Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Przyszłość rynku energii leży w rękach jej odbiorców

Ten tekst przeczytasz w 6 minut
energia
Materiały prasowe

Odbiorcy energii będą kluczowym ogniwem transformacji energetycznej w Polsce. Dlatego konieczne jest większe ich zaangażowanie w proces. Do tego jednak potrzebne są zachęty

Celem transformacji energetycznej jest zapewnienie bezpieczeństwa dostaw energii, w połączeniu ze stopniową dekarbonizacją jej wytwarzania, co z kolei ma służyć czystszemu powietrzu, uniezależnieniu się od importu paliw oraz zmniejszeniu negatywnego wpływu energetyki na zmiany klimatu. Do celów transformacji zaliczyć także należy zmniejszenie kosztów dostaw energii oraz zachowanie konkurencyjności naszych przedsiębiorstw, w tym także tych produkujących na eksport. Jest więc niezwykle ważna i korzystna dla gospodarki, w związku z czym istotne jest, by nabrała tempa. – Tak może się stać, jeśli w kształtowanie systemu energetycznego bardziej włączą się odbiorcy energii, zarówno ci przemysłowi, jak i komercyjni – uważa Jacek Misiejuk, prezes zarządu Enel X Polska.

Według Krzysztofa Kochanowskiego, wiceprezesa zarządu Stowarzyszenia Polska Izba Magazynowania Energii (PIME), to oni będą głównymi aktorami transformacji energetycznej. Zostanie ona bowiem przeprowadzona właśnie ich rękami. – Tak więc to odbiorcy energii zbudują nowy rynek energii, a nie przedsiębiorstwa energetyczne. Dlatego powinno się dążyć do znoszenia barier, które mogą ograniczyć ich rolę w całym tym procesie, czy wspierania ich kosztowo, by mogli konieczne dla transformacji inwestycje udźwignąć – uważa. Co do tego, że rola odbiorców jest kluczowa, nie ma też wątpliwości Marek Kulesa, dyrektor biura Towarzystwo Obrotu Energią. – Dodam, że bez ich aktywności wiele rozwiązań istniejących na rynku energii, jak choćby jej agregacja, bilansowanie czy umowy PPA, polegające na bezpośrednim zakupie energii od wytwórcy z OZE, nie mogłoby zaistnieć – uzupełnia Marek Kulesa.

Przepisy wspierają

Eksperci dodają, że rola odbiorców w transformacji energetycznej została też podkreślona w regulacjach unijnych oraz polskich przepisach. Przykładem są dyrektywy RED II czy RED III. Wpierają one rozwój energetyki prosumenckiej, przez wprowadzenie nowych możliwości, dzięki którym będą oni mogli sprzedawać nadwyżki energii wytworzonej przez siebie, co może stanowić dodatkowe źródło dochodu i przyczynić się do obniżenia rachunków za energię. Dyrektywa RED III, aby zwiększyć dynamikę rozwoju wykorzystania OZE, ma m.in. wprowadzić przyspieszoną procedurę wydawania pozwoleń.

– W starym modelu odbiorcy byli bierni. Kupowali tylko energię od spółek obrotu. W nowym mają ją też produkować i odsprzedawać, stając się aktywnym uczestnikiem rynku – zaznacza Krzysztof Kochanowski.

Jacek Misiejuk, prezes zarządu Enel X Polska
Jacek Misiejuk, prezes zarządu Enel X Polska /
Materiały prasowe

Dziś krytycznym elementem pozostaje kwestia dostosowania mocy wytwarzania do zapotrzebowania. Elektrownie konwencjonalne nie są w stanie sobie z tym poradzić. Albo trzeba by wybudować o wiele więcej mocy, by zyskać gwarancje bezpieczeństwa. To jednak kosztowne zadanie – zauważa Jacek Misiejuk

Do tego dochodzi nowelizacja ustawy – Prawo energetyczne i ustawy o odnawialnych źródłach energii, dzięki której odbiorcy energii zyskają prawo do pełniejszego udziału w rynku energetycznym i możliwość reagowania na zmiany w wyniku bieżącego popytu i podaży energii w systemie elektroenergetycznym. Nowa ustawa ma wprowadzić także ramy prawne funkcjonowania obywatelskich społeczności energetycznych, a także reguluje instytucję agregatora na rynku energii elektrycznej, określając jego zadania i uprawnienia. Ponadto odnosi się ona do obszaru odbioru i odbiorcy aktywnego na rynku energii.– Bez strony odbiorczej ciężko będzie przeprowadzić transformację energetyczną w naszym kraju. Z kolei odbiorcom trudno się będzie w nią zaangażować, jeśli nie będą mieli świadomości co do swojego wpływu na ten rynek – uważa Dominika Taranko, dyrektorka Forum Energii i Klimatu Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. Dlatego konieczne są działania, aby aktywizować odbiorców energii. To o tyle istotne, że polski rynek energetyczny jest jednocześnie skostniały, przeciążony i przestarzały. Przyłączanie dynamicznie rozwijających się OZE jest zatem utrudnione, co pokazuje szybko rosnąca liczba odmów wydanych w tym zakresie. Do tego coraz częściej dochodzi do sytuacji, w której operatorzy nakazują ograniczanie produkcji z OZE. Trzeba więc szukać alternatyw dla tworzenia rezerw mocy i elastyczności. Szczególnie, że instalacje OZE stają się coraz bardziej konkurencyjne przez spadek ich cen, co przekłada się na rosnącą popularność. – Przybywa więc firm, które inwestują w ekologiczne źródła wytwarzania, dywersyfikują dostawy energii, budują instalacje hybrydowe odpowiadające profilowi zużycia, zmniejszając w ten sposób swoje potrzeby korzystania z sieci. Choć są i takie, które wciąż nie zrobiły żadnego kroku w tym kierunku. Nie korzystają z możliwości świadczenia usług Demand Side Response, co oznacza, że tylko pobierają energię z sieci – mówi Dominika Taranko, dodając, że tylko ci, którzy zmienią podejście, zwiększą swoje bezpieczeństwo zarówno po stronie dostaw, jak i kosztów. Ich działalność będzie też wsparciem dla całego systemu energetycznego.

Niezbędne magazyny

Dlatego zdaniem Krzysztofa Kochanowskiego bez tworzenia magazynów energii proces się nie powiedzie. Wciąż mamy do czynienia z wąskim gardłem w postaci braku mocy przyłączeniowych po stronie odbiorców przesyłowych, którzy chcą dzielić się energią pochodzącą z OZE. – Przy pędzie, jaki ma miejsce w zakresie inwestycji w OZE, pozyskiwana tą droga energia nie będzie wykorzystywana. Będzie przepadać, a to oznacza ogromne straty dla systemu i odbiorów – dodaje, podkreślając, że magazyny energii nie powinny być instalowane przez spółki energetyczne sieciowe, ale posiadane przez każdego odbiorcę. Dlatego powinny pojawić się zachęty do tego, by je budować. Sieci powinny natomiast z nich korzystać tylko na zasadach rynkowych. – Na razie jednak ma to miejsce tylko w zakresie magazynów przydomowych. A powinno być wsparciem dla wszystkich, jak dzieje się to w wielu krajach. Polska jest jednak zapóźniona we wdrażaniu regulacji unijnych – mówi Krzysztof Kochanowski. Dlatego na razie PIME proponuje, by w ramach programu „Mój prąd” przyznawana kwota dotacji na przydomowe magazyny wzrosła z obecnych 50 proc. kosztów kwalifikowanych do 80 proc. – Trzeba się również zastanowić nad tym, jak przekonać do budowy tych, którzy mają już instalacje fotowoltaiczne, a nie posiadają jeszcze magazynów. Do tego operatorzy powinni skracać procedury przyłączania do sieci, jeśli jest magazyn i w pierwszej kolejności rozpatrywać takie wnioski, a także powinni w szybkim tempie otworzyć się na zamawianie usług elastyczności – postuluje Krzysztof Kochanowski.

Magazyny energii zapewniają elastyczność systemu i możliwość zbilansowania źródeł zależnych od pogody.– Jeśli występuje większa generacja mocy w danym dniu przekraczająca możliwości przesyłu, to operator informuje właściciela OZE o konieczności odłączenia źródeł. Może to też zrobić sam. W sytuacji, gdy ten ma magazyn energii i OZE zostanie odłączone, to instalacje pracują, by wytwarzać energię na okres późniejszy. Jak w systemie zabraknie mocy, to operator zamiast importować energię z zewnątrz, pobierze ją z magazynów – opisuje Krzysztof Kochanowski.

Dostępne rozwiązanie

Budowa magazynów jest jednak kosztowna, do tego wymaga czasu. Mechanizmem, z którego można skorzystać szybko i bez inwestycji, jest aktywne uczestnictwo odbiorców w rynku energii. Chodzi o redukcję zapotrzebowania, gdy system będzie przeciążony, oraz korzystanie z niskich cen, gdy energii będzie dużo. – Dziś krytycznym elementem pozostaje kwestia dostosowania mocy wytwarzania do zapotrzebowania. Elektrownie konwencjonalne nie są w stanie sobie z tym poradzić. Albo trzeba by wybudować o wiele więcej mocy, by zyskać gwarancje bezpieczeństwa. To jednak kosztowne zadanie – zauważa Jacek Misiejuk.

W jaki sposób można więc korzystać z elastyczności odbiorców i przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego? Drogą do tego są programy DSR. Polegają na zmianie zapotrzebowania na energię elektryczną przez jej odbiorców, dobrowolnie, za wynagrodzeniem, w celu lepszego zrównoważenia popytu i podaży na prąd. Operator może więc wykorzystać zwiększenie podaży przez wykorzystanie rezerwowych mocy albo zmniejszenie zapotrzebowania na prąd. – Usługi DSR nie zastąpią co prawda budowy wszystkich nowych zeroemisyjnych mocy i magazynów energii. Są jednak w stanie istotnie ograniczyć niezbędne inwestycje w źródła wytwórcze, sieci dystrybucyjne i przesyłowe oraz magazyny energii – mówi Jacek Misiejuk.

DSR może osiągnąć około 10 proc. mocy systemu energetycznego w szczycie zapotrzebowania, co w przypadku Polski oznacza ok. 2,8 GW. W Polsce mniej więcej 10 proc. mocy szczytowych jest wykorzystywanych tylko przez 100–150 godzin w roku, czyli bardzo rzadko. Dlatego dużo bardziej opłaca się płacić odbiorcom, by byli gotowi do przesunięcia zapotrzebowania, niż utrzymywać te rezerwy po stronie wytwórczej. Usługę DSR w ramach rynku mocy mogą już realizować podmioty posiadające ją na poziomie co najmniej 200 kW.– Warto dodać, że czas wykorzystania tych mocy maleje wraz ze wzrostem udziału źródeł odnawialnych, dzięki czemu DSR może je łatwiej zastąpić, przyczyniając się do ograniczenia kosztów utrzymania rezerw mocy, emisji CO2 i strat sieciowych. Może też zmniejszyć koszty energii, pozwalając na bardziej efektywne wykorzystanie wszystkich źródeł OZE i konwencjonalnych – tłumaczy Jacek Misiejuk i podkreśla, że usługa DSR może stanowić też dodatkowe źródło przychodów w zamian za utrzymywanie gotowości do ograniczenia poboru energii. Tym samym może być sposobem na optymalizację kosztów odbiorcy. – Usługi DSR mogą też odegrać dużą rolę w budowaniu świadomości firm, na temat ich konsumpcji energii. Aby w nich uczestniczyć trzeba bowiem dobrze znać swoje dobowe zużycie energii, czyli ile jej pobieramy w ciągu dnia, w jakich godzinach. To pozwoli nam lepiej nią zarządzać – tłumaczy Dominika Taranko.

Usługi DSR coraz bardziej zyskują na znaczeniu. Trzeba jednak tworzyć warunki, które dodatkowo wpłyną na ich popularność. Mowa o rozwijaniu programów DSR, ale też o rozwiązaniach zaproponowanych w nowelizacji prawa energetycznego, która daje odbiorcom energii możliwość udziału w rynku krótkoterminowym. – Bodźcem rynkowym mogłoby być też to, by w usługach bilansowania energii mogli brać udział nie tylko wytwórcy systemowi, lecz także OZE i odbiorcy energii – mówi Jacek Misiejuk.

PAO

Materiał partnerski z serwisu Biznes i Klimat