Pomysł zabezpieczenia unijnych granic przed produktami z wysokim śladem węglowym (CBAM) rodzi wśród przedsiębiorców obawy o konkurencyjność wspólnoty i wzrost cen.
Bruksela chce, by obciążenia wynikające z transformacji klimatycznej dotyczyły nie tylko przemysłu ulokowanego w państwach członkowskich, lecz także zewnętrznych podmiotów przywożących do Unii Europejskiej swoje produkty. Temu mają służyć opłaty, które początkowo będą zastosowane do importu żelaza, stali, aluminium, cementu czy nawozów. Zapowiedziała je Komisja Europejska w pakiecie klimatycznym „Fit for 55”.
Importerzy tych towarów zapłacą za certyfikaty uprawniające do emisji dwutlenku węgla tak samo, jak musieliby zrobić przy produkcji w Europie. Obecnie jest bowiem tak, że środowiskowymi regulacjami unijnymi związane są tylko działające tu zakłady. To wywoływało spory sprzeciw producentów – do Europy wjeżdżały konkurujące z nimi produkty z Europy Wschodniej i Azji o niższej cenie, która wynikała choćby z tego, że tamtejsze firmy nie musiały brać udziału w handlu uprawnieniami do emisji czy borykać się z wyższymi cenami energii.
Mechanizm kontroli to nadzieja choćby dla hutnictwa, którego przedstawiciele szacowali, że w obecnej sytuacji ich działalność na kontynencie przestaje być opłacalna. Namacalnym przykładem tej tendencji jest wygaszenie wielkiego pieca w Krakowie przez spółkę ArcelorMittal, która argumentowała, że obciążenia środowiskowe powodują jego nierentowność. Zdecydowała się natomiast na inwestycje w ukraińskim Krzywym Rogu.
Polscy producenci, którzy są narażeni na konkurencję ze Wschodu jeszcze bardziej niż tzw. stara Unia, uznają, że mechanizm CBAM to krok w dobrą stronę. Ma chronić rynek wewnętrzny i pozwoli sfinansować z otrzymanych środków dalszą transformację energetyczną. Liczy na to np. branża cementowa, która walczy z białoruskimi konkurentami – tylko w 2020 r. import tamtejszego cementu do Polski wyniósł 440 tys. ton, czyli o 80 proc. więcej niż rok wcześniej.
Entuzjazmu nie podzielają jednak odbiorcy ich produktów i wykonawcy. – CBAM to dobra informacja dla branży stalowej i cementowej, ale niekoniecznie pozytywna dla budownictwa, które będzie musiało liczyć się z dalszym wzrostem cen materiałów w warunkach światowego boomu inwestycyjnego. Realizację ogromnych programów infrastrukturalnych zapowiadają Chiny, Indie, USA i wiele krajów europejskich, dlatego polskie firmy będą musiały konkurować o surowce i materiały na rynkach światowych – wskazuje dr Damian Kaźmierczak, główny ekonomista Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.
W podobnym tonie wypowiadają się inni odbiorcy, którzy obawiają się, że źle wprowadzony mechanizm może doprowadzić do wzrostu i tak wysokich cen za surowce albo braku ich dostępności. – Popieramy dbałość o środowisko i to, by skracać łańcuchy dostaw, wspierając tym samym lokalną produkcję. Nie chcielibyśmy jednak, by odbijało się to na cenach dla konsumentów – podkreśla Wojciech Konecki, prezes związku pracodawców AGD Applia.
Jednakże producenci też dostrzegają ograniczenia mechanizmu CBAM. Zaznaczają, że rynek unijny jest ważny, ale chcieliby również móc skutecznie eksportować swoje wyroby poza granice wspólnoty. Na razie mechanizm CBAM przewiduje utrzymanie puli darmowych uprawnień do emisji, ale docelowo miałby stanowić dla nich alternatywę, a to może utrudnić wejście na rynki trzecie.
Część przedsiębiorców obawia się również, że CBAM, które stanowi de facto cło, spowoduje nałożenie nowych opłat ze strony państw, których biznesy dotknie. – Przedsiębiorcy branży papierniczej realizują swoje interesy, np. zaopatrzenie w surowce, w wymiarze globalnym. Wśród naszych przedsiębiorców istnieją niepewności związane z tym, czy jednostronne forsowanie mechanizmu podatku węglowego przez UE nie zagrozi odwetem ze strony państw – sygnatariuszy światowego porozumienia o handlu w ramach WTO – mówi Janusz Turski, dyrektor generalny Stowarzyszenia Papierników Polskich.