Bruksela planuje dodatkowe miliardy na zielone inwestycje, które mają pomóc w uniezależnieniu się od surowcowego szantażu Kremla, ale ambitne plany derusyfikacji na ten rok wymykają się jej z rąk
KE przedstawiła wczoraj długo oczekiwane szczegóły strategii odcinania energetycznej pępowiny łączącej UE z Rosją. Zapowiedzi komisarzy w niewielkim stopniu odpowiedziały jednak na palące pytania. W marcu Bruksela deklarowała, że jeszcze w tym roku Unia może ograniczyć swoją zależność od gazu ze Wschodu o dwie trzecie, ale z szacunków wynika, że aby spełnić te zamierzenia, musiałaby zrezygnować z dostaw już w połowie roku. – Opór części państw członkowskich spowoduje, że szybkie zmniejszenie zależności od dostaw gazu z Rosji będzie trudne – komentuje dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Podwyższenie z 40 do 45 proc. celu OZE na 2030 r., którym towarzyszyć ma uproszczenie procedur inwestycji w czyste źródła, oszczędzanie energii i panele słoneczne jako obowiązkowy standard w nowych budynkach – to główne propozycje przedstawione wczoraj w Brukseli w ramach unijnej strategii derusyfikacji, planu REPowerEU. W ciągu najbliższych pięciu lat Komisja Europejska chce przeznaczyć na działania w tym kierunku 210 mld euro dodatkowych środków. Przytłaczająca część unijnych pieniędzy ma zostać skierowana na zielone inwestycje, a tylko niewielka część – ok. 12 mld – na dywersyfikację źródeł dostaw surowców kopalnych.
Strategię odejścia od importu rosyjskich węglowodorów i całkowitego uniezależnienia się od szantażu energetycznego Kremla Komisja Europejska zapowiedziała tuż po wybuchu wojny w Ukrainie. Kierunkowym planem było enigmatyczne odejście od importu surowców z Rosji „tak szybko, jak to możliwe”. W praktyce jest już embargo na dostawy węgla. W przypadku ropy Bruksela zaproponowała embargo, które miałoby obowiązywać od przyszłego roku, jednak w wyniku węgierskiego weta negocjacje utknęły w martwym punkcie. Jeśli naftowe sankcje wejdą ostatecznie w życie, stanie się to najprawdopodobniej za cenę wyjątków dla co najmniej kilku państw. Odejście od najbardziej newralgicznego surowca – rosyjskiego gazu – miało nastąpić do 2027 r., a już do końca roku jego zużycie powinno zostać zredukowane o dwie trzecie. Niecałe 40 proc. surowca miało zostać zastąpione dostawami z alternatywnych źródeł, a pozostała część – oszczędnościami poczynionymi dzięki zastosowaniu alternatywnych paliw i technologii.
Akcent na średnią perspektywę
O planach na ten rok z wczorajszych wystąpień komisarzy nie dowiedzieliśmy się jednak wiele, i to mimo rosnących obaw o ciągłość dostaw ropy i gazu w okresach szczytowego zapotrzebowania oraz wątpliwości ekspertów, czy pierwotnie deklarowane cele – ograniczenie dostaw gazu o dwie trzecie i całkowita eliminacja ropy do końca roku – są osiągalne.
– Opór części państw członkowskich powoduje, że szybkie zmniejszenie zależności od dostaw gazu z Rosji jest trudne, jeśli nie niemożliwe. Plan, który KE przedstawiła w marcu, zakładający dość radykalne ograniczenie importu, okazał się zbyt ambitny. Gdybyśmy mieli zrealizować pierwotny cel w tym zakresie, musielibyśmy od czerwca w ogóle przestać kupować rosyjski gaz – mówi DGP dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich. Według niedawnych wyliczeń S&P Global tylko w ciągu pierwszych czterech miesięcy roku gazociągowe przepływy do UE z kierunku wschodniego sięgnęły ponad 33 mld m sześc., a więc (nie licząc rosyjskiego LNG) ponad 21 proc. dostaw z roku 2021.
Po pierwsze, dekarbonizacja
Według szacunków Brukseli plan REPowerEU mający ostatecznie doprowadzić do energetycznego uniezależnienia się od Rosji ma kosztować dodatkowe 210 mld euro przeznaczone na inwestycje od dziś do 2027 r. Oznacza to kwotę z dolnego pułapu widełek, o których pisał Instytut Bruegla.
Według brukselskiego think tanku dodatkowy koszt UE związany z bezpieczeństwem energetycznym należy szacować na 0,1–0,2 proc. unijnego PKB przez okres 5–10 lat.
Część z proponowanych środków stanowić mają przy tym inwestycje prywatne oraz środki krajowe. Unia oferuje już 225 mld euro w pożyczkach w ramach Funduszu Odbudowy – wnioski o ich wykorzystanie kraje mogą składać do 31 sierpnia przyszłego roku. Do tej puli dojdzie jeszcze 20 mld euro grantów pochodzących z handlu uprawnieniami do emisji CO2. Państwa członkowskie dodatkowo będą mogły przesuwać do 12,5 proc. środków z polityki spójności na rzecz transformacji energetycznej (obecnie to tylko 5 proc.) oraz do 7,5 proc. ze środków przeznaczonych na rolnictwo i obszary wiejskie. Szefowa KE zadeklarowała wczoraj, że łącznie Bruksela zapewni na energetyczne inwestycje blisko 300 mld euro, z czego 72 mld euro w dotacjach i 225 mld euro w pożyczkach. Z puli tej 10 mld euro ma zostać przeznaczone na uzupełnienie brakujących połączeń dla gazu i LNG, 2 mld euro na infrastrukturę naftową, a cała reszta na przyspieszenie przejścia na czystą energię.
W ramach zaproponowanego przez KE turbodoładowania Europejskiego Zielonego Ładu podniesiony ma zostać cel na 2030 r. w zakresie źródeł odnawialnych. Z końcem dekady OZE zaspokajać mają 45 proc., a nie, jak planowano dotąd 40 proc., końcowego zużycia energii w UE. Te zwiększone ambicje miałyby gwarantować, że cele klimatyczne nie ucierpią nawet w przypadku konieczności nieco dłuższego korzystania państw z paliw kopalnych, m.in. węgla. W sektorze wytwarzania prądu komisarze proponują podwojenie udziału źródeł słonecznych i wiatrowych, które w 2030 r. zaspokajać miałyby aż dwie trzecie unijnego zapotrzebowania na elektryczność. Dla porównania, zgodnie z przyjętymi przez polski rząd założeniami aktualizacji polityki energetycznej Polski wszystkie OZE (obejmujące obok wiatru także energetykę wodną czy biomasową) miałyby wytwarzać połowę prądu w 2040 r.
Zieloną rewolucję ma umożliwić uproszczenie procedur, które skróci czas realizacji inwestycji z ok. dziewięciu lat w przypadku wiatraków do nawet roku. Bruksela ma też zaproponować kolejną nowelizację unijnej dyrektywy OZE, która zapewni domyślne traktowanie projektów związanych z czystą energetyką jako leżących w „nadrzędnym interesie publicznym”. Szczególną rolę w unijnych planach ma odegrać fotowoltaika. Od 2025 r. montaż paneli słonecznych miałby być obowiązkowy dla budynków użytkowych, a od 2029 r. także dla mieszkalnych. Za sprawą szybkiej rozbudowy instalacje słoneczne miałyby stanowić do końca dekady ponad połowę wszystkich europejskich mocy energetycznych, a farmy wiatrowe – ponad 30 proc.
Oszczędzać, dywersyfikować, magazynować?
Komisja w swoim planie podwyższyła również cel zwiększenia efektywności energetycznej z 9 do 13 proc. do 2030 r., co ma stanowić jeden z filarów Europejskiego Zielonego Ładu. Oszczędzanie energii ma pomóc przygotować się do wyzwań zimy i krótkoterminowo obniżyć popyt na gaz i ropę o 5 proc. Na ile proces ten okaże się rzeczywiście efektywny, będzie zależało od państw członkowskich, które mają zorganizować na własną rękę kampanie komunikacyjne do swoich społeczeństw i zachęcać do oszczędzania energii, m.in. przez obniżanie stawek podatkowych na energooszczędne systemy grzewcze i izolacje budynków.
Bruksela nie ujęła jednak w swoich planach kwestii magazynowania energii, o co wnioskowało już w kwietniu Europejskie Stowarzyszenie Magazynowania Energii (EASE). Newralgiczna pozostaje też kwestia alternatywnych źródeł dostaw. Wczoraj KE zapowiedziała stworzenie „korytarzy wodorowych” na Morzu Śródziemnym i Morzu Północnym jako uzupełnienie tranzytu energii i podpisała zacieśnienie strategicznego partnerstwa z krajami Zatoki Perskiej. Wczorajsza propozycja utworzenia Platformy Energetycznej, która we współpracy z regionalnymi grupami zadaniowymi miałaby umożliwić dobrowolne, wspólne zakupy gazu, LNG i wodoru, nie jest niczym nowym. Pomysł ten podnoszony był wielokrotnie, ale niewiele państw było nim zainteresowanych. Mechanizm wspólnych zakupów ma dopiero zostać opracowany. ©℗