Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Bruksela wrzuca wyższy bieg ochrony klimatu

Julita Żylińska Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty

Komisja Europejska zaproponowała nowe regulacje klimatyczne, by przyspieszyć redukcję emisji. Od 2026 r. opłatami za CO2 mają być objęte paliwa dla transportu i do ogrzewania budynków. 

– Nasza gospodarka oparta na paliwach kopalnych osiągnęła swój limit – mówiła podczas prezentacji w środę pakietu legislacyjnego przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. W jego centrum jest rozszerzenie systemu uprawnień za emisje. KE chce za pomocą ETS obniżyć pulę emisji i zwiększyć tempo ich redukcji, tak aby osiągnąć przyjęty cel 55 proc. do 2030 r. Tak jak pisaliśmy 5 lipca, KE chce objąć opłatami za CO2 nowe sektory – poza transportem drogowym i budynkami, które mają podlegać odrębnemu systemowi, płacić za emisje ma żegluga morska. Obciążone – na skutek wygaszenia do 2028 r. darmowych pozwoleń dla sektora – ma zostać też lotnictwo. Jak podkreślała wczoraj Ursula von der Leyen, ten system sprawdził się w przemyśle i energetyce, przyczyniając się do ograniczenia emisji z tych sektorów. Tymczasem emisje z transportu wciąż rosną, a z budynków poziom pozostaje stabilny.

Ekspansji ETS towarzyszyć ma śrubowanie obowiązujących w poszczególnych sektorach celów klimatycznych oraz norm emisyjności. Zgodnie z zaprezentowanymi planami do 2035 r. unijny transport drogowy ma stać się w pełni neutralny klimatycznie. Do końca dekady emisje z aut pasażerskich mają zostać zredukowane o 55 proc. (do tej pory miało to być 37,5 proc.), zaś w przypadku pojazdów dostawczych – o 50 proc. (wcześniej 31 proc.). Wraz z ograniczaniem obecności na drogach aut z silnikami spalinowymi rozwijana ma być infrastruktura dla pojazdów elektrycznych i wodorowych. Już do 2025 r. ma powstać pierwszy milion finansowanych ze środków publicznych stacji do ładowania e-aut, do 2030 r. ma ich być 3,5 mln, a w ciągu kolejnej dekady ich liczba ma się potroić.

Elementem propozycji Komisji jest utworzenie społecznego funduszu klimatycznego, którego celem będzie ograniczenie kosztów związanych z rosnącymi cenami paliw kopalnych dla obywateli. Łącznie w latach 2025–2032 fundusz ma zmobilizować na ten cel 72,2 mld euro. Środki te będą wykorzystane m.in. na wsparcie dla gospodarstw domowych, kierowców i mikroprzedsiębiorstw – w tym na bezpośrednie transfery pieniężne dla najuboższych. Z funduszu dofinansowywane mają być też inwestycje w efektywność energetyczną, czyste ciepłownictwo oraz zero- i niskoemisyjny transport.

– Ci, którzy potrzebują wsparcia, otrzymają je, a jednocześnie opłaty będą efektywne – zapewniała szefowa KE. Uśmierzyć obawy sceptyków mają też plany, aby do biedniejszych krajów trafiło relatywnie więcej pozwoleń, zwiększając tym samym ich dochody z ETS. Równocześnie Komisja chce, żeby wszystkie środki płynące z tego tytułu do krajowych budżetów przeznaczane były na cele związane z polityką klimatyczną UE. Ma to „uzupełnić znaczne wydatki na klimat z budżetu UE”. Do tej pory wymóg taki dotyczył połowy dochodów z handlu pozwoleniami na emisje.

Komisja proponuje też zwiększenie funduszu innowacyjnego i modernizacyjnego. Ten ostatni jest przeznaczony obecnie dla 10 najuboższych krajów UE na zazielenianie ich energetyki, ponad 40 proc. w tej chwili przysługuje Polsce. Teraz budżet funduszu to dochody ze sprzedaży 2 proc. wszystkich pozwoleń na emisje. – Nieco jednak inna będzie dystrybucja środków, pierwsze 2 proc. będzie rozdzielane tak jak jest to dziś, ale dla dodatkowych 2,5 proc. podwyższone będzie kryterium dochodowe (65 zamiast 60 proc. średniego PKB na mieszkańca), a więc środki powędrują do dotychczasowych 10 beneficjentów plus do Grecji i Portugalii – tłumaczył unijny urzędnik. Jednak problemem dla Polski jest proponowane wyeliminowanie wszystkich paliw kopalnych z dofinansowania przez ten fundusz, a więc także gazu. Finansowanie go będzie możliwe tylko w wyjątkowych sytuacjach. Tymczasem Polska chce w okresie przejściowym przestawić z węgla na gaz dużą część ciepłowni, a także część elektrowni.

Elementem pakietu, który budzi największe kontrowersje międzynarodowe, jest tzw. cło węglowe (CBAM). Uderzy ono w szczególności w import z krajów rozwijających się i poprawi pozycję konkurencyjną europejskich producentów cementu, plastiku, nawozów, stali czy aluminium. Państwa te krytykują CBAM za protekcjonizm i dyskryminacyjny charakter. Zarzuty te odrzucił wczoraj unijny komisarz ds. gospodarki Paolo Gentiloni, wskazując, że wskutek wprowadzenia mechanizmu importowane produkty obciążone będą dokładnie tą samą opłatą co produkcja europejska.

Obawy w sprawie CBAM ma też m.in. Ukraina, która sama planuje uruchomienie własnego systemu handlu uprawnieniami do emisji. Ostatecznie jednak to nie istnienie systemu, ale obowiązująca w nim cena uprawnień decydować będzie o tym, w jakim stopniu dostawy do Europy będą obciążone cłem. Co ciekawe, oprócz produkcji przemysłowej objęta cłem ma zostać energia elektryczna. Jeśli regulacja w tym kształcie zostanie ostatecznie przyjęta, może uderzyć to m.in. w ogłoszone niedawno plany Viktora Orbána i Zygmunta Solorza związane z budową elektrowni jądrowej w obwodzie kaliningradzkim.