Uszkodzenie rosyjskich rurociągów na Bałtyku i groźby zatrzymania dostaw trasą przez Ukrainę budzą niepokój rynków. Podnoszą się głosy o pilnej potrzebie okiełznania cen gazu w UE i uodpornienia Europy na rosyjski szantaż.
Kwestia cen energii, w tym w kontekście wycieku gazu do Morza Bałtyckiego, była jednym z głównych tematów wczorajszych rozmów przedstawicieli państw członkowskich w Brukseli. Ambasadorowie uzgodnili wsparcie UE dla prowadzonego przez Danię śledztwa w tej sprawie oraz zgodzili się, że należy zdecydowanie wzmocnić bezpieczeństwo krytycznej infrastruktury energetycznej.
Coraz mniej jest wątpliwości, że wycieki paliwa są efektem aktu sabotażu. Szwedzcy sejsmolodzy poinformowali jeszcze we wtorek, że w rejonie zarejestrowano dwie silne podwodne eksplozje. Nie potwierdzono do tej pory żadnych informacji dotyczących podmiotów odpowiedzialnych za atak. Uwypukla to znaczenie nie tylko fizycznego bezpieczeństwa strategicznej infrastruktury w Europie, lecz także odporności na hybrydowe działania Rosji oraz spowodowane nimi wahania cen surowców.
Gazowy kompromis
Kwestia limitów cen gazu - które mogłyby stanowić najskuteczniejszy w unijnym arsenale instrument ochrony rynku i obywateli - budzi jednak nadal duże spory wśród „27”. Spotkanie ambasadorów było przygotowaniem do rozmów ministrów energii, którzy przedyskutują najnowsze propozycje interwencji na rynku energii w piątek.
We wtorek po południu 15 państw, w tym m.in. Polska, Francja, Belgia, państwa bałtyckie czy Grecja, wystosowało list do KE, domagając się pilnego przedstawienia propozycji mechanizmu cenowego. W liście, który widziała redakcja DGP, rządy domagają się, by limit obowiązywał bez względu na źródło importu - a więc dotyczył nie tylko gazu rosyjskiego - i przekonują, że można pogodzić taki kształt regulacji z wymogami bezpieczeństwa dostaw i redukcji zapotrzebowania na surowiec. Na początku tygodnia podobne stanowisko wystosowało 12 państw, jednak grono 15 pozwoliłoby już na stworzenie większości kwalifikowanej i przyjęcie takich rozwiązań, jeśli Komisja Europejska je zaproponuje.
Rzecz w tym, że KE pozostaje ostrożna wobec propozycji objęcia limitem gazu nierosyjskiego. Według informacji francuskiego serwisu analitycznego Contexte prawdopodobnie przed piątkowymi rozmowami ministrów zamiast formalnej propozycji Komisja przedstawi tylko nieoficjalną analizę (non-paper). Bruksela zaprezentuje prawdopodobnie m.in. dynamiczny pułap cen gazu, który zakładałby limit na poziomie odrobinę wyższym niż notowania na rynkach azjatyckich. Rozwiązanie to miałoby pozwolić na utrzymanie dostaw i jednoczesne zmniejszenie kosztów. Jak mówią nasi rozmówcy, pewne retorsje ze strony Rosji wydają się jednak nieuniknione. Równolegle Bruksela zainicjowała rozmowy na temat możliwości obniżenia cen z kluczowymi dostawcami na czele z Norwegią.
Opór wśród „27” - w tym ze strony Niemiec, Węgier, Danii i Holandii - pozostaje na tyle znaczący, że osiągnięcie porozumienia w piątek jest wątpliwe. - Ostateczne przyjęcie limitu będzie trudne bez wprowadzenia różnego rodzaju uelastycznień i wyjątków - słyszymy ze źródła zbliżonego do Komisji.
Długi kryzys
Uszkodzenie trzech z czterech nitek biegnących po dnie Morza Bałtyckiego rurociągów Nord Stream i Nord Stream 2 niewiele zmienia z punktu widzenia bilansu gazowego UE przed najbliższą zimą. Drugi z tych szlaków, ukończony w zeszłym roku, nie został dopuszczony do eksploatacji przez administrację Niemiec. Z kolei przesył pierwszym Nord Streamem, którym jeszcze niedawno tłoczono gros rosyjskich dostaw do Europy, został bezterminowo wstrzymany z końcem sierpnia (a stopniowo wyłączany z użytkowania przez Gazprom był już od czerwca). Od początku kryzysu gazowego, którego pierwsze symptomy pojawiły się przed ponad rokiem, problemem nie był zresztą deficyt mocy przesyłowych. Nawet biorąc w nawias wyłączony z użytkowania przez Gazprom w ramach rosyjskich kontrsankcji gazociąg jamalski (biegnący przez Polskę i Białoruś), także dzisiaj, jak wynika z danych operatorów, niewykorzystane pozostaje ponad 90 proc. mocy tranzytowych Ukrainy oraz ponad 60 proc. Turk Streamu.
Ale Gazprom sygnalizuje możliwość dalszych wyłączeń. W stanowisku zamieszczonym we wtorek na Telegramie koncern zagroził objęciem sankcjami ukraińskiego Naftohazu w związku ze sporem firm dotyczącym opłat tranzytowych. Decyzja taka - według ekspertów - oznaczałaby w praktyce zatrzymanie dostaw do Europy szlakiem o największych dostępnych mocach przesyłowych. Ten scenariusz oznaczałby de facto zerwanie gazowych relacji z UE na czas bliżej nieokreślony. W użyciu pozostawałoby bowiem już tylko południowe połączenie, Turk Stream, o stosunkowo niskiej przepustowości, które zasila w gaz m.in. Serbię i Węgry. W konsekwencji należałoby się liczyć ze znaczącym wydłużeniem kryzysu i intensyfikacją rywalizacji o zasoby pozwalające na wypełnienie magazynów paliwa przed kolejną zimą.
W połączeniu z wyeliminowaniem, bez jasnej perspektywy naprawy, infrastruktury na Morzu Bałtyckim, mogącej tłoczyć do Europy ponad 80 mld m sześc. błękitnego paliwa rocznie, wieści te wywołały nerwową reakcję na europejskich rynkach. Trwający od końca sierpnia trend spadkowy na giełdzie w Rotterdamie przyhamował i - choć skoki cen były stosunkowo krótkotrwałe - po raz pierwszy od kilku tygodni notowania gazu wznosiły się powyżej pułapu 200 euro za megawatogodzinę.
Nowe sankcje
Ambasadorowie rozmawiali wczoraj także o nowym pakiecie sankcji na Rosję, obejmującym m.in. „globalny” mechanizm cenowy dla paliw. Sankcje na import ropy drogą morską zostały przyjęte przez UE w czerwcu 2022 r. i zgodnie z ustaleniami „27” będą obowiązywać od grudnia w przypadku dostaw ropy, a po dwóch miesiącach także w przypadku produktów ropopochodnych.
Według propozycji KE, która wychodzi naprzeciw inicjatywie G7 mającej na celu ograniczenie dochodów naftowych Kremla, na obecne dostawy ropy nałożony zostałby limit powiązany z cenami, po których Rosja sprzedaje ropę na rynki azjatyckie. Powyżej tej ceny nie mogłaby liczyć na usługi europejskich firm transportowych i ubezpieczeniowych. Według unijnego dyplomaty, z którym rozmawiała DGP, Grecja, Cypr i Malta, które czerpią profity z przemysłu żeglugowego, w tym transportu ropy, miałyby otrzymać rekompensaty.
Wycieki z Nord Stream jak miliony ton węgla
Każda godzina ulatniania się gazu z uszkodzonej infrastruktury na dnie Bałtyku oznaczać może co najmniej 500 t metanu w ziemskiej atmosferze - wynika z szacunków GHGSat, firmy specjalizującej się w monitoringu emisji gazów cieplarnianych, dla agencji Reutera. To klimatyczny ekwiwalent spalenia ponad 6 tys. t węgla. Gdyby ulotnił się cały gaz, który znajduje się w rurociągach, w grę wchodziłby „metanowy ślad” rzędu setek tysięcy ton, co odpowiadałoby ponad 10 proc. rocznych emisji tego typu z Polski. Główny składnik gazu ziemnego uznawany jest, obok CO2, za najważniejszy z punktu widzenia klimatu gaz cieplarniany, a walka z jego emisjami wskazywana jest jako jeden z priorytetów na najbliższą dekadę.
ms