W tym sezonie decyzje Gazpromu mogą namieszać na europejskich rynkach gazu. W ostatecznym bilansie nadmierne korzystanie z gazowej broni może jednak osłabić wpływy Moskwy w regionie - mówi Georg Zachmann, ekspert brukselskiego think tanku Bruegel.
Po decyzji niemieckiego regulatora, Federalnej Agencji ds. Sieci Przesyłowych (BNetzA), o zawieszeniu procedury certyfikacji Nord Stream 2 do czasu ustanowienia niezależnego operatora w Niemczech wydaje się pewne, że gazociąg nie ruszy w tym sezonie grzewczym. Jak będzie to w najbliższych miesiącach wpływać na europejskie rynki gazu?
Dopuszczenie NS2 do eksploatacji przed wiosną już wcześniej było mało prawdopodobne. Teraz mamy w zasadzie pewność. Sytuacja na unijnym rynku gazu będzie jednak zależała od wielu czynników. Choć w pierwszej chwili po ogłoszeniu decyzji BNetzA widzieliśmy dynamiczne reakcje na giełdach, już po paru dniach ceny wróciły do wcześniejszego poziomu. Dziś widzimy, że Europa, choć jest to dla niej kosztowne, będzie najprawdopodobniej mogła uzupełniać deficyty dostaw z Rosji, przede wszystkim przy pomocy LNG, i - dopóki Gazprom spełnia swoje zobowiązania kontraktowe - raczej nie grozi jej poważny kryzys gazowy. Faktem jest natomiast, że za sprawą relatywnie niskiego zapełnienia magazynów, jeśli Gazprom utrzyma politykę ograniczania dostaw, UE będzie w tym sezonie bardziej niż zwykle narażona na wahania cen, np. w razie nagłego ochłodzenia.
A wschodnia jej część?
Dopóki gaz płynie tradycyjnymi trasami, sytuacja tej części Europy pozostaje względnie bezpieczna. Gorzej, jeśli z tego czy innego powodu te dostawy się zatrzymają. Wtedy zagrożona będzie szczególnie Ukraina, dla której ceny gazu mogą skoczyć diametralnie, jeśli w ogóle gaz do niej dotrze.
Powołanie niemieckiego operatora raczej nie zakończy kontrowersji wokół certyfikacji NS2. Czy można się w związku z tym spodziewać dalszych opóźnień? Biorąc pod uwagę koszty, jakie rodzić one będą dla Gazpromu i jego zachodnioeuropejskich partnerów, na ile prawdopodobny jest dziś pana zdaniem scenariusz uruchomienia dostaw bez dopełnienia wszystkich formalności?
Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Biorąc pod uwagę niemiecką kulturę biznesową i znaczenie, jakie Berlin przywiązuje do legalizmu, byłby to zresztą duży błąd ze strony Gazpromu. Na dziś, biorąc pod uwagę, że fizyczna infrastruktura powstała, Rosjanie powinni uzbroić się w cierpliwość i zakładać, że prędzej czy później certyfikacja zostanie dopełniona.
Nie wierzy pan w to, że po zmianie rządu Berlin może skorygować stanowisko i - formalnie bądź nie - zatrzymać NS2?
Negocjacje koalicyjne w Niemczech przebiegają w sposób bardzo dyskretny, więc trudno dziś powiedzieć, jaką politykę ostatecznie przyjmie nowy rząd. Wiemy, że wobec NS2 od początku krytyczni są Zieloni. Również probiznesowa FDP odnosi się do projektu z coraz większym dystansem w związku z ostatnimi zachowaniami Rosji. Ale uruchomienie gazociągu cieszy się wsparciem socjaldemokratów, którzy staną na czele przyszłego rządu. I można przypuszczać, że spośród trzech koalicjantów to właśnie dla nich sprawa NS2 ma najwyższy priorytet. To może przeważyć, partnerzy mogą ustąpić SPD w zamian za ustępstwa w innych, istotniejszych dla siebie kwestiach.
A więc batalia o nowy bałtycki gazociąg zakończy się ostatecznie zwycięstwem Kremla i jego sojuszników?
To za dużo powiedziane. Po pierwsze, w tej sprawie mamy wciąż wiele niewiadomych - choćby to, czy kolejne sankcje na NS2 nałoży Waszyngton. Ale nawet gdy do uruchomienia gazociągu dojdzie, trzeba uwzględnić długofalowe konsekwencje, jakie może mieć obecna niepewność na rynku gazu. A będzie to wzrost cen i obniżenie konkurencyjności tego paliwa. W tym sezonie Europa będzie miała problem, ale już w kolejnych kraje UE mogą zaadaptować swoje strategie w taki sposób, żeby zminimalizować zapotrzebowanie na gaz, a okres przejściowy, kiedy to gaz miał być kluczowym instrumentem dekarbonizacji, skróci się do minimum.
Europa rozbudowała co prawda moce gazowe, ale to nie przesądza o tym, w jaki sposób będą one wykorzystywane. Można sobie wyobrazić, że zużycie gazu na większą skalę będzie ograniczone do okresu zimowego, a poza nim będzie on odgrywał rolę stricte rezerwową. W takim scenariuszu wcale nie potrzeba tego gazu dużo w sensie wolumenowym. A do tego dołożyć należy perspektywę zmian regulacyjnych, takich jak proponowane przez część krajów wspólne zakupy gazu czy ustanowienie obowiązkowych rezerw. Dla Rosji będzie to oznaczało utratę zarówno wpływów ekonomicznych, jak i politycznych. A kierunek europejski jest dla niej nie do zastąpienia. W tym sensie polityka Gazpromu mnie zaskakuje.
Rozmawiał Marceli Sommer