Coraz więcej rządów chce przejąć kontrolę nad kluczowymi spółkami. Sytuacja przypomina globalny kryzys finansowy, kiedy państwa musiały ratować banki
Rosyjska agresja na Ukrainę spowodowała, że wiele przedsiębiorstw, szczególnie energetycznych, popadło w tarapaty. Rządy muszą interweniować. Jednym ze sposobów jest nacjonalizacja ważnych systemowo spółek. Głosy o konieczności takich działań słychać w coraz większej liczbie państw.
W państwowe ręce
Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa w Noble Securities, zwraca uwagę, że wojna w Ukrainie i szantaż energetyczny Rosji wywołują skokowy wzrost notowań gazu, węgla czy energii elektrycznej. – W takim otoczeniu niezbędna wydaje się interwencja państwa. Obecnie w Europie widać tendencję do nacjonalizacji spółek energetycznych, która może być wstępem do stałej ceny za prąd czy gaz. Jesteśmy w trakcie bardzo dynamicznego procesu i trudno jednoznaczne rozstrzygnąć o kształcie ostatecznych zmian. Jednak w moim odczuciu z dużym prawdopodobieństwem można zakładać, iż ukształtują one rynek na lata – mówi ekspert Noble Securities.
Nad nacjonalizacją trzech importerów gazu, w tym największego gracza na lokalnym rynku – firmy Uniper, zastanawiają się Niemcy. Uniper rozpoczął negocjacje z rządem w Berlinie. Przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie głównym dostawcą spółki był Gazprom. Koszt zastąpienia rosyjskiego gazu z innych źródeł spowodował, że firma w I półroczu miała 12,3 mld euro straty. W lipcu niemiecki rząd udzielił już pomocy finansowej spółce w zamian za 30 proc. udziałów. Największym udziałowcem Uniperu jest Fortum, fińska firma energetyczna. W 2017 r. zainwestowała ok. 7 mld euro. Teraz rynkowa wartość spółki wynosi ok. 1,2 mld euro. Tytti Tuppurainen, fińska minister do spraw europejskich, zapowiedziała, że Helsinki nie zaakceptują nacjonalizacji ze strony Niemiec bez odszkodowania.
Wcześniej Niemcy przekazali pod nadzór powierniczy rafinerię PCK Schwedt, pozbawiając tym samym kontroli rosyjski Rosnieft. Mowa o czwartej co do wielkości rafinerii w Niemczech, zaopatrującej również część zachodniej Polski. Według Reutersa zainteresowany przejęciem kontrolnego udziału w tej rafinerii jest PKN Orlen.
Wkrótce nastąpi nacjonalizacja francuskiego giganta energetycznego – Électricité de France (EdF). Francuski rząd, który już posiada 84 proc. akcji firmy, ogłosił w lipcu, że upaństwowi ją całkowicie. Da mu to większą kontrolę nad restrukturyzacją zadłużonej grupy podczas walki z kryzysem energetycznym. Odkupienie od akcjonariuszy mniejszościowych pozostałych udziałów będzie kosztować 9,7 mld euro.
Igor Matovič, słowacki minister finansów, przyznał, że w razie potrzeby rząd może nacjonalizować firmę energetyczną Slovenské elektrárne. Jak mówił polityk, chodzi o zagwarantowanie „uczciwych” ceny prądu. Państwo ma dziś jedną trzecią udziałów spółki. Reszta należy do konglomeratu EPH kontrolowanego przez czeskiego miliardera Daniela Křetínskiego i włoskiego giganta energetycznego Enel.
O nacjonalizacji mówią również Brytyjczycy. Były premier Gordon Brown przekonuje, że firmy energetyczne, które nie są w stanie obniżyć rachunków, powinny zostać tymczasowo przeniesione do własności publicznej. Ale pojawiają się także głosy, aby znacjonalizować firmy wodociągowe, które przez ostatnie lata zaniedbały inwestycje w infrastrukturę, skupiając się na śrubowaniu zysków i wypłacie dywidend. Ryzyko nacjonalizacji dotyczy też przewoźników kolejowych. Rząd w Londynie przyznał, że przygląda – się możliwości przejęcia borykającej się z problemami firmy kolejowej Avanti West Coast.
Energetyka jak banki
– Sytuacja w europejskiej energetyce zaczyna przypominać problemy, jakie miały w latach 2008–2012 instytucje finansowe, które w obliczu kryzysu finansowego musiały zostać wsparte lub wręcz wykupione przez rządy – mówi Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI. Zaznacza, że obecne problemy nie są związane z bieżącą działalnością firm, a głównie ze zobowiązaniami z tytułu transakcji pochodnych. W normalnych warunkach powinny one zostać pokryte przyszłymi wysokimi przychodami. Tyle że zamiary rządów dotyczące ograniczania cen stawiają poziom przychodów pod dużym znakiem zapytania. Skutek? Ryzyko bankructwa firm i pojawienia się konieczności wsparcia ze strony rządów.
Wynika to ze strategicznego znaczenia branży. Upadek największych firm energetycznych spowodowałby istotne zawirowania w dostawach energii, a zatem w ostateczności państwo i tak musiałoby interweniować – mówi rozmówca DGP. Bursa zakłada, że ratowanie przed upadłością spółek energetycznych będzie rozwiązaniem czasowym. Po ustabilizowaniu się rynku surowców rządy będą stopniowo się wycofywać z akcjonariatów spó łek, tak jak kilka lat temu w przypadku instytucji finansowych. ©℗