Rezygnację z pomysłu zwiększenia obszaru terenów zielonych w miastach o procentowy wskaźnik w zamian za zapewnienie tendencji wzrostowej do osiągnięcia zadowalającego poziomu – proponuje szwedzka prezydencja w Radzie UE.
To efekt uwag przesłanych przez państwa członkowskie do poprzedniej wersji projektu rozporządzenia Parlamentu i Rady UE w sprawie odtwarzania przyrody (Proposal for a Regulation of the European Parliament and of the Council on Nature Restoration), który jest elementem unijnej Strategii na Rzecz Bioróżnorodności Biologicznej do 2030 r. W art. 6 projektowanego rozporządzenia mowa była o zwiększeniu terenów zielonych w miastach o 5 proc. ich całkowitej powierzchni do 2050 r. (o 3 proc. do 2040 r.). Nie miało przy tym znaczenia, jak bardzo zielone jest dane miasto – wskaźniki miały dotyczyć wszystkich.
Propozycja została chłodno przyjęta przez część państw, w tym Polskę. W uwagach wskazywano m.in., że sztywne określenie jednego wskaźnika dla wszystkich miast w UE nie bierze pod uwagę ich regionalnej specyfiki. Może też zablokować rozwój miast w ich granicach i potęgować proces suburbanizacji, czyli wylewania się inwestycji na tereny podmiejskie (pisaliśmy o tym w DGP nr 43/2023 – „Unia chce zazielenić miasta. Czy to zatrzyma inwestycje?” ).
I chociaż wiele wskazuje na to, że procentowe wskaźniki ostatecznie trafią do kosza, postawienie na osiągnięcie zadowalającego poziomu, który zostanie określony dopiero w przyszłości, również nie stawia miast w komfortowej sytuacji.
Nie każde miasto jest takie samo
W dokumencie, do którego dotarł DGP, szwedzka prezydencja tłumaczy, że propozycja zmian wynika z obaw kilku państw członkowskich, które zarzuciły Komisji Europejskiej, że nie uwzględniła w wystarczającym stopniu lokalnych uwarunkowań miast, w tym ich autonomii.
– Miasta nie są takie same. Są takie, w których będzie przestrzeń, żeby to zrobić, a są i takie, w których będzie to bardzo trudne, bo mają duży poziom zagęszczenia i mało wolnej przestrzeni. Wtedy trzeba byłoby kombinować np. z zielenią na dachach, co pewnie nie będzie spełniało wymogów unijnych – komentuje Paweł Silbert, prezydent Jaworzna.
Zadowalający wzrost zamiast procentów
Swoje uwagi dotyczące podstaw prawnych do określenia procentowych wskaźników wzrostu terenów zielonych i drzewostanu wyraziła również Służba Prawna Rady (Council Legal Service – CLS).
Państwa członkowskie nadal mają zapewnić – zgodnie z art. 6 ust. 1 projektu – aby do 2030 r. nie nastąpiła utrata netto miejskich terenów zielonych i pokrycia drzewostanem, ale już nie w porównaniu z 2021 r. lub 2024 r. (który proponował Europejski Komitet Regionów w poprawkach do pierwotnej wersji projektu), ale w porównaniu z rokiem wejścia w życie rozporządzenia.
Największe zmiany dotyczą jednak ust. 2–3, w których nie ma już mowy o konkretnych, procentowych celach, ale o tendencji wzrostowej, aż do osiągnięcia zadowalającego poziomu.
– Jest to krok w dobrym kierunku, bo odchodzimy od zupełnie absurdalnego wyznaczania celów procentowych. Nie można było nazwać tego inaczej niż absurdem, zwłaszcza w ograniczeniu do granic miejskich. Na szczęście teraz pojawia się pomysł, że jeśli już mamy wprowadzać jakieś cele, to powinny się one odnosić do zobiektywizowanych standardów zazielenienia – mówi dr Karol Janas, kierownik Obserwatorium Polityki Miejskiej Instytut Rozwoju Miast i Regionów.
Procentowe wskaźniki popierał dr Wojciech Szymalski, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju (InE), wskazując, że nie były one zbyt wygórowane.
– Widząc dążenie państw członkowskich do zmiękczenia zapisów, należy zadbać o to, by został zachowany główny cel, czyli zwiększenie terenów zielonych w miastach – podkreśla.
Uważa, że obecny kierunek na zwiększanie zazielenienia miast może na razie wystarczyć, bo na więcej mogłaby się nie zgodzić Komisja Europejska.
– Po stronie państw członkowskich jest duża obawa, że nowe cele byłoby trudno osiągnąć. To przykre, ale na szczęście wciąż jeszcze proponowany przepis idzie w dobrym kierunku – ocenia szef InE.
Zadowalający poziom, czyli jaki?
Nie wszystko w nowej propozycji jest jednak jasne. Zadowalający poziom pokrycia terenami zielonymi miast ma zostać wypracowany przez państwa członkowskie najpóźniej do 2030 r. W art. 11 ust. 3 projektu rozporządzenia wskazuje się, że proces ten ma być oparty m.in. na najnowszych dowodach, ale również na wytycznych, które Komisja Europejska przyjmie w formie aktów wykonawczych do 2028 r.
– Trudno sobie wyobrazić, jak realizować cel, który poznamy dopiero za kilka lat. Tu jest dużo znaków zapytania. Nie ma odpowiedzi na to, czym ten standard ma być. Pojawia się też pytanie, czy my już tych standardów dawno nie spełniamy i czy mamy ten cel wzrostu realizować, a może mamy to już zaliczone – mówi dr Karol Janas.
Instytut Rozwoju Miast i Regionów od początku prac nad unijnym projektem stoi na stanowisku, że rozwój terenów zielonych jest możliwy, ale w odniesieniu do obszarów zurbanizowanych, a nie granic administracyjnych miast.
Podobnie widzi to prezydent Jaworzna. – Trzeba patrzeć na to globalnie, w skali państwa. Akurat w Polsce lasów przybywa. Sporo drzewostanu wycinamy i pewnie będziemy planować rekompensatę przyrodniczą, ale czy to spowoduje przyrost procentowy? Wątpię. W skali takiego miasta jak nasze 3 proc. powierzchni to ogromny teren. Ale realizujemy projekty zazielenienia przestrzeni międzymiejskich, jak wiele innych miast w kraju. Traktowanie tak delikatnej materii odgórnymi regulacjami to błędna droga – mówi Paweł Silbert.
Poprzednia wersja projektu prowadziła do paradoksalnej sytuacji, w której miastom, które już dziś mają wysoki poziom zazielenienia, byłoby najtrudniej spełnić nowe unijne wymogi.
– Są takie miasta, które ten zadowalający poziom (nie traktując go ściśle, ale zdroworozsądkowo) mają osiągnięty. Jeśli one również nadal miałyby osiągać 3 proc. czy 5 proc. wzrostu, te propozycje byłyby nie do przyjęcia – podsumowuje dr Wojciech Szymalski. ©℗
Eksperci: odejście od procentowych wskaźników to krok w dobrym kierunku, ale w nowej wersji projektu wciąż są niewiadome