O oczekiwaniu wobec premiera, by doprowadził do zawieszenia unijnej polityki klimatycznej w jej obecnym kształcie, mówił w piątek szef Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro. Dzień wcześniej za inicjowaną przez to ugrupowanie uchwałą, wzywającą rząd do przedstawienia w Brukseli wniosku o „natychmiastowe zawieszenie” opłat za emisje w ramach ETS lub wyłączenie Polski z systemu do czasu jego reformy, opowiedział się większością głosów Sejm.
To reakcja na jeden z najbardziej burzliwych okresów w i tak burzliwym roku na rynku uprawnień do emitowania CO2. W ciągu ostatnich dwóch tygodni koszt emisji tony dwutlenku węgla skoczył z ok. 70 do niemal 90 euro. Jeszcze pod koniec października notowania były na poziomie 55 euro. Na początku roku kalendarzowego było to zaś ok. 30 euro. Nastrojów nie uspokoił także spadek cen, który nastąpił pod sam koniec zeszłego tygodnia. Nawiasem mówiąc, również rekordowy: w ciągu dwóch dni notowania unijnych pozwoleń spadły o ok. 8 euro. Jeszcze w tym roku przebity może zostać próg 100 czy nawet 110 euro za tonę CO2.
Z czego wynikają tak gwałtowne zmiany cen? Tu czynników jest długi szereg. Uprawnienia zaczęły drożeć szybciej po ostatniej fazie reformy ETS z 2017 r. Kolejnym bodźcem było podniesienie unijnego celu redukcji emisji na najbliższą dekadę do 55 proc. i idące w tym kierunku propozycje zmian legislacyjnych z pakietu Fit for 55. W ostatnim czasie podwyżki napędzały z kolei: zwiększony popyt na energię związany z pandemiczną odbudową gospodarczą, zapowiedzi zaostrzenia polityki klimatycznej Niemiec czy skoki notowań gazu, które poprawiły pozycję konkurencyjną bardziej emisyjnego węgla (zwiększając popyt na uprawnienia). Korekta cen pod koniec tygodnia to z kolei m.in. efekt dywagacji o możliwej interwencji Komisji Europejskiej.
Ten artykuł przeczytasz w ramach płatnego dostępu
Nie masz konta? Zarejestruj się