Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Jak wyrwać Europę z energetycznego potrzasku. KE szuka pomysłu na zatrzymanie wzrostu cen prądu

Magdalena Cedro Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 4 minuty
Europejska komisarz ds. energii Kadri Simson i komisarz ds. Europejskiego Zielonego Ładu Frans Timmermans
Europejska komisarz ds. energii Kadri Simson i komisarz ds. Europejskiego Zielonego Ładu Frans Timmermans
EPA/PAP

Bruksela szuka pomysłu na zatrzymanie galopady cen prądu. Wielomiliardowe pakiety rządów krajowych to wciąż za mało, by uchronić obywateli przed podwyżkami.

Na dniach Komisja Europejska zaproponuje rozwiązania, które mają pomóc państwom UE złagodzić wysokie ceny energii. W minionym tygodniu na różnych forach dyskutowali o tym przedstawiciele krajów członkowskich: od nieformalnego spotkania przywódców w Słowenii oraz posiedzeń ministrów finansów i klimatu po debatę w Parlamencie Europejskim. Z wypowiedzi europejskich komisarzy, którzy pracują nad zaleceniami, wynika jedno – strukturalnych zmian na rynku na razie nie będzie. Potwierdzają to przecieki do mediów, które wskazują, że KE w tym tygodniu zaleci rozwiązania koncentrujące się na wsparciu gospodarstw domowych.

– Zapewnienie ukierunkowanego wsparcia konsumentom, płatności bezpośrednich dla osób najbardziej zagrożonych ubóstwem energetycznym, obniżenie podatków energetycznych, przeniesienie opłat na opodatkowanie ogólne to wszystko są środki, które można podjąć bardzo szybko, zgodnie z przepisami UE – mówiła w europarlamencie komisarz ds. energii Kadri Simson.

Według portalu Euractiv.com Bruksela ma niechętnie podchodzić do zaproponowanego w wielu krajach zamrażania cen. KE woli zryczałtowane dopłaty do rachunków, bo to powoduje, że gospodarstwa domowe nadal będą widziały korzyść w oszczędzaniu energii.

Rekomendacje KE będą dyskutowane na europejskim szczycie 27 liderów krajów członkowskich 21 i 22 października w Brukseli. Można się jednak spodziewać, że wśród wielu państw propozycja KE pozostawi niedosyt, zwłaszcza że w ostatnim tygodniu proponowały one własne o wiele dalej idące pomysły. Francja i Hiszpania uważają, że z problemem wysokich cen energii państwa nie poradzą sobie same i konieczna jest wspólna skoordynowana odpowiedź. Przy czym Madryt, który ma problemy z dostawami gazu skroplonego, jako rozwiązanie zaproponował wspólne, unijne zakupy niebieskiego paliwa. Z kolei Paryż proponuje, by stawki za prąd przestać indeksować do cen gazu, który staje się coraz częściej stosowanym źródłem w transformującej się europejskiej energetyce. Zamiast tego miałyby być powiązane ze średnimi kosztami produkcji energii w danym państwie członkowskim. Uchroniłoby to przed silnymi wahaniami te kraje, które mają mniej gazu w miksie. Z Luksemburga popłynęła sugestia, by ograniczyć spekulacje na rynku gazu.

Pojawiły się także propozycje dotyczące systemu handlu ETS – pozwoleniami na emisję dwutlenku węgla. Ich rosnące ceny są bolączką dla Polski. Ale w Brukseli ETS jest widziany raczej jako element rozwiązania, a nie problemu. Grecja zaproponowała, by Bruksela wpuściła na rynek więcej pozwoleń, a zyski z ich sprzedaży miałyby trafić do tych krajów, których podwyżki dotykają najbardziej. Dla Brukseli takie rozwiązanie będzie jednak trudne do zaakceptowania, tym bardziej że same dopłaty do rachunków wiążą się z oskarżeniami o subsydiowanie paliw kopalnych. KE uważa, że już dzisiaj dochody ze sprzedaży ETS mogą służyć krajom członkowskim do mitygowania rosnących cen energii. Według Kadri Simson sprzedaż pozwoleń wygenerowała w pierwszych dziewięciu miesiącach 2021 r. nadwyżkę w wysokości prawie 11 mld euro w porównaniu z zeszłym rokiem. Te pieniądze zasilają budżety państw UE. Czy to dużo? Grecja twierdzi, że tej zimy dodatkowy rachunek za energię dla całej Unii może sięgnąć 100 mld euro. Podobnie cenę kryzysu szacuje m.in. brukselski think tank Bruegel. Według jego analityków w przeliczeniu na gospodarstwo domowe wydatki na gaz i prąd mogą podskoczyć nawet o kilkaset euro.

To, na jak daleko idące kroki zdecyduje się KE, będzie zależało od stanowiska Niemiec. Nasz sąsiad za Odrą, pomimo wzrostu cen, u siebie na razie nie wprowadził rekompensat. Wiele europejskich rządów nie waha się jednak sięgać po rozwiązania mające złagodzić wpływ kryzysu na portfele odbiorców prądu, nawet za cenę odejścia od zielonej ortodoksji. Według wyliczeń Bloomberga łączna wartość środków przeznaczonych dotąd na walkę z kryzysem w Europie sięga 10 mld euro.

Francja, która weszła w okres kampanii przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi, mrozi ceny gazu i prądu dla obywateli. Koszty dotychczasowych podwyżek gospodarstwom domowym o niskich dochodach zrekompensować mają jednorazowe dotacje w wysokości 100 euro. Rządowe dopłaty, które ograniczą skalę podwyżek, wprowadzają też inne kraje, m.in. Grecja, Włochy, Holandia czy Hiszpania. Rządy w Madrycie, Rzymie i Hadze ograniczają ponadto opodatkowanie prądu dla konsumentów. W Hiszpanii stabilizacja cen energii i gazu ma zostać sfinansowana ze specjalnej daniny obciążającej zyski spółek energetycznych. W części krajów zahamowanie galopady cen prądu może się też odbywać poprzez zmianę paliwa. Tak – według zapowiedzi rządu w Tallinie – może stać się m.in. w Estonii, gdzie alternatywnymi dla gazu źródłami są m.in. ropa naftowa oraz biomasa drzewna.

Także w Polsce, gdzie o potrzebie podniesienia cen taryfowych o kilkadziesiąt procent mówią główni dostawcy prądu, rząd planuje dopłaty do rachunków dla najuboższych gospodarstw. Jak pisaliśmy w DGP, resort klimatu proponuje, by rekompensaty objęły niecałe 10 proc. odbiorców. We wrześniu ceny prądu na towarowej giełdzie energii pobiły historyczny rekord po wzroście o 90 proc. w porównaniu do roku ubiegłego. Na tle Europy prąd w hurcie pozostaje jednak tani.

Skala ogłoszonych dotąd programów nie wystarczy przy tym, by utrzymać wzrost cen w ryzach. Na przykład we Włoszech interwencja rządu pozwoliła tylko ograniczyć podwyżki o połowę. Decydentom i mieszkańcom pozostaje liczyć na łagodną zimę. ©℗

Finansowe spekulacje huśtają cenami

Po tym, jak prezydent Rosji Władimir Putin zapowiedział zwiększenie dostaw gazu do Europy, ceny gazu w transakcjach terminowych spadły o jedną trzecią. Później znów nieco wzrosły. W piątek na amerykańskiej giełdzie Comex płacono 5,65 dol. za jednostkę energetyczną, o 15 proc. poniżej zanotowanego w minioną środę tegorocznego szczytu.

Wzrostowi cen sprzyjały informacje o stosunkowo słabo wypełnionych magazynach gazu w krajach Europy Zachodniej, a także niekorzystne prognozy pogody. Ale rolę odgrywają również rynki finansowe.

Jako jedna z przyczyn dużych wahań notowań wskazywana jest aktywność na rynkach towarowych inwestorów finansowych, chcących zarobić na niestabilnej sytuacji. Ich działanie dotyczy nie tylko gazu i nie zawsze oznacza wzrosty kursów. Wiosną ubiegłego roku ceny ropy w USA w kontraktach terminowych spadły poniżej zera, bo część nabywców kontraktów terminowych za wszelką cenę chciała się ich pozbyć, inaczej musieliby faktycznie odebrać wynikające z umów dostawy.

Za ograniczeniem możliwości spekulacji na rynku gazu opowiedział się na początku października Claude Turmes, minister energii Luksemburga. – Musimy wyeliminować – w drodze regulacji, dyrektywa gazowa jest właściwym miejscem, aby zacząć to robić – skrajne spekulacyjne zachowania niektórych traderów, którzy pchają ceny w górę – stwierdził.

Wzrosty cen gazu w ostatnich tygodniach były znaczące również z uwagi na efekty statystyczne. Na początku ubiegłego roku notowania surowca były najniższe w tym stuleciu. Od początku roku gaz podrożał o ponad 120 proc. Przykładowo, w 2000 r. nastąpił wzrost o ponad 300 proc.

ŁW