Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Kowalczyk: Unio, patrz pod nogi [OPINIA]

Grzegorz Kowalczyk
Ten tekst przeczytasz w 1 minutę
Grzegorz Kowalczyk
Grzegorz Kowalczyk
materiały prasowe

Dobrze, że UE chce szybko zmierzać ku neutralności klimatycznej. Trzeba jednak uwzględnić potrzeby pojawiające się tu i teraz. Unia ma ambitny plan działania do 2050 r., a Fit for 55 uszczegóławia go na najbliższą dekadę. Dobrze, że wybiega w przyszłość. Szkoda, że wizja nowego wspaniałego zielonego świata przysłoniła oczy wielu polityków na bieżącą sytuację. Trudno nie odnieść wrażenia, że restrykcyjna polityka lekceważy napotykane przeszkody. Brak odpowiedniej technologii magazynowania energii to żaden kłopot do stawiania kolejnych wymagań. Podobnie jak to, że zielony wodór w gospodarce pozostaje na razie w sferze aspiracji.

Zgodnie z unijną logiką to regulacje mają tworzyć możliwości. Wszak do 2050 r. na pewno nowe technologie się pojawią. I zapewne tak będzie. Skoro jednak wiemy, co ma być za 30 lat, tym bardziej powinniśmy zabezpieczyć się przed bieżącymi zagrożeniami, zwłaszcza że Komisja Europejska uczyniła z energetyki jeden z głównych obszarów swojej działalności.

By dotrzeć w miejsce widoczne na horyzoncie, trzeba też patrzeć pod nogi. Zawirowania na światowym rynku gazu to ewentualność, na którą można było przygotować się wcześniej. Bo choć nikt nie spodziewał się pandemii i wynikających z niej konsekwencji, to można było pesymistycznie spodziewać się szantażu ze strony Gazpromu czy drenowania rynku z LNG przez Daleki Wschód. Przedsiębiorcy od dawna alarmowali, jak wielkim zagrożeniem może być obecna konstrukcja systemu pozwoleń na emisję dwutlenku węgla (ETS) ze względu na niestabilność biznesową wywołaną dużymi wahaniami cen czy obłożenie kosztami firm, które nie mogą obyć się bez emisji z powodu braku dostępnych technologii. Choć trzeba przyznać, że udało się wprowadzić wiele korzystnych zmian (np. w zakresie importu energii), to trudno nie odnieść wrażenia, że wzięto pod uwagę zbyt mało zagrożeń. Większość zastrzeżeń dyskredytowano – niezupełnie bez racji – jako wyraz niechęci biznesu do transformacji. Ignorowano ich obawy. Jeśli już wysłuchiwano argumentów, to po długich bataliach i w dość ograniczonym stopniu – czego przykładem są rekompensaty dla przemysłu energochłonnego czy ślamazarne wdrażanie cła węglowego dla produktów wwożonych spoza UE.

Kryzys energetyczny obnażył też słabość tez przeciwników transformacji – długoterminowe opieranie gospodarki na paliwach kopalnych grozi black outami i podatnością na manipulacje ze strony dostawców. Spadająca efektywność energetyczna bloków węglowych przy jednoczesnym wysokim koszcie surowca to proszenie się o trwałe problemy.

Europejscy politycy często podkreślają, że rozwój musi być zrównoważony. Ślepe trzymanie się przyjętych wytycznych ze zrównoważeniem nie ma jednak nic wspólnego. Do 2050 r. jeszcze daleko. Jeszcze wiele zjawisk zadziwi analityków i prawodawców z Brukseli. Dlatego warto nabrać pokory i do nakreślonych dalekosiężnych planów podchodzić konsekwentnie, lecz nie sekciarsko. ©℗