Rząd Angeli Merkel zrobił, co mógł, by doprowadzić do certyfikacji gazociągu, ale postępowanie skończy się najszybciej na wiosnę. Regulatorzy z Polski i Niemiec boją się, że paliwo popłynie wcześniej
Rosjanie zabiegają o jak najszybsze dopuszczenie do eksploatacji nowego gazociągu i o wyjęcie go spod regulacji, które wymagają m.in. niezależności operatora od dostawcy surowca, a także zagwarantowanie dostępu do instalacji tzw. stron trzecich. Ta ostatnia zasada oznaczałaby w praktyce możliwość korzystania tylko z połowy przepustowości gazociągu bądź konieczność ograniczenia monopolu Gazpromu na eksport błękitnego paliwa.
W zeszły wtorek kierowane przez Petera Altmaiera niemieckie ministerstwo gospodarki i energii przekazało regulatorowi - Federalnej Agencji ds. Sieci Przesyłowych (BNetzA) - rekomendację dotyczącą udzielenia certyfikacji Nord Stream 2. Według rządu przyznanie kontrolowanej przez rosyjski Gazprom spółce Nord Stream 2 AG statusu operatora sieci przesyłowej nie zagraża bezpieczeństwu dostaw gazu ziemnego do Niemiec ani do Unii Europejskiej. To stanowisko zbieżne z oczekiwaniami Moskwy.
Berlin miał czas, żeby wypowiedzieć się w sprawie NS2 do 8 grudnia. Stanowisko przedstawił ponad miesiąc wcześniej - tuż przed formalnym zakończeniem kadencji. W praktyce kanclerz Angela Merkel i jej ministrowie będą pełnili obowiązki do czasu ukonstytuowania się nowej koalicji. W tym okresie zwyczajowo unika się decyzji grubszego kalibru. Ale do pośpiechu Altmaiera może przyczyniać się też to, że stanowisko przyszłego gabinetu w sprawie bałtyckiego gazociągu pozostaje niewiadomą. Drugą siłą w nowej większości będą już niemal na pewno krytycznie nastawieni do NS2 Zieloni. A we wstępnym porozumieniu między SPD, Zielonymi i FDP znalazły się zapisy sugerujące, że nowa ekipa przypilnuje, by inwestycje energetyczne, takie jak NS2, funkcjonowały zgodnie z unijnymi przepisami.
Jak podkreśla niemiecki resort gospodarki, sporządzenie opinii poprzedziły konsultacje, w których udział wzięły zainteresowane państwa UE: Estonia, Włochy, Łotwa, Litwa, Austria, Polska, Słowacja, Czechy i Węgry. W opublikowanym komunikacie ministerstwo nie odnosi się jednak do stanowisk partnerów. Kontrowersje budzi też kwestia błyskawicznego tempa pracy nad stanowiskiem. Skarży się na nie m.in. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, którego opinia, przekazana Niemcom zaledwie kilka dni przed wydaniem rekomendacji, liczy kilkaset stron.
19 października stanowisko wysłał do Berlina reprezentujący Polskę w postępowaniu Urząd Regulacji Energetyki. Przywołuje on zapisy dyrektywy gazowej o konieczności odmowy certyfikacji operatora sieci przesyłowej, jeśli w procesie przygotowywania decyzji nie uda się udowodnić, że jej udzielenie „nie spowoduje ryzyka dla bezpieczeństwa energetycznego kraju albo wspólnoty”. Sygnowany przez prezesa urzędu Rafała Gawina dokument wskazuje też na traktatową zasadę solidarności energetycznej, której naruszeniem - według strony polskiej - grozi certyfikacja operatora NS2. Według URE uruchomienie gazociągu w proponowanej formule uderzy w zasady równej konkurencji na unijnym rynku i umożliwi Gazpromowi stosowanie dyskryminacyjnych praktyk i nieuczciwe premiowanie NS2 względem innych tras przesyłowych do Europy.
Polski urząd podnosi również zarzuty dotyczące rosyjskiej gry dostawami do Europy w ostatnim okresie, wskazując m.in. na rezygnację z rezerwowania dodatkowych przepustowości na tradycyjnych trasach. W opinii zwrócono uwagę na ścisłe związki Gazpromu z Kremlem, w tym szeroką reprezentację polityków we władzach koncernu. „Wszelkie napięcia polityczne pomiędzy Rosją a UE lub którymkolwiek z jej państw członkowskich mogą prowadzić do praktyk takich jak ograniczanie przesyłu gazu przez NS2” - alarmuje URE.
Rządowa rekomendacja Niemiec nie uwzględnia również zastrzeżeń Kijowa, który nie jest formalnie reprezentowany w postępowaniu dotyczącym NS2, choć o status uczestnika ubiegają się Naftohaz i operator GTSOU . Stanowisko ukraińskiego odpowiednika - komisji ds. regulacji sektora energetycznego - przekazał niemieckiemu resortowi gospodarki nasz URE. W dokumencie odnotowano m.in., że Gazprom nie wykorzystuje w pełni istniejących tras, co stawia pod znakiem zapytania sens uruchamiania kolejnego rurociągu z punktu widzenia europejskich odbiorców. Wskazano również, że po spodziewanym ograniczeniu tranzytu przez Ukrainę tamtejsza infrastruktura - w tym obszerne magazyny paliwa - w ograniczonym stopniu będą przyczyniać się do bezpieczeństwa dostaw do Europy.
BNetzA ma czas na wydanie decyzji do 8 stycznia. Na pytanie DGP, czy w grę wchodzi jej przyspieszenie, urząd nie odpowiada wprost, ale podkreśla, że nie ma możliwości legalnego uruchomienia NS2 bez spełnienia wszystkich wymogów prawa europejskiego. Z przekazanych nam informacji wynika też, że do tej pory Nord Stream 2 AG nie przekazał całej dokumentacji niezbędnej do ewentualnej certyfikacji. BNetzA akcentuje również rolę, jaką odgrywać w niej będzie KE. Między słowami można jednak wyczytać, że niemiecki regulator liczy się ze scenariuszem uruchomienia dostaw NS2 przed zakończeniem postępowania. W takim przypadku - zaznacza agencja - w grę wchodzi uruchomienie procedury wykroczeniowej i nałożenie grzywien na operatora gazociągu.
O opcji uruchomienia NS2 bez certyfikacji mówi też URE. W swojej opinii urząd wskazuje dodatkowo na ryzyko, że złamanie procedur zostanie ukarane nieadekwatnie, jako naruszenie administracyjne. Niemieckie przepisy mówią w takim wypadku o grzywnie w wysokości maks. 1 mln euro, wielokrotnie niższej od potencjalnych przychodów związanych z eksploatacją gazociągu. „Głównym celem kary w takiej sytuacji powinno być powstrzymanie nielegalnej aktywności” - podkreśla urząd. ©℗
COP26: USA poprą pomysł zielonych obligacji na wsparcie dla ubogich krajów
Pierwsze dwa dni szczytu klimatycznego w Glasgow obfitowały w deklaracje polityczne. Kolejnego dnia przedstawiciele instytucji finansowych wskazywali, jak znaleźć na nie pieniądze.
Kanclerz skarbu Wielkiej Brytanii Rishi Sunak podkreślił, że londyńskie City ma odchodzić od wsparcia projektów emitujących CO2. Jak przypomniał, brytyjskie instytucje finansowe i podmioty notowane na giełdzie będą musiały w ciągu najbliższych dwóch lat przedstawiać plan osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. Powstanie też specjalny zespół, który będzie analizował przedstawione plany pod kątem ewentualnego greenwashingu.
Deklaracje Sunaka stały się już obiektem krytyki organizacji ekologicznych. Jak oceniał brytyjski Greenpeace, kolejne pomysły nie przyniosą zmian, dopóki nie będą przewidziane sankcje dla firm niestosujących się do wytycznych. A o tych na razie nic nie wiadomo.
Jednym z głównych tematów rozmów było wsparcie krajów, które nie mają pieniędzy na transformację energetyczną. Wskazywano, że to jedna z największych barier na drodze do realizacji ambitnych planów klimatycznych. Najbogatsze państwa zrzeszone w G20 nadal nie przekazują obiecanych 100 mld dol. rocznie na ten cel ubogim krajom. Zgodnie z deklaracjami ma się to jednak zmienić, a wyznaczony poziom ma zostać osiągnięty od 2023 r.
Przemawiająca w środę na COP26 sekretarz skarbu USA Janet Yellen zapowiedziała, że Stany Zjednoczone przyłączą się również do pomysłu wprowadzenia na światowy rynek zielonych obligacji mających finansować ekologiczne projekty w rozwijających się krajach.
Jednym z głównych kół zamachowych ma stać się stworzona przez ONZ inicjatywa Glasgow Financial Alliance for Net Zero (GFANZ) skupiająca obecnie ponad 450 instytucji finansowych z całego świata zarządzających aktywami przekraczającymi 130 bln dol. (na liście brak podmiotów z Polski). W ciągu najbliższych 30 lat organizacja ma zapewnić nawet 100 bln dol. wsparcia dla bezemisyjnej gospodarki. Oznaczałoby to zaspokojenie nawet dwóch trzecich potrzeb związanych z transformacją szacowanych przez Janet Yellen na 100‒150 bln dol.
Są jednak wątpliwości co do rzetelności GFANZ. Jak opisuje „Financial Times”, zrzeszone w nim podmioty odrzuciły mapę drogową Międzynarodowej Agencji Energetycznej wzywającą do wstrzymania finansowania nowych projektów związanych z paliwami kopalnymi. ©℗
Grzegorz Kowalczyk