów samorząd nie chciałby dalej odbierać energii, bo na przykład wybudował biogazownię, to w każdej chwili może sprzedać swoje akcje innemu podmiotowi. Taka transakcja powinna być jednak pod pewną kontrolą państwa, związaną z bezpieczeństwem energetycznym.
Polska chce budować elektrownię jądrową z zagranicznym inwestorem, który miałby objąć 49 proc. udziałów w spółce. Jak to założenie ma się do państwa modelu?
Opracowując nasz model, przyjęliśmy założenia wynikające z polskich dokumentów, czyli Polityki energetycznej Polski do 2040 r. i Programu polskiej energetyki jądrowej. Tam rzeczywiście jest zapis, który dokładnie mówi, że inwestor wszedłby w posiadanie do 49 proc. akcji - 0 proc. to też jest do 49 proc., więc nasz model absolutnie tu pasuje. Wersja z inwestorem pośrednim zakłada udział instytucji finansowej, ale tak naprawdę mógłby to być również dostawca technologii. Musiałby on jednak wyjść z inwestycji przed przyłączeniem do sieci, ponieważ nie mógłby odbierać energii, a jest to obowiązek każdego akcjonariusza. Inwestor pośredni zarobiłby na różnicy cen między zakupem akcji przy wejściu do inwestycji a ich sprzedażą po wybudowaniu elektrowni.
W tej wersji cena akcji dla samorządów musiałaby być wielokrotnie wyższa. Czy jest realne, żeby samo państwo polskie sfinansowało budowę elektrowni?
Tak, na pewno cena sprzedaży akcji odbiorcom końcowym byłaby znacznie wyższa. W naszym modelu zakładamy, że państwo mogłoby tę inwestycję zrealizować samodzielnie. Ma ono dostęp do najtańszego kapitału, do którego nie ma dostępu żadne przedsiębiorstwo. Zagraniczny inwestor będzie oczekiwał dodatkowo wynagrodzenia za ryzyko kursowe. W różnych modelach zakłada się, że jest to ok. 10 proc. public money - public benefit to coś, co legło u podstaw naszego myślenia o tym modelu biznesowym dla polskiej energetyki jądrowej. Jeśli państwo buduje elektrownię, to przejmuje na siebie ryzyko - czyli wszyscy my, którzy płacimy podatki, więc korzyści również powinny trafić do nas. Jeśli nawet trafią one do energochłonnego przedsiębiorstwa, to będzie to oznaczało, że nie zamknie ono działalności ze względu na wysokie koszty energii, będzie mogło produkować taniej, zatrudniać ludzi, płacić podatki, również samorządom. To jest korzyść dla nas wszystkich. Na drugim biegunie mamy pojęcie uspołeczniania kosztów i prywatyzację zysków. Byłaby to sytuacja, w której państwo wspiera budowę elektrowni, z której następnie inwestor czerpie korzyści w postaci zysków ze sprzedaży energii, podobnie jak w modelu RAB. Ważne jest też coś, co nazwaliśmy money recycling - możliwość wykorzystania tych samych pieniędzy do wybudowania więcej niż jednego bloku. Państwo, sprzedając akcje, otrzymuje pieniądze, które może przeznaczyć na budowę kolejnego bloku.
Możemy z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że koszt budowy pierwszego bloku pokryty zostałby - przynajmniej w jakiejś części - z kredytu, wzrośnie więc obsługa długu.
Niedozwolona pomoc publiczna obejmuje nie tylko pożyczony kapitał, ale również odsetki. Państwo zaciąga więc dług, np. emituje oprocentowane obligacje, ale ich całkowity koszt zawiera się w cenie wywoławczej akcji wybudowanej już elektrowni. Przy drugim i kolejnych blokach może być tak, że akcjonariusze, po sukcesie pierwszego, szybciej wejdą do inwestycji, państwo będzie miało środki szybciej, co oznacza mniejsze koszty obsługi. Sukces polskiej energetyki jądrowej w Modelu SaHo spowoduje, że każdy kolejny blok powinien być tańszy.
Model SaHo zakłada, że nawet pojedyncze gospodarstwa domowe mogłyby zostawać akcjonariuszami, czyli mógłbym zostać inwestorem, nawet gdyby mój samorząd nie brał udziału w inwestycji?
Jak najbardziej jest to możliwe. Pozostaje techniczna kwestia dostarczenia energii i ograniczeń sieciowych, technologicznych. Jeśli nawet dany samorząd nie chciałby angażować się w inwestycję, to mógłby ułatwić zawiązanie spółdzielni mieszkańcom z danej gminy. Nie musiałyby być to zresztą jedynie gospodarstwa domowe, ale również lokalni przedsiębiorcy, tak jak w USA. Razem mogliby stanowić całkiem sporego odbiorcę, który zostałby akcjonariuszem elektrowni jądrowej i odbierał energię po kosztach jej produkcji.
Przy budowie bloku elektrowni o określonej wydajności - np. 1 GW - jaki procent energii powinni objąć akcjonariusze, aby inwestycja była opłacalna?
Elektrownia jądrowa, żeby mogła produkować możliwie najtańszy prąd, musi pracować jak najbliżej 100 proc. mocy (w praktyce jest to ok. 93 proc.). Te 100 proc. mocy można podzielić na 100 proc. akcji. Wtedy, gdy znajdą się zainteresowani na całą moc, energia będzie najtańsza. Zapewnienie elektrowni jądrowej możliwości pracy na pełnej mocy oraz wynikająca z tego stabilność przychodów - to kolejne zalety Modelu SaHo. Zachęcam do zapoznania się z artykułem (patrz: ramka), gdzie przedstawiliśmy 12 zalet tego modelu, dzięki którym można rozwiązać wiele problemów blokujących obecnie rozwój energetyki jądrowej w Polsce i na świecie. ©℗
Informacje o Modelu SaHo
Model SaHo (nazwa pochodzi od nazwisk twórców) został opracowany przez dr Bożenę Horbaczewską ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz Łukasza Sawickiego, głównego specjalistę ds. strategii i analiz ekonomicznych sektora jądrowego w departamencie energii jądrowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska. Szczegółowe informacje są dostępne w artykule „Role of the state in implementation of strategic investment projects: The SaHo Model for nuclear power”, opublikowanym w czasopiśmie naukowym SGH „International Journal of Management and Economics”.©℗
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski