Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Na rynku paliw jeszcze długo nie będzie spokojnie [WYWIAD]

Marceli Sommer
Ten tekst przeczytasz w 3 minuty
Stacja paliw
"Decyzja Unii na pewno ułatwi sytuację Polski pod względem prawnym".
shutterstock

- Obok notowań surowców na wahania cen wpływać będą kursy walut oraz narastające obawy przed recesją - uważa Urszula Cieślak, analityk BM Reflex.

Ogłoszenie przez szefową KE Ursulę von der Leyen planów dotyczących embarga na rosyjską ropę przyniosło nieznaczny tylko wzrost notowań surowca na giełdach. Rynki były gotowe na decyzję UE i wierzą, że znajdzie się alternatywa dla surowca ze Wschodu?

Czynników wpływających na kurs jest wiele. Rynki spodziewały się tej decyzji od wielu tygodni i w znacznej mierze już ją „skonsumowały”. Reakcje łagodzi też stosunkowo długi termin na odejście od surowca z Rosji. Z punktu widzenia odbiorców każdy dodatkowy tydzień zwłoki we wdrożeniu naftowych sankcji jest dobrą wiadomością i poprawia rokowania, jeśli chodzi o zapewnienie alternatywnych dostaw. W dodatku procedura zatwierdzania propozycji Brukseli jest jeszcze w toku i czekamy na pełną jasność co do zasad implementacji embarga czy towarzyszących mu mechanizmów wsparcia. Są też narastające obawy o perspektywy światowej i regionalnej koniunktury gospodarczej związane z inflacją. Jeśli się potwierdzą, zapotrzebowanie na ropę zacznie spadać. Dodatkowo wszyscy z niepokojem przyglądają się sytuacji pandemicznej w Chinach, gdzie kolejne lockdowny będą natychmiast przekładać się na spadek globalnego popytu.

To znaczy, że - przynajmniej na razie - można liczyć na stabilizację cen na stacjach paliw?

Niestety nie, należy spodziewać się dalszych wahań. Tym bardziej że obok wrażliwych na wstrząsy cen surowców musimy się liczyć z perturbacjami na rynku walutowym. Widzieliśmy to już w ostatnim tygodniu, kiedy osłabienie złotego wobec dolara szybko pogrzebało nadzieje na stabilizację cen.

Wrócimy do cen sprzed tarczy antyinflacyjnej i ograniczenia danin na paliwa?

Dzisiaj ceny mamy zdecydowanie powyżej poziomu sprzed wprowadzenia tarczy antyinflacyjnej. Wciąż utrzymuje się ryzyko, że może być drożej. Średnie detaliczne ceny diesla są na poziomie 7,40 zł. Benzyny - ok. 6,70 za litr. A jeśli ceny paliw spadłyby w okolice poziomów ze stycznia, rząd może nie przedłużyć tarczy i przywrócić podatek VAT na wcześniejszym poziomie.

Nożyce między cenami ropy rosyjskiej a standardowej Brent rozwarły się pod wpływem wojny, różnica zwiększyła się do ok. 35 dol. na baryłce. Konieczność przejścia na droższy surowiec odbije się na finansach spółek paliwowych?

Raczej nie. Musimy wziąć pod uwagę, że proces odchodzenia od rosyjskich dostaw był u nas w toku już od kilku lat. Rafinerie dalej będą korzystać na wysokich cenach paliw. Ale dynamika rynkowa i zwiększenie kosztu pozyskania ropy może przyczynić się do pogłębienia dotychczasowych trendów - coraz większego znaczenia w portfelach grup naftowych aktywów petrochemicznych i energetycznych.

Kraje Unii mają sześć miesięcy na odcięcie się od rosyjskiej ropy. Czy Europie wystarczy czasu na znalezienie alternatywy?

Największa grupa eksporterów, czyli OPEC, prowadzi bardzo ostrożną politykę i nie widać po jej stronie woli wspomagania wysiłków UE w zakresie zastępowania surowca z Rosji. Większą gotowość do zwiększania wydobycia widać po stronie producentów amerykańskich. USA, a także Międzynarodowa Agencja Energii, pomagają też zahamować wzrosty cen poprzez uwalnianie swoich rezerw naftowych.

Kolejnym źródłem ropy mogą stać się dotychczasowi międzynarodowi pariasi, Iran i Wenezuela. Wiemy, że Polska prowadzi już rozmowy na ten temat z Teheranem. To może być istotny kierunek?

Wszystko zależy od przebiegu rozmów na temat irańskiego porozumienia nuklearnego, a w tej sprawie mamy impas. Na dziś wznowienie dostaw z Iranu wydaje się więc perspektywą dość odległą. Natomiast rzeczywiście, jeśli doszłoby w tej sprawie do przełomu, irańska ropa pomogłaby uspokoić sytuację.

Polska zadeklarowała odejście od rosyjskiej ropy do końca roku już miesiąc temu. Teraz ten sam termin sankcjonuje cała Unia. Czy to znaczy, że kolejka chętnych na zakup ropy z alternatywnych kierunków się wydłuży, a nasza sytuacja skomplikuje?

Skoro podjęliśmy decyzję już kilka tygodni temu, to można liczyć na to, że spółki paliwowe wykorzystały ten czas na rozmowy z potencjalnymi dostawcami i jesteśmy lepiej od innych krajów UE przygotowani na embargo. Chyba że to były puste słowa, a w praktyce odchodzenia od rosyjskiej ropy nie zaczęliśmy jeszcze realizować. Orlen liczy tu zapewne przede wszystkim na współpracę z Saudi Aramco.

Decyzja Unii na pewno ułatwi sytuację Polski pod względem prawnym. Embargo uchyli bowiem ciążące na nas zobowiązania kontraktowe w zakresie odbioru rosyjskiej ropy. Według informacji podawanych przez Orlen jego kontrakt z Rosnieftem miał wygasnąć z końcem roku, ale jest jeszcze drugi, z Tatnieftem, który miał obowiązywać do końca 2024 r.

Jaką rolę może odegrać Polska w „derusyfikacji” dostaw dla regionu?

Spodziewam się, że w pierwszej kolejności będziemy dążyć do zaspokojenia potrzeb krajowych rafinerii, a także jednostek Grupy Orlen w Czechach. Ale z pewnością na tyle, na ile będą na to pozwalać wolne moce naftoportu i naszej infrastruktury przesyłowej, będziemy też hubem dla innych klientów w regionie. Ale nasze możliwości nie są nieograniczone, a uwolnienie się od dostaw ze Wschodu przez krajowe podmioty samo będzie wymagać wykorzystania znacznej części dostępnych przepustowości.

Więcej czasu na odejście od rosyjskiej ropy mają dostać Węgrzy i Słowacy. Mówi się, na razie nieoficjalnie, nawet o dodatkowym roku. Czy to może wpłynąć pośrednio na sytuację na polskim rynku?

Te wyłączenia same w sobie nie będą wpływały na sytuację Polski. To, co ważne, to w jakim stopniu uda nam się zapewnić dostawy takich gatunków ropy, aby ich przerób pozwalał na najlepsze uzyski paliw gotowych bez dodatkowych nakładów na dostosowanie infrastruktury do przerobu. ©℗

Rozmawiał Marceli Sommer