Gazprom ogranicza dostawy gazu na rynek europejski, uzyskując – zdaniem rosyjskich ekspertów, dzięki wzrostowi cen – rekompensatę finansową za straty wynikające z restrykcji związanych z budową NS2. Kontekst tych działań jest jednak znacznie szerszy.
Europejski rynek gazu tworzy nową historię. Rosnące nieprzerwanie ceny biją kolejne rekordy. Pod koniec sierpnia przekroczyły nienotowany dotychczas poziom 600 dolarów/1000 m3, 9 września 700 dolarów, a 14 września 800 dolarów. Na przeciwnym biegunie znajdują się rezerwy paliwa w europejskich podziemnych magazynach gazu (PMG), które mają rekordowo niski poziom.
Zupełnie inaczej sytuację może oceniać Gazprom. Jego zysk netto w drugim kwartale 2021 roku wzrósł prawie 30-krotnie, z 32,9 do 968,5 mld rubli w porównaniu z analogicznym okresem roku ubiegłego i wszystko wskazuje na to, że ten trend będzie kontynuowany w drugiej połowie roku, zważywszy na to, że pik cenowy przypada na trzeci kwartał, przy braku przesłanek na zmianę sytuacji również w następnych miesiącach bieżącego roku.
Beneficjentem sytuacji na rynku jest Gazprom, będący jednocześnie, przez swoje działania, głównym animatorem wzrostu cen. Dotyczy to w szczególności ograniczania dostaw. Gazprom oczekuje, że w 2021 r. wydobycie gazu będzie rekordowe w ciągu ostatniej dekady i nie przewiduje zwiększenia eksportu na rynek europejski. Niższe dostawy, szybko wzrastające ceny, w tym również w wyniku szeregu innych, oprócz hamowania dostaw, działań Gazpromu, zwielokrotnione zyski. Książkowy przykład działania monopolisty na rynku.
Co się dzieje na europejskim rynku gazu
Europa cierpi na niedobór gazu. Mroźna i wczesna zima 2020/21 spowodowała znaczący wzrost jego zużycia. W efekcie okazało się, że niezbędne jest znacznie wcześniej niż w poprzednich latach uzupełnianie bieżących dostaw poborem paliwa z PMG. Pobór rozpoczął się już 12 października, podczas gdy w ostatnich latach przypadało to zwykle na okres 20 – 26 października. W efekcie po sezonie zimowym europejskie PMG odnotowały znaczące uszczuplenie rezerw w wyniku wypompowania rekordowej ilości 66,2 mld m3 gazu. Ilość ta zasługuje na miano rekordowej, zważywszy, że średnio w latach 2015 – 2020 zapasy w PMG wynosiły 78,2 mld m3, w tym w roku 2019 – 96,7 mld, a w 2020 – 81,5 mld.
Sezon letni, w którym, ze względu na niższe zużycie gazu, następuje zwykle uzupełnianie jego zapasów w PMG, w tym roku nie był sprzymierzeńcem firm gazowych. Wysokie temperatury i związane z tym używanie na dużą skalę urządzeń klimatyzacyjno-chłodniczych spowodowały utrzymywanie się wysokiego popytu na gaz, który okresowo musiał być nawet uzupełniany z rezerw.
Sytuację dodatkowo skomplikował fakt, że Europa zetknęła się z ograniczeniami w dostawach gazu skroplonego (LNG). Na tle szczytowego w ciągu ostatnich dziesięciu lat, według Międzynarodowej Unii Gazowniczej, popytu światowego, dostawy LNG do Europy w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy spadły o ponad 17 miliardów metrów sześciennych. Dostawcy LNG ograniczyli eksport do Europy, przekierowując ładunki na bardziej dochodowe rynki azjatyckie (region Azji i Pacyfiku to prawie 70 proc. całego światowego zapotrzebowania na LNG). Europejski import LNG pozostaje o 20 proc. niższy niż w ubiegłym roku. Agencja Wood Mackenzie szacuje, że UE otrzymuje każdego tygodnia o trzy tankowce mniej niż rok wcześniej, a w stosunku do wcześniejszych prognoz dostawy są o dziewięć tankowców mniejsze.
Przy tak napiętym bilansie podażowo–popytowym stan zapasów w obiektach magazynowych w krajach UE znalazł się w czerwcu na najniższym poziomie w całej historii obserwacji. W magazynach zgromadzono około 50 miliardów metrów sześciennych gazu, o 35 mld mniej niż przed rokiem i o 15 mld mniej niż średnia z ostatnich pięciu lat. W następnych miesiącach sytuacja nieco się poprawiła, chociaż poziom rezerw wciąż jest poniżej normy. Zapełnienie magazynów na koniec lipca wyniosło 55 proc. wobec 80 proc. rok wcześniej. Na początek września stan rezerw w PMG ciągle jest na poziomie najniższym od 5 lat. Według Gas Infrastructure Europe na dzień 30 sierpnia europejskie PMG były zapełnione w 66,3 proc. w tym w Niemczech 58,6 proc. i 48,4 proc. w Holandii, podczas gdy w tym samym dniu ubiegłego roku pojemność magazynowa była zapełniona w 91,4 proc.
Według Gazpromu w europejskich PMG, z przeszło 66 miliardów metrów sześciennych wybranych w ubiegłym sezonie tylko 27,6 mld metrów sześciennych zostało uzupełnionych. Opóźnienie w uzupełnieniu poziomu rezerw w stosunku do ubiegłego roku wynosi 27,9 mld metrów sześciennych. Zdaniem rosyjskiego monopolisty, jeśli utrzyma się obecne tempo zatłaczania do PMG, to można przewidywać, że do 12 października magazyny będą miały ok. 78 mld metrów sześciennych gazu. Oznacza to, że 25 proc. czyli 17 mld nie zostanie uzupełnione z ilości pobranej zeszłej zimy. Niepokoić może również stan rezerw w ukraińskich PMG, stanowiących naturalne zaplecze rynku UE. Jeśli utrzymane zostanie obecne tempo dostaw to w ukraińskich PMG 12 października będzie 30 proc., czyli 8 mld metrów sześciennych mniej gazu niż w zeszłym roku.
Napięty bilans podażowo – popytowy skutkuje w tym roku gwałtownym wzrostem cen, których poziom niemal z dnia na dzień bije kolejne rekordy. Europa nigdy nie płaciła tak dużo za gaz – ani podczas szczytowych cen ropy w 2008 roku, ani po wypadku w elektrowni jądrowej Fukushima w 2011 roku. Wbrew klasycznemu obrazowi, ceny latem nie spadły, a przeciwnie, znacząco wzrosły. Od początku roku o ponad 400 proc.
Jeszcze w czerwcu wrześniowe kontrakty terminowe na hubie gazowym TTF wynosiły około 316 dolarów. Spotowe ceny gazu w Europie 30 sierpnia po raz pierwszy w historii przekroczyły próg 600 dolarów za 1000 metrów sześciennych (notowania futures na wrzesień na holenderskim hubie TTF osiągnęły 600,6 dolarów). 9 września poziom cen październikowych kontraktów terminowych na hubie TTF w Holandii po raz pierwszy przekroczył 700 dolarów (700,2 dol./1000 m3), a 14 września już 800 dolarów. Tydzień wcześniej było to 650 dolarów. Niezwykłą dynamikę wzrostu cen widać szczególnie w konfrontacji z sytuacją roku poprzedniego, kiedy to latem doszło do zupełnie odwrotnej sytuacji – ceny spadły poniżej 100 dolarów.
Dlaczego rosną ceny?
Rynek gazowy stał się kolejnym rynkiem, dla którego poziom cen wyznaczają notowania giełdowe. Specyfiką rynków giełdowych jest to, że na poziom cen, kierunek i dynamikę zmian wpływają, oprócz realnych czynników podażowo–popytowych również, a w niektórych okresach w przeważającej mierze, „sentymenty”, a więc formułowane prognozy, wypowiedzi ekspertów, sprzeczne komunikaty, brak odniesienia najważniejszych podmiotów do występujących zjawisk, działania nieadekwatne do sytuacji na rynku lub brak jakichkolwiek działań itp.
Taki scenariusz działań na rynku europejskim, w sposób książkowy zaczął realizować Gazprom i de facto, zdaniem rosyjskich ekspertów, zaczął tym rynkiem zarządzać. Rosyjscy eksperci nie bez satysfakcji odnotowali (Aleksander Frołow, dyrektor w Instytucie Energetyki Narodowej), że w UE często praca rosyjskiej spółki jest utrudniana, a to przez wprowadzenie III pakietu energetycznego, a to przez wywieranie presji na Nord Stream 2 (NS2), ale jednocześnie demonstrowane jest niezadowolenie z niewystarczających dostaw gazu, co wskazuje na faktyczne uznanie Gazpromu jako regulatora rynku gazu w Europie.
Mimo wielu czynników wzrostu cen na rynku europejskim, jako główny czynnik wskazywany jest niedostateczny poziom dostaw rosyjskiego gazu. Utrzymywanie deficytu na rynku jest korzystne dla Gazpromu, gdyż straty z powodu mniejszego wolumenu dostaw są znacząco skromniejsze niż zyski związane ze wzrostem cen, zważywszy, że każdy dolar wzrostu cen zwiększa jego przychody (w ujęciu rocznym) o prawie 190 mln dolarów. Z tego też powodu kolejne działania Gazpromu wpisywały się w ściśle przemyślany scenariusz, stając się siłą sprawczą przyspieszonego wzrostu cen w lipcu, a szczególności w sierpniu i wrześniu, z poziomu nieco ponad 300 dol./1000 m3 w czerwcu do ponad 800 dolarów w połowie września.
Pod koniec lipca Gazprom ograniczył, a w pierwszych dniach sierpnia przerwał, tradycyjnie realizowane w okresie letnim dostawy do europejskich PMG. Z końcem lipca znacząco ograniczone zostały dostawy gazociągiem Jamał przez terytorium Polski do Niemiec, z poziomu 84 mln (na punkcie odbioru w Niemczech) do 50 mln metrów sześciennych dziennie. Wahania in minus w poziomie dostaw były kontynuowane w sierpniu i wrześniu.
Bardzo silnie na wzrost cen wpłynęła informacja o rezygnacji Gazpromu z rezerwacji dodatkowych mocy przesyłowych zarówno gazociągiem Jamał, jak również przez terytorium Ukrainy. Nie brał on udziału w polskiej aukcji w dniu 5 lipca, dotyczącej dodatkowych mocy na IV kwartał roku bieżącego i cztery następne roku przyszłego.
Rosja i Ukraina podpisały pod koniec 2019 roku pięcioletni kontrakt tranzytowy. W pierwszym roku Gazprom gwarantował przepompowanie 65 mld metrów sześciennych gazu, w kolejnych 40 mld. W tym roku dzienna wielkość tranzytu wynosi ok. 109 mln. Jednocześnie Gazprom tradycyjnie rezerwował dodatkowe zdolności przesyłowe, co powodowało, że tranzyt wynosił do sierpnia włącznie 124 mln metrów sześciennych gazu dziennie. W połowie sierpnia Gazprom zrezygnował jednak z rezerwowania dodatkowej przepustowości tranzytowej przez Ukrainę. Z oferowanych na wrzesień 15 mln dziennie, rosyjska firma zarezerwowała tylko 0,65 mln, tj. 4,3 proc. oferty, rezygnując jednocześnie z rezerwacji na następne miesiące. Był to bezpośredni i decydujący czynnik przyspieszenia wzrostu cen, które w sierpniu po raz pierwszy przekroczyły poziom 600 dolarów.
Aby wypełnić zobowiązania wynikające z kontraktów długoterminowych, przy dużej niechęci do zwiększenia dostaw, Gazprom musiał pobierać gaz z własnych PMG w Europie, w wyniku czego pod koniec sierpnia rezerwy w czterech jego największych magazynach o pojemności 11,7 miliarda metrów sześciennych spadły do 12,8 proc. Takie podejście, choć pozwala na realizację kontraktowych zamówień klientów, jest niepokojące dla uczestników rynku, ponieważ nie ma gwarancji, że rezerwy w magazynach będą mogły się uzupełnić przed sezonem poboru w połowie października.
Widząc skuteczność swoich działań na coraz bardziej niestabilnym, kierującym się „emocjami” rynku gazowym, Gazprom jeszcze dolewa oliwy do ognia. W pierwszych dniach września na konferencji prasowej, chwaląc się bardzo dobrymi wynikami produkcyjnymi – ze wzrostem wydobycia gazu po 7 miesiącach bieżącego roku o 18 proc. w porównaniu z analogicznym okresem roku poprzedniego i prognozując jednocześnie, że wydobycie na koniec roku będzie rekordowe w ciągu ostatniej dekady, koncern deklaruje jednak, że nie zamierza zwiększyć eksportu do Europy.
Do końca 2021 roku wydobycie może przekroczyć 510 mld metrów sześciennych, o przeszło 55 mld (12 proc.) więcej niż rok wcześniej. Nie przełoży się to jednak na zwiększenie dostaw do Europy, odnotowującej wyjątkowo napięty bilans podażowo-popytowy. Gazprom przewiduje, że eksport do krajów europejskich osiągnie 183 mld. To nawet o 16,5 proc. mniej niż w „dotkniętym” pandemią 2020 roku (219 mld), mimo że wówczas Gazprom wyprodukował o 11 proc. mniej gazu (454,51 mld). Dla chwiejnego rynku przekaz był jednoznaczny. W efekcie ceny poszybowały z poziomu 600 dolarów na koniec sierpnia do 730 i następnie do 760 dolarów w dniu 13 września, by następnego dnia przekroczyć 800 dolarów.
Gazprom celowo „głodzi” rynek europejski, uzyskując – zdaniem rosyjskich ekspertów – rekompensatę finansową za straty wynikające z restrykcji związanych z budową NS2. Wydaje się jednak, że kontekst tych działań jest znacznie szerszy i wykraczający poza sprawy finansowe.
Gra o wysoką stawkę z Nord Stream 2 w tle
Swoimi działaniami, w tym przede wszystkim posługując się sterowanym przez siebie deficytem, Gazprom wysyła do Europejczyków wyraźny sygnał – nie będzie Nord Stream 2, nie będzie dodatkowego gazu i w efekcie Europa musi się liczyć z rekordowymi jego cenami. Zdaniem rosyjskich ekspertów, Europa ma wyjście z trudnej sytuacji – szybko certyfikować nowy gazociąg Nord Stream 2 i zawrzeć długoterminowe kontrakty na dostawy gazu, dając Gazpromowi możliwość wykorzystania 100 proc. przepustowości gazociągu. W przeciwnym przypadku Europa musi być gotowa na gaz po 1000 dolarów za 1000 metrów sześciennych.
We wrześniu, w związku ze sprzecznymi informacjami w sprawie i wokół gazociągu NS2, dynamika wzrostu cen osiągnęła swoje apogeum. W październikowych kontraktach terminowych na hubie TTF w Holandii 14 września ceny osiągnęły poziom 801,2 dolarów za 1000 metrów sześciennych, a ich przyspieszony wzrost rozpoczął się dzień wcześniej i wiązany był z komunikatem krajowego regulatora energetycznego, niemieckiej Federalnej Agencji Sieciowej (Bundesnetzagentur, BNA), że rozpoczęty proces certyfikacji operatora NS2 może potrwać cztery miesiące (do 8 stycznia 2022 roku). Niemiecki regulator, rozpoczynając oficjalnie certyfikację operatora NS2, podkreślił, że sprawa nie dotyczy oddania gazociągu do użytku, a chodzi o jego zgodność z wymogami unijnej dyrektywy gazowej.
Gazprom zdaje sobie sprawę, że trudno mu będzie uzyskać zwolnienie NS2 z wymogów III Pakietu Energetycznego (zwolnienie 50 proc. mocy przesyłowych dla niezależnych podmiotów), o czym zdecydował wcześniej sąd w Dusseldorfie, odrzucając odwołanie rosyjskiej firmy i wyjaśniając, że tylko gazociągi zbudowane przed 23 maja 2019 roku mogą kwalifikować się do zwolnienia z ograniczeń. Według Rossijskiej Gazety niedobór gazu w Europie sprawia jednak, że większość krajów UE popiera ideę konieczności jak najszybszego uruchomienia NS2. Pośpiech Gazpromu w tej sprawie jest zrozumiały: wskazane jest uruchomienie gazociągu przed wyborami w Niemczech, gdzie do władzy mogą dojść przeciwnicy projektu (partia Zielonych).
Brytyjska gazeta Telegraph wskazuje, że Moskwa celowo organizuje kryzys dostaw surowców energetycznych w Europie, ograniczając sezonowy przepływy gazu. Prasa brytyjska jest przekonana, że Rosja wykorzystała zamieszanie na światowym rynku energetycznym do ograniczenia tradycyjnych dostaw gazu do Europy przez Ukrainę i Polskę. „Wstrzymuje dostawy, aby zwiększyć swoje wpływy polityczne i zmusić Komisję Europejską do certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 na monopolistycznych warunkach Kremla”, a więc wymuszenie na regulatorach w Niemczech i Unii Europejskiej zgody na warunki naruszające unijne prawo energetyczne.
Dostawy gazu gazociągiem NS2 mają ruszyć 1 października. Według Bloomberga w ciągu najbliższych dwóch miesięcy obie nitki gazociągu mogą zacząć działać. Agencja podkreśla, że termin rozpoczęcia dostaw gazu do europejskiego systemu transportowego nadal zależy od decyzji niemieckiego regulatora. Dostawy NS2 mogą rozpocząć się w przypadku certyfikacji, ubezpieczenia, zakończenia odbioru, nawet jeśli Gazprom nie uzyska zwolnienia z unijnego prawa antymonopolowego (ograniczającego dopuszczalne ilości pompowanego gazu).
Gazprom spodziewa się, że w aktualnych uwarunkowaniach na europejskim rynku gazu, które zresztą w dużej mierze sam wykreował, może liczyć na korzystne dla siebie rozstrzygnięcia. Z rosyjskiego puntu widzenia najprawdopodobniej czeka nas fascynująca dla obserwatorów runda walki zdrowego rozsądku ze światem iluzji – rosnące zapotrzebowanie na rosyjskie surowce energetyczne w Europie z jednej strony i twarde stanowisko antyrosyjskiego lobby, z „klimatycznym” włącznie z drugiej.
W swej retoryce Gazprom mija się jednak z rzeczywistością, zatracając całkowicie wiarygodność. Szybkie wejście do eksploatacji gazociągu Nord Stream 2 miałoby dać znaczące efekty podażowe i zahamować wzrost cen. Ale to nie brak mocy przesyłowych, a decyzje rosyjskiej firmy o ograniczeniu dostaw z wykorzystaniem ukraińskich gazociągów i gazociągu Jamał pogłębiały deficyt na europejskim rynku gazu, stymulując wzrost cen. Czy skłonność do takich działań byłaby mniejsza w przypadku pracy Nord Stream 2? Wyrazić tu można daleko idące wątpliwości. Praktyka potwierdza, że żaden monopolista nie rezygnuje z działań, nawet tych nieakceptowalnych, które wzmacniają jego pozycję na rynku.
Gazprom zdaje sobie sprawę, że prowadzi grę przy pełnej gwarancji sukcesu. Pozytywna decyzja BNA (mało prawdopodobna) to dostęp do pełnych mocy przesyłowych NS2, negatywna (50 proc. mocy dla Gazpromu) zaś to impuls do dalszego wzrostu cen. W obu przypadkach wygranym jest rosyjska spółka.
Europa odbiera od Gazpromu bolesną i kosztowną lekcję. Czy wyciągnie z tego wnioski?
Jerzy Rutkowski, były radca ministra w Ministerstwie Gospodarki i Ministerstwie Rozwoju