Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Derusyfikacja po niemiecku. Tak Berlin zerwie z uzależnieniem surowcowym od Rosji

Maciej Miłosz
Ten tekst przeczytasz w 2 minuty
Olaf Scholz, kanclerz Niemiec
Olaf Scholz, kanclerz Niemiec
EPA/PAP

Będą pływające terminale LNG, ułatwienia przy budowie m.in. wiatraków i przejmowanie kontroli nad strategicznymi spółkami.

Niemcy należą do tych europejskich krajów, które są w dużym stopniu zależne od importu rosyjskiego gazu. W ubiegłych dwóch latach importowali stamtąd ok. 50 proc. zużywanego paliwa, czyli ok. 50 mld m sześc. rocznie. Dla porównania: to prawie tyle, co Polska zużyła przez ostatnie trzy lata. – Kolejne rządy Republiki Federalnej Niemiec przez lata świadomie uzależniały niemiecką gospodarkę od taniego surowca z Rosji. Elity polityczno-biznesowe wierzyły, że to jest obopólne uzależnienie obu krajów. Dziś jest jasne, że jest ono asymetryczne i na niekorzyść Niemiec – tłumaczy Michał Kędzierski, analityk specjalizujący się w niemieckiej energetyce w Ośrodku Studiów Wschodnich.

Po rosyjskiej napaści na Ukrainę to ma się zmienić, Republika Federalna ma zdywersyfikować swoje źródła energii i uniezależnić się od surowców z Federacji Rosyjskiej. „Tylko wspólnym wysiłkiem pożegnamy rosyjski gaz – zaangażowane muszą być władze federalne, krajowe, lokalne, firmy i gospodarstwa domowe. Potrzebny jest rozwój odnawialnych źródeł energii, konsekwentna redukcja zużycia na wszystkich poziomach, dywersyfikacja i szybki wzrost wykorzystania wodoru. Wtedy możliwe jest uniezależnienie się w dużej mierze od rosyjskiego gazu do połowy 2024 r.” – zapowiadał w marcu Robert Habeck, minister gospodarki i ochrony klimatu.

Niemcy nie chcą natychmiast zrezygnować z dostaw, ponieważ to sparaliżowałoby tak ważne branże, jak choćby przemysł chemiczny, odpowiadający m.in. za produkcję nawozów.

Mimo to niemieckie ministerstwo gospodarki zaczęło planować, jak mogłoby wyglądać zużycie przy zmniejszeniu podaży gazu i które firmy najszybciej odczują ewentualne ograniczenia. Ryzyko zakręcenia kurka przez Rosję istnieje. „Niemcy nie są przygotowane na wypadek ograniczenia dostaw gazu. By zminimalizować straty dla gospodarki, my w razie kryzysu powinniśmy otrzymywać co najmniej 70 proc. naszego zapotrzebowania” – wyjaśniał na łamach tygodnika „Der Spiegel” Uwe Liebelt z chemicznego giganta BASF. Przemysł odpowiada za prawie 40 proc. zużycia gazu i przedsiębiorcom jest go znacznie trudniej zastąpić niż prywatnym odbiorcom, ponieważ często surowiec jest niezbędny w samym procesie produkcyjnym, a nie „tylko” jako źródło energii.

By faktycznie uniezależnić się od gazu ze Wschodu, Niemcy zaczęli działać: zakontraktowane są lub będą cztery pływające terminale LNG. – Pierwszy powinien zacząć działać w Wilhelmshaven najpóźniej w I kw. przyszłego roku. Jego planowana moc to 9 mld m sześc. rocznie. Do jego uruchomienia potrzebna jest budowa 30-km gazociągu, ale zdaniem inwestorów to wykonalne. Drugi taki terminal w tym porcie mógłby ruszyć w połowie 2023 r. – mówi Kędzierski. – Pozostałe możliwe lokalizacje to Hamburg, Rostock i Brunsbüttel. Problemem przy budowie gazoportów może być aktywny sprzeciw niemieckich ekologów – dodaje analityk. By pozyskać dostawców, minister Robert Habeck odwiedził m.in. Katar.

Oprócz planów budowy terminali LNG na początku kwietnia Federalna Agencja ds. Sieci objęła zarządem powierniczym spółkę Gazprom Germania, która poprzez spółkę Astora kontroluje największy magazyn gazu w RFN. Obecnie jest on praktycznie pusty, mimo że w całych Niemczech zbiorniki gazu są zapełnione prawie w 30 proc. Podobna sytuacja może mieć miejsce w sektorze naftowym, a dokładniej w spółce Rosneft Deutschland, która ma 54 proc. udziałów w rafinerii w Schwedt. Jak donosił „Handelsblatt”, rząd federalny rozważa zaangażowanie w ten zakład. Ta rafineria jest kluczowa dla zaopatrzenia w paliwo, także lotnicze, Berlina i Brandenburgii. Z ropą jest jednak zdecydowanie lepiej niż z gazem, Rosja dostarczała Niemcom około jednej trzeciej tego surowca, z czego większość poprzez biegnący przez Polskę rurociąg „Przyjaźń”. Na tej dywersyfikacji skorzysta także gdański Naftoport, przez który ma przechodzić surowiec do rafinerii Leuna.

Z kolei jeśli chodzi o węgiel kamienny, to Robert Habeck zapowiadał zakończenie importu z Rosji jeszcze w tym roku i to wydaje się stosunkowo proste do osiągnięcia, gdyż podaż i sposób transportu nie są w tym wypadku ograniczeniem.

Niemieccy politycy postanowili także przyspieszyć transformację energetyczną. Już po inwazji Rosji zapowiedzieli, że do 2030 r. 80 proc. prądu zużywanego za Odrą ma pochodzić z odnawialnych źródeł energii (OZE). By to ułatwić, ministerstwo gospodarki właśnie zakończyło prace nad największą od lat nowelizacją prawa energetycznego. Habeck zapowiedział, że tempo rozbudowy tego typu instalacji na lądzie, wodzie i dachach (fotowoltaika) zostanie potrojone. Uproszczona ma być m.in. biurokracja, co ma pozwolić na znacznie szybsze pozyskiwanie pozwoleń na budowę, na co od lat skarżyli się niemieccy przedsiębiorcy. Mimo to osiągnięcie tak wysokiego udziału OZE w produkcji prądu w tak krótkim czasie wydaje się mocno optymistyczne. ©℗