Groźba zatrzymania Nord Stream 2 w razie rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie może zatrzymać wojskowe zapędy Putina, ale potwierdza też, że gazociąg jest traktowany przez USA jako fakt dokonany
Sugestie administracji USA, że w przypadku rosyjskiego uderzenia na Ukrainę Kreml będzie musiał się pożegnać z perspektywą uruchomienia Nord Stream 2, nie oznaczają wcale utwardzenia linii Waszyngtonu wobec kontrowersyjnego gazociągu po dnie Bałtyku. Wręcz przeciwnie, w ostatnich dniach warunkową zgodę na projekt potwierdziło przyjęcie budżetu obronnego USA, w którym nie ma mowy o nowych sankcjach przeciwko NS2. Sygnały płynące z Białego Domu, takie jak wypowiedź prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jake’a Sullivana, że „Waszyngton jest gotowy zrobić to, czego nie zrobił w 2014 r.”, dowodzą natomiast determinacji Białego Domu, by powstrzymać kolejną fazę rosyjsko-ukraińskiego konfliktu zbrojnego.
Informację o tym, że inwazja Rosji ma pociągnąć za sobą zawieszenie działań zmierzających do uruchomienia bałtyckiego gazociągu, podał we wtorek Bloomberg, powołując się na dokumenty i źródła w amerykańskiej administracji. O tym, że w razie agresji proces finalizacji NS2 zostanie zawieszony, mówiła też w ostatnich dniach w senackiej komisji spraw zagranicznych Victoria Nuland, podsekretarz ds. politycznych w Departamencie Stanu. Kongresmeni obu partii, którzy naciskali dotąd na zaostrzenie polityki wobec gazociągu, w tym wdrożenie sankcji na jego operatora, mieli usłyszeć także, że dla ultimatum uzyskano poparcie Berlina, który wcześniej walczył o NS2 za wszelką cenę.
Uderzenie w NS2 miałoby być elementem szerokiego pakietu sankcji, przed którymi amerykański prezydent ostrzegł we wtorkowej rozmowie telefonicznej Władimira Putina. Oprócz strategicznej z punktu widzenia Kremla inwestycji bolesne restrykcje miałyby uderzyć w rosyjskie banki, utrudniając im m.in. wymianę rubli na dolary oraz kolejne kategorie dóbr eksportowych. W grę miały wchodzić także obostrzenia dotyczące rosyjskich obligacji. Równocześnie Biden zadeklarował, że w tym scenariuszu Moskwa będzie musiała się liczyć z dalszym wzmacnianiem obecności USA we wschodniej części Europy oraz wsparcia militarnego dla Ukrainy.
Odwetowe sankcje na NS2 w razie inwazji na Ukrainę miałyby być pierwszym przypadkiem wdrożenia w życie mechanizmu, o którym mowa była w podpisanym latem amerykańsko-niemieckim porozumieniu w sprawie warunków uruchomienia gazociągu. Berlin zobowiązał się wtedy do podjęcia działań na szczeblu krajowym i unijnym w przypadku, gdyby Rosja „wykorzystywała energię jako broń” lub dopuściła się „kolejnych aktów agresji przeciw Ukrainie”.
Po rozmowie z Putinem doradca prezydenta USA ds. bezpieczeństwa narodowego Jake Sullivan zapewniał, że przekaz ze strony Bidena był „całkowicie jednoznaczny”: ewentualna zbrojna eskalacja spotka się z bardzo zdecydowaną odpowiedzią Waszyngtonu. - Jesteśmy gotowi do działań, których nie było z naszej strony w 2014 r. - zaznaczył Sullivan, odnosząc się do niewystarczającej reakcji świata zachodniego na aneksję Krymu. Prezydencki doradca przyznał też, że kwestia NS2 jest dla Zachodu środkiem nacisku na Kreml.
Amerykańskie deklaracje są jednak uznawane przez komentatorów za spóźnione i niewystarczające w obliczu wcześniejszych działań militarnych i gospodarczych wymierzonych w Zachód, w tym zarzucanego Moskwie gazowego szantażu. Traktowanie zatrzymania gazociągu jako ostateczności można uznać nawet za kolejne potwierdzenie, że Biały Dom uznaje rosyjską inwestycję na Bałtyku jako fait accompli. Zwłaszcza że - jak przekonuje choćby Andrzej Wilk z Ośrodka Studiów Wschodnich - celem numer jeden obecnych działań Kremla jest raczej wymuszenie na Zachodzie ustępstw niż faktyczne użycie siły.
Co więcej, w tle ultimatum w sprawie NS2 doszło najprawdopodobniej do przełamania wielomiesięcznego impasu w amerykańskim Kongresie wokół budżetu obronnego, który miał rozstrzygnąć kwestię sankcji na gazociąg. W uchwalonej przez Izbę Reprezentantów kompromisowej wersji ustawy, która na dniach może uzyskać akceptację Senatu, nie tylko nie ma mowy o obligatoryjnym nałożeniu restrykcji zawieszonych przez administrację Bidena. Ostatecznie w zamieszaniu wokół ostatnich głosowań nad pakietem obronnym zniknęły z niego nawet zbieżne z przekazem płynącym z Białego Domu propozycje sankcji uruchamianych w razie rosyjskiego ataku na Ukrainę. To efekt proceduralnego skrótu zastosowanego przez Kongres w związku z obawami, że wojskowego budżetu nie uda się przyjąć w upływającym z końcem roku terminie. W przyjętym budżecie zwiększono za to - z 250 do 300 mln dol. - planowane wsparcie dla ukraińskiej obronności.
Rozczarowanie w związku z wyłączeniem sankcji na flagowy projekt Gazpromu z ustawy obronnej wyrazili m.in. republikanie zaangażowani w tę sprawę. Zdaniem Jima Rischa z komisji spraw zagranicznych Izby Reprezentantów odpowiedzialność za ten ruch ponoszą demokratyczni kongresmeni. „To najgorszy możliwy sygnał dla Ukrainy w czasie, gdy siły Putina stoją u jej progu” - napisał na Twitterze. Republikański senator z Teksasu Ted Cruz, który w proteście przeciwko łagodzeniu polityki Waszyngtonu w sprawie NS2 przez wiele miesięcy blokował rządowe nominacje Bidena, zarzucił prezydentowi, że doprowadził do całej niebezpiecznej dla Ukrainy sytuacji. - Dlaczego w 2014 r. Putin nie zdecydował się na pełnoskalową inwazję? Bo ukraińska infrastruktura energetyczna była niezbędna, by dostarczyć rosyjski gaz do odbiorców - przekonywał w senackim wystąpieniu. We wtorkowym głosowaniu w Izbie Reprezentantów za kompromisową wersją pakietu opowiedziała się jednak przytłaczająca większość deputowanych, w tym 194 republikanów i 169 demokratów. Zdaniem komentatorów wprowadzenie poprawek do budżetu jest na tym etapie mało prawdopodobne.
Wyeliminowanie sankcji na NS2 z ustawy obronnej oznacza sukces aktorów lobbujących za dopuszczeniem do finalizacji gazociągu. Po pierwsze, administracji Bidena, która obawiała się, że działania Kongresu mogą podważyć ustalenia zawartego przez nią porozumienia z Berlinem. Po drugie, niemieckiego rządu, który starał się w ostatnim czasie bezpośrednio naciskać na kongresmenów, przekazując im szczegóły swojego stanowiska za pośrednictwem ambasady w Waszyngtonie. Po trzecie, Moskwy. Według amerykańskiego serwisu Axios, w lobbing na rzecz gazociągu był zaangażowany m.in. Vincent Roberti, jeden z kampanijnych sponsorów kluczowych deputowanych Partii Demokratycznej, w tym lidera większości Izby Reprezentantów Chucka Schumera. To właśnie ten polityk blokował w ostatnich miesiącach poddanie pod głosowanie poprawki zobowiązującej rząd do uruchomienia sankcji.