Na skutek nadzwyczajnych rozwiązań grozi nam monopolizacja – alarmuje część branży. Eksperci mówią o dyskryminowaniu prywatnych podmiotów z sektorów OZE i wodoru.
Upadłości i wycofywanie się kolejnych przedsiębiorstw z branży obrotu energią - taki będzie skutek przepisów limitujących ceny prądu - przestrzega Marek Dobies, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Dystrybutorów Niezależnych Energii Elektrycznej. Efektem ma być wzrost monopolizacji rynku. Podobne głosy słychać od wielu analityków, chociaż inni uspokajają. - Rozwiązania kryzysowe mają określony czas obowiązywania, z tego punktu widzenia należy być spokojnym o rynek - mówi Wojciech Jakóbik, analityk rynku energetycznego.
Zostaną tylko najwięksi
Marek Dobies przekonuje, że nikt nie będzie dokładał do ceny energii sprzedawanej odbiorcom. - Skoro zakupił ją w cenie np. 1200 zł za 1 MWh na przyszły rok, a ma ją sprzedać po 785 zł za 1 MWh (bez podatków, tj. VAT i akcyzy, które należy doliczyć), to mamy do czynienia z różnicą na poziomie 500-600 zł, którą otrzyma zwrotnie w formie rekompensaty. Tu pada pytanie: jaką i kiedy - opisuje. Podkreśla, że jeśli zakupił prąd taniej, to potencjalnym, wypracowanym zyskiem będzie musiał się podzielić z państwem.
Przedstawiciel niezależnych dystrybutorów zaznacza, że nieraz sprzedawca będzie musiał dopłacać różnicę z własnej kieszeni. Pyta, czy ma zaciągnąć na ten cel kredyt, który będzie spłacał latami, czy po prostu zamknąć działalność? - Logika wskazuje na to, że wybierze zakończenie działalności. Wtedy z ok. 200 czynnych przedsiębiorstw zajmujących się obrotem energią elektryczną zostaną tylko te największe - przewiduje.
Monopol to wzrost cen energii
W ostatecznym rozrachunku, jak przekonuje Marek Dobies, w perspektywie najbliższych lat spowoduje to wzrost cen, bo zabraknie konkurencji.
Także Krzysztof Mazurski z firmy doradczej Energy Solution uważa, że skutkiem ubocznym nowych regulacji może być znaczące pogorszenie zasad funkcjonowania sprzedawców energii. Potwierdza, że w skrajnych przypadkach może to doprowadzić do zakończenia działalności przez część przedsiębiorstw. - Jeśli dojdzie do przeniesienia aktywów wytwórczych do mającej powstać Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego, to również w części wytwórczej nastąpi centralizacja zamiast bardziej pożądanej liberalizacji rynku - akcentuje ekspert z Energy Solution.
Zagrożenie monopolizacją dostrzega również Michał Hetmański, szef Fundacji Instrat, think tanku zajmującego się m.in. rynkiem energii: - Efektem wdrożonej w tym kształcie i tak późno ustawy mrożącej ceny prądu będzie ograniczenie konkurencji do niewielu graczy - głównie państwowych koncernów z własnymi elektrowniami, które jako ostatnie zostaną na tym rynku.
Spowoduje to, że niezależnie od kosztu wytworzenia i ceny sprzedaży i tak drogiej oraz brudnej energii z węgla dodatkowo zapłacimy za brak konkurencji pomiędzy spółkami obrotu. - Jak środki nadzwyczajne wygasną i zniknie limit 1,5 proc. marży, to już bardzo niewielu przedsiębiorców zdecyduje się na ponowne funkcjonowanie na tym rynku - ocenia Hetmański.
Jego zdaniem te regulacje nie przyniosłyby takich strat, gdyby wprowadzono je wcześniej.
Zwraca też uwagę na jeszcze jeden aspekt sprawy: - Wobec marginalizacji procesów rynkowych i obrotu na giełdzie ceny energii staną się mniej przejrzyste, otwiera się pole do wykorzystywania pozycji monopolistycznych. To będzie negatywnie wpływać na atrakcyjność kraju dla inwestycji i rachunki zwykłych obywateli.
Mówi o tym także Paweł Lachman, prezes Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła „PORT PC”. Przypomina, że 2023 r. to pierwszy rok sprawozdawczości dużych spółek giełdowych w zakresie zielonej taksonomii. - Już niedługo średnie i małe firmy wejdą w ten obowiązek. Kwestia braku zielonej energii z OZE będzie dużym problem dla polskich eksporterów w kontekście śladu węglowego, a z kolei brak możliwości realizacji linii bezpośredniej z OZE może szybko zahamować inwestycje zagraniczne w Polsce - przestrzega.
Centralizacja OZE i wodoru
Monopolistyczne zapędy państwa Michał Hetmański dostrzega też w kwestii OZE czy wodoru. - Rząd i państwowe koncerny chcą niestety regulacyjnie zabezpieczyć sobie spokojny biznes. A gdzie w tym wszystkim niezależna inicjatywa prywatnego kapitału i potrzeby użytkowników energii? Oni głosują nogami - chcą mieć czystą energię i wybór tego, kto ją dostarczy, a nie brudną i od monopolisty - przekonuje.
Na zagrożenia dla rozwoju rynku wodoru w Polsce zwracają uwagę: Krajowa Izba Gospodarcza, Konfederacja Lewiatan, Stowarzyszenie Hydrogen Poland oraz Klaster Technologii Wodorowych. Alarmują, że opublikowany ostatnio projekt noweli prawa energetycznego zakłada silną centralizację rynku wodoru, co uznają za próbę pośredniego koncesjonowania rynku, czyli kontrolowania go. „Nie sprzyja to zrównoważonemu rozwojowi, oszczędnemu i racjonalnemu użytkowaniu paliw i energii, rozwojowi konkurencji, a w szczególności nie równoważy interesów przedsiębiorstw energetycznych i odbiorców paliw i energii” - podkreślają.
- Koncernom zależy na jak najwyższych cenach, monopolu produkcji i dystrybucji energii, a jeśli w grę wchodzi OZE - to ich własne - mówi jeden z naszych rozmówców.
Inny ekspert tłumaczy jednak, że w całej Europie trwa dyskusja o tym, kto może ratować padające koncerny. We Francji postępuje nacjonalizacja EDF, a w Niemczech nacjonalizowany jest gazowy Uniper. - Europa ściga się na to, kto może dać więcej pakietów ratunkowych, bo te firmy są za duże, by upaść - mówi analityk branży chcący zachować anonimowość. Ocenia, że gdyby nasze koncerny poupadały lub były prywatyzowane, mamy poważne podstawy do obaw, że przejmą je zachodni czy nawet chińscy konkurenci. W Polsce nie zapadałyby żadne strategiczne decyzje, a jak przekonuje, doświadczenia ostatnich kryzysów pokazały, że kapitał ma narodowość. - Z drugiej strony centralistyczny radykalizm Prawa i Sprawiedliwości może być bronią obosieczną - może spowodować, że opozycja będzie chciała zwrotu o 180 stopni, a to rodzi wyżej opisane ryzyka - konkluduje. ©℗
opinia
Alternatywą było przeniesienie kosztów na odbiorców
Z punktu widzenia regulatora żadna interwencja w rynek nie jest dobra. Jednak z uwagi na nadzwyczajne okoliczności, spowodowane przez trwającą od miesięcy wojnę, widzę uzasadnienie dla interwencji, jeżeli chodzi o wysokość rachunków dla klientów.
Realnym zagrożeniem, jakie może być skutkiem wprowadzenia nadzwyczajnych rozwiązań w postaci mrożenia cen, jest wstrzymanie i brak tak potrzebnych w energetyce inwestycji. I dotyczy to zarówno projektów już trwających, jak i wstrzymania planowanych działań.
To może być trudny rok dla przedsiębiorstw sektora. Jednak warto zwrócić uwagę, że szczególne regulacje, które zostały wprowadzone, zostały przyjęte na rok. Warto też zauważyć, że mieliśmy już w energetyce czasy, gdy marże były dosyć niskie i nie zniechęcało to przedsiębiorców do prowadzenia działalności. ©℗