- Szukamy takiego partnera, który nam dostarczy technologię sprawdzoną, działającą, która będzie mogła być przeniesiona do Polski bez zmian. Westinghouse taką dysponuje - Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
Technologia do budowy elektrowni jądrowych w Polsce miała zostać wybrana na przełomie tego i następnego roku. Tymczasem niedawno minister Michał Kurtyka mówił o dwóch latach.
Umowa ze stroną amerykańską przewiduje, że w ciągu 18 miesięcy zostanie nam przedstawiona kompleksowa oferta. Z różnych powodów umowa po obydwu stronach została ostatecznie zatwierdzona 24 lutego i 18 miesięcy liczy się od tej daty. Nieco szybciej będzie gotowa technologiczna część oferty, ale do opracowania jest też struktura finansowania. Jesteśmy w kontakcie z nową administracją amerykańską. Mamy potwierdzenie, że ustalenia z umowy będą realizowane bez przeszkód. Andrew Light w imieniu departamentu energii zadeklarował jednoznacznie, że wykonanie tej umowy jest w interesie rządu amerykańskiego i że będzie to bez przeszkód prowadzone. Przewidujemy, że materiał do rozważenia dla naszego rządu będzie gotowy w połowie przyszłego roku. Nie ma to jednak wpływu na przewidywaną datę oddania do użytku pierwszego reaktora. Po decyzji naszego rządu w sprawie oferty musimy sobie jeszcze zostawić czas na doprecyzowanie kontraktu. Będziemy chcieli, żeby to trwało jak najkrócej. Być może w sumie do podpisania kontraktu upłyną prawie dwa lata.
Panie ministrze, ale to brzmi tak, jak byśmy już byli zdecydowani na ofertę amerykańską. Zresztą są głosy, że pozostałe oferty są tylko tłem, a Polska bierze pod uwagę tylko Amerykanów.
Obecna umowa polsko-amerykańska nie przesądza wyboru partnera ani technologii. Poruszamy się w tej kwestii w ramach regulacji Euroatomu i Unii Europejskiej. Umowę notyfikowaliśmy w Euroatomie. Z Komisją Europejską będziemy omawiali warunki wyboru technologii i one określą sposób podejmowania decyzji przez nasz rząd.
Ale rząd może mieć swoje preferencje, mimo regulacji.
To oczywiste. Widzimy, co się dzieje w dziedzinie energetyki nuklearnej i badamy różne możliwości. Mamy świadomość, że w Europie francuski przemysł jest silny, doświadczony i na wielu poziomach powiązany ze światowym. Bierzemy to pod uwagę i jak wiadomo, rozmawiamy z kolegami z Paryża. Mamy wiele wspólnych interesów w zakresie energetyki jądrowej w ramach Unii Europejskiej. Powtarzamy, że szukamy takiego partnera, który nam dostarczy technologię sprawdzoną, działającą, która będzie mogła być przeniesiona do Polski bez zmian. Westinghouse taką dysponuje. Reaktory tego typu od kilku lat pracują z powodzeniem w Chinach, a na ukończeniu jest budowa dwóch w Vogtle w amerykańskim stanie Georgia. Westinghouse dostarcza technologię, a wykonawcą jest Bechtel.
Koreańczycy także próbują wejść w wyścig o zamówienie w Polsce. Sam pan wspominał, że dobrze im poszło z budową atomu w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Tę koreańską inwestycję w Emiratach udaje się prowadzić w założonym budżecie i czasie, co jest bardzo ważne. Zbudowano tam elektrownię z czterema reaktorami. Przykład tej inwestycji dowodzi, że przy dobrej organizacji można budować elektrownie jądrowe bez opóźnień. Technologia koreańska to jest w zasadzie technologia Westinghouse’a. Użycie tej technologii przez koreańskie firmy poza Koreą wymaga akceptacji strony amerykańskiej.
A co z finansowaniem? Niedawno mówił pan, że bez środków publicznych takiej inwestycji przeprowadzić się nie da.
Powtórzyłem to, co jest oczywiste. Gdziekolwiek popatrzymy, nie ma elektrowni atomowej, która by była zbudowana bez wsparcia czy udziału państwa. Podobnie będzie w Polsce. Jest do rozważenia, jaki będzie podział finansowania pomiędzy polską stroną a partnerem. Szukamy partnera, który zainwestuje z nami, także kapitałowo, i który będzie miał też udział w odpowiedzialności i ryzyku związanym z kredytem, którym ta inwestycja będzie finansowana. Chcemy mieć partnera, który obejmie do 49 proc. udziałów, zatem po naszej stronie zostanie do sfinansowania trochę więcej niż połowa. Jeśli mówimy, że po polskiej stronie będzie konieczne 75–80 mld zł, to trzeba pamiętać, że to jest 20-letni program budowy sześciu reaktorów i że średnio daje to 4 mld zł rocznie. Nasze państwo stać jest na to, żeby zainwestować w energetykę nuklearną 4 mld zł rocznie. Oczywiście te wydatki nie są proporcjonalne we wszystkich latach, tylko będą się kumulowały i trzeba być na to przygotowanym. Warunki pomocy publicznej, czyli udziału państwa, będą przedmiotem naszych rozmów z Komisją Europejską.
Rynek był trochę zaskoczony deklaracją wsparcia akurat ze strony NBP, czyli banku centralnego. Jak takie wsparcie mogłoby wyglądać?
Są różne warianty, ale nie chcę się w tej kwestii szczegółowo wypowiadać. Trzeba pamiętać, że to jest inny montaż finansowy niż w przypadku inwestycji finansowanych przez banki komercyjne, gdzie mamy reguły komitetów kredytowych i stopę zwrotu liczoną na 15 lat. Jest dużo elementów, którą się złożą na proponowany wariant finansowania. Obserwujemy uważnie to, co się dzieje w tej sprawie w miejscach, gdzie elektrownie jądrowe są budowane. Wielka Brytania jest dobrym przykładem. W Hinkley Point C przyjęto formułę kontraktu różnicowego, a w innej lokalizacji, gdzie będzie budowana druga elektrownia, inwestorzy zastanawiają się nad zmodyfikowanym modelem RAB aplikowalnym na etapie budowy. Wybierzemy ostatecznie model możliwy do przyjęcia przez nas, wybranego partnera w programie PPEJ i dający perspektywę akceptowalnej ceny energii dla odbiorców.
Czyli montaż finansowy po stronie amerykańskiej i polskiej będzie skoordynowany?
Musi być. Jednak nasz udział będziemy finansowali w sposób niezależny od tego, jaki przyjmie po swojej stronie partner. Koordynacja jest oczywiście konieczna, bo będziemy wspólnie działali podczas eksploatacji zbudowanych reaktorów. Chcemy, żeby partner zaangażował się kapitałowo, czyli był współwłaścicielem naszych elektrowni jądrowych i żeby został z nami przez cały czas ich funkcjonowania. To oznacza, że proporcjonalnie podzielimy się ryzykiem powodzenia tej inwestycji.
No dobrze, a kiedy Polska będzie miała gotowy swój montaż finansowy?
Mamy 18 miesięcy do czasu otrzymania oferty amerykańskiej i w tym samym czasie w Polsce powinniśmy mieć gotową propozycję finansowania. Równocześnie w tym czasie powinniśmy osiągnąć porozumienie z Komisją Europejską co do proponowanego modelu pomocy publicznej.
A w Unii jest trochę niepewności, bo trwa walka o to, które technologie znajdą się w taksonomii, a ona może być nowym kryterium przy decyzjach komisji w sprawie pomocy publicznej. Czy widzi pan tu jakieś ryzyko dla polskiego planu?
Taksonomia jest ważna i zabiegamy o to, żeby technologia nuklearna została uznana za element zrównoważonego podejścia do energetyki i klimatu. Wiadomo, że technologie jądrowe są bezemisyjne, nie wydzielają CO2, wydawałoby się to więc w miarę oczywiste. Coraz więcej ekspertów, a także ekspertyza JRC zamówiona przez komisję, wskazuje, że energetyka jądrowa powinna być uwzględniona, bo bez tego trudno będzie zrealizować Zielony Ład. Jest coraz bardziej powszechna opinia, że same źródła odnawialne nie dadzą nam bezpieczeństwa. Potrzebne są elektrownie produkujące energię w tzw. podstawie niezależnie od warunków atmosferycznych i pory dnia. Energetyka jądrowa spełnia te warunki. Opinia ośrodka analitycznego JRC jest bardzo ważna i mam nadzieję, że wpłynie na ostateczne decyzje. Ważny jest też list do komisji, który został ostatnio wysłany przez szefów rządów zainteresowanych energetyką nuklearną. Podpisał go też prezydent Francji Emmanuel Macron, który przecież jest żywotnie zainteresowany tym, żeby technologia nuklearna była dalej uważana za poważną i potrzebną. Sądzę, że ostatecznie taksonomia uzna elektrownie jądrowe za tak samo ważne dla ograniczania emisji CO2, jak produkcja energii z wiatru, słońca czy innych odnawialnych źródeł. Powinniśmy traktować te technologie podobnie zarówno od strony systemów energetycznych, jak i instytucji finansowych.
Chodzi o zgodę na pomoc publiczną?
Tak, bo można sobie wyobrazić, że to, co się nie znajdzie w taksonomii, będzie miało kłopot z uzyskaniem zgody na pomoc publiczną.
Wspomniał pan prezydenta Macrona, a to on kusi Polskę udziałem naszych przedsiębiorstw w planowanym francuskim programie atomowym, jeśli wybierzemy ich ofertę. Czy to jest dla nas atrakcyjne?
Chcemy, żeby w naszym programie były angażowane polskie firmy i przemysł, zresztą w sposób narastający, dlatego chcemy mieć sześć reaktorów budowanych w jednej technologii. Chodzi o to, żeby polscy podwykonawcy mieli długą perspektywę, żeby mogli inwestować w tę dziedzinę. Współpraca z francuskim EDF i innymi firmami może być potrzebna i pożyteczna. Ale w programie francuskim rewitalizacji sektora nuklearnego jest plan zbudowania sześciu reaktorów. Wykonawcą tego planu jest EDF. Powiem szczerze, że jeżeli EDF zajmie się budową sześciu reaktorów we Francji i ma dwa, których nie może skończyć, oraz dwa w Wielkiej Brytanii, które buduje, to gdyby dodał do tego sześć reaktorów w Polsce, to byłbym ostrożny co do możliwości dotrzymania terminów.
A może mogłaby to być mieszana współpraca? Francuskie firmy w łańcuchu dostaw dla Polski?
Być może. Współpraca w sensie praktycznym, biznesowym na poziomie wykonawczym, czy projektowania łańcucha dostaw jest oczywiście możliwa. Przemysł nuklearny we Francji ma bardzo duże możliwości.
W taksonomii ważą się też losy gazu, choć ostatnie wieści są optymistyczne. Wzrośnie zatem zapotrzebowanie na gaz, bo będzie wykorzystywany w energetyce.Czy nie trzeba będzie jednak zamawiać gazu z Rosji?
Inwestycje w ramach naszej strategii dywersyfikacji źródeł dostaw są prowadzone zgodnie z założonym harmonogramem. W październiku przyszłego roku Baltic Pipe będzie oddany do użytku, a pod koniec bieżącego roku pierwszy etap rozbudowy gazoportu w Świnoujściu. W przyszłym roku będą też ukończone połączenia transgraniczne ze Słowacją i z Litwą. W 2023 r. będzie sfinalizowana budowa trzeciego zbiornika w terminalu LNG w Świnoujściu, a w 2027 r. ukończona budowa systemu przesyłowego i miejsca dla pływającej jednostki FSRU w porcie gdańskim. Wszystko to razem spowoduje, że od 2028 r. będziemy mieli wejścia do polskiego systemu, które pozwolą na wprowadzenie ok. 25 mld m sześc. gazu. Z wydobyciem krajowym to będzie ok. 30 mld m sześć. To jest minimum, które w razie potrzeby będzie mogło być podnoszone poprzez zwiększanie przepustowości terminala pływającego w Gdańsku. Nie ma zagrożenia, że nie będziemy mogli dostarczyć gazu dla budujących się elektrowni czy elektrociepłowni gazowych. Problem jest po stronie inwestycji w elektroenergetykę gazową. Mamy wiele projektów w spółkach energetycznych, które mają przewidziane terminy realizacji i duża część z nich w tej chwili jest przed ostatecznymi decyzjami inwestycyjnymi. To powinno być dopilnowywane i prowadzone zgodnie z założonymi pierwotnie harmonogramami, bo od tego zależy, czy w tej transformacji energetycznej, w której sukcesywnie i racjonalnie będziemy odchodzili od elektrowni węglowych, będą się pojawiały w latach 20. elektrownie gazowe w takiej ilości, żebyśmy przez cały czas byli bezpieczni. To wszystko są naczynia połączone. Oczywiście do PGNiG należy zapewnienie kontraktów zakupowych, czyli dostarczenie gazu do tych wejść, które Gaz-System przygotuje.
Podsumowując, gaz z Rosji nie będzie nam potrzebny?
Nie, nie będzie. Kontrakt jamalski kończy się z końcem 2022 r.. Wraz z budową FSRU w Gdańsku plan dywersyfikacji zostanie dopełniony. Będziemy kupowali gaz bez konieczności wynikających z monopolu Gazpromu.
Czy z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego i uniezależnienia się od dostaw z Rosji PGNiG nie powinien zostać samodzielną spółką? I co z Lotosem z tego punktu widzenia?
Mam nadzieję, że przemiany własnościowe w polskim sektorze energii nie osłabią bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju.