W środę senatorowi debatowali nad projektem uchwały ws. fuzji Orlenu z Lotosem. Według większości senackiej, transakcja to wyprzedaż Lotosu i niebezpieczeństwo w kontekście wojny na Ukrainie. Zdaniem PiS, te argumenty to demagogia, a dzięki fuzji powstanie silny regionalny koncern.
W środę w Senacie odbyła się debata na temat projektu uchwały przygotowanego przez większość senacką ws. fuzji Orlenu z Lotosem i w związku z tym koniecznością sprzedaży części udziałów w Lotosie.
Senatorowie KO przekonywali, że należy wycofać się z transakcji szczególnie w dobie agresji Rosji na Ukrainę. "Agresja Rosji na Ukrainę postawiła w nowym świetle kwestię politycznego i gospodarczego bezpieczeństwa Polski. W obliczu realnego zagrożenia dla naszego kraju ze strony Rosji, konieczne jest natychmiastowe wstrzymanie transakcji wyprzedaży aktywów państwowej firmy Lotos. Podmioty, które mają być w to zaangażowane, a mianowicie: węgierska firma Magyar Olay (MOL), gigant naftowy Saudi Aramco oraz firma Unimot – w nowej sytuacji geopolitycznej nie zabezpieczą strategicznych interesów Polski" - podkreśli w projekcie uchwały.
Dodali, że zaangażowana w transakcję firma Unimot "funkcjonuje głównie na bazie biznesowych relacji z firmami białoruskimi".
"Kontynuacja wyprzedaży doprowadzi do nieodwracalnych, godzących w interes państwa, skutków. Senat Rzeczypospolitej Polskiej apeluje do rządu, aby niezwłocznie wstrzymał, a następnie wycofał się z rozczłonkowania i sprzedaży Lotosu" - apeluje się w uchwale.
Przeciwnego zdania byli senatorowie PiS. Wicemarszałek Marek Pęk podkreślił, że pomysł przyjęcia uchwały "pojawił się nagle". Zauważył, że nie zaproszono też przedstawicieli rządu, spółki Orlen, który by uargumentowali tę transakcję. Według niego uchwała ma charakter polityczny i jest to "wrzutka Donalda Tuska".
Pęk podkreślał, że wpisywanie fuzji Orlenu z Lotosem w konflikt jaki się rozgrywa na Ukrainie, jest demagogiczny.
Wicemarszałek przekonywał, że transakcja ta jest przemyślana i opłacalna, a budowa silnego koncernu multienergetycznego jest w naszym interesie i wzmocni bezpieczeństwo Polski i całego regionu. Pozwoli też Orlenowi wejść na rynek Słowacki i Węgierski, poprzez przejęcie części stacji benzynowych.
Jego kolega partyjny Jerzy Czerwiński informował, że treść uchwały to de facto przekopiowany tekst opublikowanego w jednym z trójmiejskich portali artykułu. Złożył też wniosek o odrzucenie projektu uchwały, ale nie został on poparty przez senacką komisję.
Projekt uchwały ma być głosowany w czwartek.
PKN Orlen tłumaczy, że fuzja nie ma niczego wspólnego z prywatyzacją i wyprzedażą majątku. Powstanie jednego silnego koncernu multienergetycznego jest "nierozerwalnie związane z bezpieczeństwem energetycznym nie tylko Polski, ale całego regionu, w tym m.in. Litwy, Łotwy, Estonii, a także Czech i Słowacji". W ocenie koncernu to jest właśnie polska racja stanu.
Koncern stanowczo zaprzeczył, że fuzja i wybór partnerów biznesowych może otworzyć drogę rosyjskiemu kapitałowi. Jak podkreślił, w umowach z wybranymi partnerami do realizacji warunków zaradczych uzgodnionych z KE istnieją zapisy zabezpieczające. Dotyczą one m.in. dostaw paliw na stacje z rafinerii w Gdańsku i rafinerii w Płocku. Zabezpieczone jest również ryzyko niekontrolowanego dalszego zbycia nabywanych przez partnerów aktywów. "W umowach są odpowiednie zapisy w tym zakresie" - podkreślił Orlen.
W ocenie PKN, fundamentem planowanej fuzji jest umowa z Saudi Aramco. Oznacza to - podkreśla koncern - zwiększenie bezpieczeństwa dostaw ropy. "Dostawy z kierunku arabskiego, już po połączeniu z Grupą Lotos, osiągną ok 50 proc. łącznego zapotrzebowania nowej grupy Orlen. "Dla koncernu to pewne źródło stabilnej jakościowo ropy naftowej, a z punktu widzenia polskiej gospodarki dalsza dywersyfikacja kierunków dostaw".
PKN Orlen zaprzeczył, by polskie stacje mogły przejść w ręce Węgrów. Jak przypomniał, w naszym kraju jest ok. 8 tys. stacji paliw, tymczasem realizacja środków zaradczych w obszarze detalicznym, do którego został wybrany MOL, notowana na również na warszawskiej GPW, dotyczy ok. 400 stacji.
Orlen przekonuje, że działalność Grupy Lotos nie jest zdywersyfikowana i opiera się wyłącznie na rynkach paliwowych. "Spółka nie posiada alternatyw dla przerobu ropy w paliwa, nie ma rozwiniętej petrochemii. To oznacza, że w wyniku zachodzących zmian na rynku jej działalność będzie bardziej narażona na skutki transformacji energetycznej, która nastąpi w najbliższych latach. Kluczowe dla gdańskiej rafinerii jest więc połączenie z PKN ORLEN, a tym samym możliwość przerobu ropy także na produkty petrochemiczne, m.in. polimery, czyli plastiki. W ten sposób zyska ona nowe, długoterminowe szanse rozwojowe. To ważne tym bardziej, że przy obecnych uwarunkowaniach pojedyncze, małe rafinerie będą tracić na znaczeniu. Od 2008 roku w Europie zamknięto 30 rafinerii, w tym 5 tylko od czasu wybuchu pandemii" - podał PKN Orlen.
Zgodnie z ogłoszonymi w połowie stycznia decyzjami, Saudi Aramco ma kupić 30 proc. udziałów w rafinerii Lotosu, węgierski MOL - 417 stacji paliw Lotosu, a Unimot - bazy paliw. PKN Orlen w ten sposób realizuje warunki fuzji postawione przez Komisję Europejską. Jednocześnie koncern podpisał z Saudyjczykami umowy: na dostawy ropy, współpracę w obszarze badań i rozwoju oraz wspólne analizy dotyczące inwestycji w obszarze petrochemii.
Prezes PKN Orlen Daniel Obajtek na początku lutego br. mówił, że połączenie płockiego koncernu z Grupą Lotos "jest realne" do połowy tego roku.