Gdybyśmy od 2017 r. rozwijali energetykę wiatrową na lądzie, dziś mielibyśmy nadwyżkę węgla, zamiast borykać się z jego brakiem.
Dzisiejsze potrzeby Wielkiej Brytanii w zakresie dostaw gazu ziemnego byłyby o 13 proc. niższe, gdyby nie decyzje i zaniechania konserwatywnych rządów ostatniej dekady, które postawiły na ograniczenie „zielonego szajsu” (określenie b. premiera Davida Camerona), czyli subsydiów wspierających inwestycje w OZE i efektywność energetyczną - wynika z opublikowanej kilka dni temu analizy think tanku Carbon Brief. Analitycy oszacowali jednocześnie, że bez OZE zapotrzebowanie brytyjskiej energetyki na gaz byłoby dokładnie dwukrotnie wyższe niż obecnie i wyniosłoby ponad 50 mld m sześc.
Postanowiliśmy przeprowadzić podobny eksperyment w odniesieniu do Polski, biorąc na celownik jedno z najbardziej kontrowersyjnych posunięć polskiego rządu w dziedzinie energetyki, czyli wprowadzenie w 2016 r. zasady 10H, która ograniczyła możliwości rozwoju farm wiatrowych. Z wyliczeń wykonanych dla DGP przez Pawła Czyżaka, analityka brytyjskiego think tanku Ember, wynika, że przy założeniu stabilnego poziomu rozwoju energetyki wiatrowej bez restrykcji nałożonych przez ustawę odległościową tylko w tym roku mogłaby ona dostarczyć do sieci prawie 15 dodatkowych TWh prądu. Jak zaznacza ekspert, szacunek ten jest konserwatywny, ponieważ zakłada utrzymanie tempa rozbudowy mocy wiatrowych sprzed wprowadzenia regulacji, mimo że różne czynniki mogłyby sprzyjać jego przyspieszeniu.
Biorąc pod uwagę parametry typowej jednostki węglowej w Polsce, generacja z tych jednostek mogłaby się przełożyć na obniżenie krajowego popytu na węgiel energetyczny o niemal 7 mln t. To ok. 12 proc. całego ubiegłorocznego zużycia tego surowca w polskiej gospodarce. Z kolei luka węglowa, czyli wolumen paliwa, którego może zabraknąć w tym sezonie po wprowadzeniu embarga na dostawy z Rosji, jest szacowana obecnie na 4 mln t, prawie dwa razy mniej. Jeśli wziąć pod uwagę cały „dorobek” 10H (od 2017 r.), to utraconą generację z wiatru można oszacować na ponad 60 TWh i ok. 29 mln t węgla. Dla porównania dostawy rosyjskie z lat 2017-2021, według danych resortu aktywów państwowych, wyniosły ok. 50 mln t.
- Polska ponosi dziś koszty nie tylko kryzysu wywołanego działaniami Rosji, ale także swojego - podtrzymanego decyzjami ostatnich lat zapóźnienia i zależności od węgla. Gdyby nasz system energetyczny był bardziej zdywersyfikowany, gdybyśmy nie zatrzymali choćby rozwoju lądowych wiatraków, potrzebowalibyśmy dzisiaj mniej węgla, mielibyśmy większą rezerwę mocy, słowem - bylibyśmy bezpieczniejsi - komentuje Czyżak. Jak zaznacza, 10H to tylko jeden z czynników, który hamował w Polsce transformację. Innym jest choćby wolne tempo przyłączeń fotowoltaiki, które - przy ostrożnych szacunkach - skutkuje wzrostem zapotrzebowania na węgiel o kolejne 2 mln t.
Czy węgiel niewykorzystany przez energetykę mógłby pomóc zasypać braki paliwa do ogrzewania domów - zapytaliśmy Aleksandra Sobolewskiego, dyrektora zabrzańskiego Instytutu Technologii Paliw i Energii (d. Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla). - To niekoniecznie byłby surowiec optymalny pod względem sortymentu czy innych parametrów, takich jak kaloryczność czy emisje pyłów. W warunkach kryzysowych, z jakimi mamy do czynienia, każdy rodzaj węgla jest jednak na wagę złota - mówi nam Sobolewski.
Do zaniechań - zdaniem Czyżaka - należy też zaliczyć wymianę indywidualnych źródeł ciepła. Według oficjalnych statystyk programu „Czyste powietrze” przez 3 lata funkcjonowania programu złożono ok. 400 tys. wniosków o dofinansowanie wymiany kotła, co przełożyło się na ponad 200 tys. zrealizowanych wypłat. To niewiele, biorąc pod uwagę, że rząd planował do końca dekady wymianę 3 mln źródeł ciepła - co przy równomiernym rozkładzie powinno dać ok. 250 tys. zrealizowanych rocznie inwestycji. Jeśli przyjąć konserwatywne założenie, że przeciętne gospodarstwo domowe korzystające z pieca węglowego wykorzystuje 3 t paliwa rocznie, koszt powolnego tempa realizacji „Czystego powietrza” można dziś oszacować na ok. 1,5 mln t dodatkowego zapotrzebowania na węgiel rocznie. W dodatku aż 13 proc. wniosków w ramach programu - ponad 57 tys. - zakładało montaż nowoczesnego kotła węglowego. Takie instalacje zostały wyeliminowane z możliwości ubiegania się o dotację dopiero od tego roku.
(Na razie) bez dowodów na sabotaż