Przyszła zima też będzie trudna. Na ceny będzie wpływać niezbilansowanie rynku gazu w Europie. Dopiero po niej sytuacja może zacząć się uspokajać.
Z rozpoczynającego się sezonu zimowego powinniśmy wyjść obronną ręką, o ile nie czekają nas długotrwałe mrozy - a według prognoz zima ma być w miarę łagodna. Jednak już teraz należy szykować się na kolejną. Nasza sytuacja w sezonie 2023/2024 będzie zależeć od tego, z jakim poziomem zapełnienia magazynów gazu wyjdziemy z tej zimy, czy Niemcom uda się przygotować naprędce szykowane terminale do przyjmowania dostaw LNG oraz od rozwoju wypadków w Ukrainie.
Brak gazu z Rosji zwiększa znaczenie skroplonego surowca LNG na rynku europejskim, który przygotowuje się do jego absorpcji. Stąd wzrost zapotrzebowania na gazowce. - Dla krótkoterminowych prognoz cen gazu najistotniejsza wydaje się pogoda. Sroga zima wpłynęłaby na niższe poziomy magazynowe po sezonie, a to przełożyłoby się na kolejny okres ponadprzeciętnego popytu na dostawy LNG wiosną i latem - mówi Maciej Rozkrut, analityk PKO BP. Jak dodaje, pomagą zwiększone możliwości UE w zakresie regazyfikacji LNG. Największe przyrosty zanotują Niemcy, którzy zainwestowali w terminale pływające. Jednostki w Brunsbüttel, Lubminie i Wilhelmshaven mają być oddane do użytku na przełomie lat 2022 i 2023, a kolejne trzy w 2023 r. Duży terminal pod koniec przyszłego roku mają otworzyć również Grecy, co zwiększy bezpieczeństwo energetyczne całych Bałkanów.
Kryzys zaczął się przed inwazją na Ukrainę
Bernard Swoczyna z Fundacji Instrat przypomina, że kryzys energetyczny zaczął się już w drugiej połowie ubiegłego roku. Najwyższe ceny gazu, węgla i prądu notowaliśmy zaraz po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji, a potem po wysadzeniu gazociągów Nord Stream. - W ostatnich tygodniach ceny znacznie spadły, choć oczywiście wciąż są wielokrotnie wyższe niż kilka lat temu. Możemy wpłynąć na ich dalsze obniżenie przez oszczędność energii, bo w ten sposób nie tylko obniżamy swoje rachunki, ale też poprawiamy bezpieczeństwo energetyczne Polski - tłumaczy. Co nas czeka w przyszłości? Zdaniem Swoczyny ceny paliw, szczególnie ropy naftowej, są uzależnione od kondycji światowej gospodarki. - Spowolnienie gospodarcze przełoży się na spadek popytu, a więc i cen. Jest to jednak marne pocieszenie wobec ryzyka wzrostu bezrobocia i innych konsekwencji spowolnienia - zaznacza.
Z kolei Krzysztof Mazurski, dyrektor w Energy Solution, zwraca uwagę na krajowe poziomy zapasów węgla kamiennego, należące do najniższych w historii. - Poziom wydobycia za 2022 r., mimo deklaracji różnych oficjeli, będzie niższy o ok. 2 mln t niż w roku poprzednim (szacujemy 53 mln t wobec 55 mln t w 2021 r.) - opisuje. - Uważam jednak, może naiwnie, że skoro zabezpieczyliśmy większość potrzeb w kilka miesięcy od wniesienia embarga na import rosyjskiego surowca, to tym bardziej poradzimy sobie jako kraj i gospodarka, działając ze znacząco większym wyprzedzeniem. Dopóki jednak rynek będzie niezbilansowany, ceny będą skakać. Zdaniem naszych rozmówców przewidywalność powinna wrócić za dwa lata. - 2025 powinien być pierwszym rokiem, w którym będziemy widzieli zwiększenie mocy. W budowie jest wiele terminali LNG, w tym jeden pływający terminal FSRU, który ma trafić do Polski. Wtedy Europa powinna więc złapać oddech - przewiduje Maciej Kowalski, prezes energetycznej spółki Enefit. - Już nigdy nie wrócimy jednak do cen sprzed kryzysu energetycznego - zastrzega. Przy czym Polska, jak podkreśla, na tle Europy będzie mieć drogą energię. Powodem, zdaniem Kowalskiego, są zbyt niskie inwestycje w źródła odnawialne i wysoka emisyjność naszej uzależnionej od węgla energetyki.
Mniej optymistyczni są analitycy bankowi. Maciej Rozkrut z PKO BP potwierdza, że wyzwaniem pozostanie nadal kwestia podaży na rynku LNG, a lata 2023-2024 będą cechowały się bardzo skromnymi wzrostami mocy po stronie upłynniania gazu ziemnego. Dopiero w 2025-2027 zostaną oddane do użytku nowe jednostki, głównie w Stanach Zjednoczonych. Problemem mogą być również wąskie gardła w transporcie związane z ograniczoną dostępnością gazowców. Dlatego w średnim terminie ceny gazu mogą utrzymywać się powyżej średnich historycznych. Podobnie może wyglądać sytuacja w dłuższym terminie. Międzynarodowa Agencja Energetyczna prognozuje napiętą sytuację na rynku LNG aż do 2030 r. Z kolei Kamil Kliszcz z mBanku mówi, że bilans znacząco się zmieni po uruchomieniu projektu w Katarze w latach 2026-2027. - Wtedy pojawi się nawet nadwyżka LNG i ceny mogą wrócić do średnich długoterminowych. W międzyczasie z roku na rok napięcie powinno spadać, choć przyszły rok będzie jeszcze trudny - zaznacza.
Polska dobrze przygotowana do zimy
Eksperci twierdzą przy tym, że Polska - w porównaniu z innymi krajami - była dobrze przygotowana do kryzysu energetycznego. - Jeżeli chodzi o inwestycje i dywersyfikację dostaw, Polska jest w bardzo dobrej sytuacji. Problem polega na tym, że będą na nas wpływały ceny na połączonym rynku europejskim - mówi Maciej Kowalski. Z kolei Kamil Kliszcz wskazuje, że jeśli wszystkie kanały transportowe, którymi sprowadzamy gaz, pozostaną drożne, także perspektywy na przyszły rok nie wyglądają źle. Bilans domykają nam gazoport w Świnoujściu, połączenie gazowe z Litwą i uruchomiony Baltic Pipe. Nadal funkcjonuje też połączenie z Czechami i Niemcami. - Pytanie, czy wciąż będziemy mogli liczyć na dostarczanie stamtąd gazu rewersem. Tak czy inaczej brakujące wolumeny ma nam zapewnić Baltic Pipe. Większego ryzyka w przypadku Polski nie widzę - podsumowuje Kliszcz. ©℗
Zima ma być krótsza i lżejsza niż zwykle
Według długoterminowej prognozy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej grudzień, styczeń i luty pod względem temperatury i opadów będą się mieścić w wieloletniej normie, za to marzec ma być cieplejszy niż w ostatnich latach. Powyżej normy są prognozowane opady w północnej części kraju.
Jeszcze bardziej optymistyczne - biorąc pod uwagę problemy energetyczne spowodowane rosyjską agresją na Ukrainę - są modele amerykańskie. Jak zauważa rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski, według nich w Europie statystycznie tylko grudzień będzie się mieścił w normie z poprzednich lat, natomiast styczeń, luty i marzec mają być o wiele cieplejsze, średnio nawet o 1,5 st. C. Jak dodaje, to, że statystycznie będzie cieplej, nie oznacza jednak, że nie będzie mrozu. Należy się też spodziewać opadów śniegu, choć nie powinien on długo zalegać. Brak pokrywy śnieżnej oznacza w perspektywie suszę i również kłopoty dla energetyki, tyle że odłożone w czasie. - Ale trzeba pamiętać, że możemy spodziewać się spadków temperatury nawet poniżej -20 st. C przez całą zimę. To najchłodniejsze miesiące w Polsce - podkreśla Walijewski. Rzecznik IMGW apeluje, by optymistyczne prognozy nie uśpiły naszej czujności. - Nie oznaczają one, że nie będziemy zużywać gazu czy węgla do ogrzewania. Należy zatem zadbać o zapasy opału. Otuchą pod tym względem napawają prognozy na marzec, które wskazują, że okres grzewczy, który w tym roku zaczął się później niż zazwyczaj, w 2023 r. może zakończyć się szybciej niż zwykle - konkluduje. ©℗
Sonia Sobczyk-Grygiel