Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Zielone podatki to głównie sankcje oraz nowe obciążenia [WYWIAD]

Łukasz Zalewski
Ten tekst przeczytasz w 6 minut
Monika Dziedzic
Monika Dziedzic, doradca podatkowy, radca prawny, partner i lider zespołu międzynarodowego prawa podatkowego i Green Taxation w MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy
Materiały prasowe

- Zielone podatki to regulacje związane z ekologią, które mają swoje skutki prawne i podatkowe i powodują zarazem nowe problemy ściśle podatkowe - mówi Monika Dziedzic, doradca podatkowy, radca prawny, partner i lider zespołu międzynarodowego prawa podatkowego i Green Taxation w MDDP Michalik Dłuska Dziedzic i Partnerzy. 

Unia Europejska chce osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 r. Ostatnio, podczas spotkania Green Taxation Event z udziałem Paola Gentiloniego, unijnego komisarza ds. gospodarczych i finansowych, zapowiedziano, że Unia będzie też dążyć do zmian podatkowych. Co UE chce zmienić?

Komisarz Paolo Gentiloni wskazał, na razie hasłowo, kierunki tych zmian. Przypomnijmy, że już w grudniu 2019 r. został ogłoszony unijny Zielony Ład, a w marcu 2020 r. Komisja Europejska przedstawiła mapę drogową dojścia do neutralności klimatycznej w 2050 r. Pandemia zepchnęła te zmiany na bok, ale teraz one wracają. Zielony Ład jest m.in. częścią planu odbudowy po COVID-19. Aż 37 proc. wydatków z tego planu ma zostać przeznaczonych na finansowanie Zielonego Ładu. Szczegóły w zakresie opodatkowania mają być ogłoszone w czerwcu.

Co to takiego „zielone podatki”?

Zasadniczo zielone podatki (z ang. green taxation) to kompleks rozwiązań fiskalnych, które mają wspierać takie zachowania firm i osób fizycznych, które będą korzystne dla szeroko rozumianego klimatu. Nie jest to jeden podatek i nie są to tylko podatki, ale również np. redukcja emisji CO2. Za zielone podatki możemy też uznać wszystkie regulacje, do których stosuje się ordynację podatkową. Przykładowo do opłaty od plastiku, która zacznie obowiązywać od lipca br., będziemy stosować przepisy ordynacji podatkowej.

Czego więc mają dotyczyć nowe unijne regulacje?

Na pewno należy się spodziewać zmiany zasad opodatkowania energii. Już dotychczas wokół energetyki skupiały się rozwiązania fiskalne podyktowane ekologią, bo jest to branża o wysokiej emisji CO2. Ostatnio UE przeprowadziła badanie, w którym sprawdziła, czy opodatkowanie energetyki wystarczy do zapewnienia Zielonego Ładu. Okazało się, że nie. Dlatego UE z jednej strony zamierza zracjonalizować minimalne stawki opodatkowania branży energetycznej, a z drugiej ma zaproponować rozwiązania podatkowe dla innych dużych „szkodników” ekologicznych, czyli branży transportowej (głównie morskiej i lotnictwa) oraz rolnictwa.

Co konkretnie oznacza racjonalizacja minimalnych stawek opodatkowania energii? Podwyżki?

Niestety tak. Należy się spodziewać aktualizacji zasad opodatkowania energii, czyli nowelizacji (lub całkiem nowej) dyrektywy energetycznej, która określa minimalne stawki podatkowe. Propozycje Komisji Europejskiej zmierzają do tego, by najbardziej zanieczyszczające wyroby energetyczne były opodatkowane bardziej niż te, które powodują mniejsze szkody dla środowiska.

W praktyce najprawdopodobniej wzrosną koszty certyfikatów CO2 i będą nakładane nowe zielone podatki.

Podczas spotkania Green Taxation Event podkreślano, że zmiany podatkowe mają być sprawiedliwe. Doświadczenia szwedzkie pokazują, że tylko rozwiązania akceptowane społecznie przynoszą skutek. Trzeba więc będzie przekonać obywateli, że podnoszenie niektórych opłat i wyższe ceny niektórych wyrobów mają ekologiczny sens.

Społecznie akceptowalne byłyby na pewno ulgi bądź obniżki podatków prowadzące do obniżki cen energii. Tymczasem UE chce je głównie podnosić.

Dopóki nie poznamy konkretów, dopóty trudno wskazać, co przeważy: nowe daniny czy ulgi. Z badań przeprowadzonych przez UE wynika jednak, że skuteczność ulg i zachęt jest dużo mniejsza niż nowych lub wyższych podatków. Na pewno zielone podatki to temat trudny i bolesny. Ale widać wyraźnie, że UE chce je wprowadzać.

Nawet zakładając, że UE będzie ekologicznie zieloną wyspą, to i tak będziemy kupować surowce z krajów, które emitują CO2, by następnie wyprodukować z nich produkty i sprzedać je w UE. Czy jest jakiś pomysł na to, by wpłynąć również na kraje spoza UE, aby zmniejszyły emisję CO2?

Pakiet, nad którym toczą się prace, będzie dotyczył również ucieczki emisji poza UE. Mają się w nim pojawić rozwiązania, a może nawet zachęty dla producentów i przemysłu spoza UE, aby zmniejszali emisję. Komisarz Paolo Gentiloni mówił, że w praktyce ma się pojawić cło węglowe. Byłaby to opłata za to, że podmioty spoza UE importują do krajów Wspólnoty wyroby, przy których produkcji wytwarza się dużo CO2. Obecnie realia są takie, że jeśli produkt powstaje np. na Białorusi lub w Chinach i wiąże się to z wysokim poziomem emisji CO2, to producent nie ponosi takich kosztów (w tym opłat za certyfikaty do emisji CO2) jak producenci unijni.

Jeśli nałożymy na importerów takie cła i opłaty, to zapłacą za to konsumenci unijni, a nie importerzy…

To prawda. Propozycja ta była już nawet przedmiotem dyskusji z partnerami UE. Największym przeciwnikiem cła węglowego były dotychczas Stany Zjednoczone. Decydenci unijni mają jednak świadomość tego, że UE nie jest wyspą. Jeśli w Rosji czy na Białorusi produkcja nie będzie niskoemisyjna, to wpłynie to na cały świat. Stąd determinacja, żeby jednak nałożyć cło węglowe na importerów.

Wymieniając „szkodników” ekologicznych, wspomniała pani o rolnictwie. Dziś rolnicy dostają z UE dotacje, a więc pomoc. Nałożenie na nich podatków oznaczałoby zabranie im przynajmniej części tej pomocy. Skąd więc taki pomysł?

Z badań KE wynika, że rolnictwo jest jednym z obszarów emisji CO2, stosowania nawozów sztucznych i bardzo szkodliwej ingerencji w środowisko. Podobnie transport.

Komisja zwróciła uwagę na to, że w wielu państwach stosowane są rozwiązania podatkowe szkodliwe dla środowiska, np. ulgi dla dojeżdżających własnymi samochodami do pracy lub możliwość korzystnego rozliczenia kosztów korzystania z samochodów firmowych. Polski ryczałt samochodowy to według kryteriów UE promowanie zachowań szkodliwych dla środowiska.

Wspomniała pani, że w czerwcu KE przedstawi konkretne propozycje dotyczące zielonych podatków. Czy powinno to już dziś interesować polskich przedsiębiorców?

Tak, bo to kwestia, którą być może już w tym roku przedsiębiorcy będą musieli się zająć. Jak już wspomniałam, w Funduszu Odbudowy 37 proc. wydatków ma finansować Zielony Ład. Mało tego, wszystkie pieniądze wydawane z tego funduszu będą musiały przejść „test zieloności”. Będzie to więc kluczowa sprawa.

Czym jest „test zieloności”?

Już dziś, gdy firma chce wziąć duży kredyt, bank musi sprawdzić, czy udzielona pożyczka jest przeznaczona na zielony cel, i to zaraportować. Ten sam wymóg dotyczy ubezpieczycieli. „Zieloność” będzie się pojawiała w każdym aspekcie funkcjonowania firm.

Co w praktyce będzie dla nich oznaczać?

Jeśli firma będzie ubiegała się o duży kredyt i nie wykaże, że prowadzi działalność w sposób społecznie odpowiedzialny, zrównoważony i ekologiczny, to może nie dostać kredytu. „Zieloność” zaczyna też pojawiać się w relacjach między kontrahentami. Pionierem w tej dziedzinie jest Ikea, która już dziś weryfikuje swoich dostawców pod kątem tego, czy spełniają warunki zrównoważonego rozwoju. Każdy większy dostawca Ikei musi przejść audyt, w którym bada się wpływ przedsiębiorstwa dostawcy na klimat (np. czy segreguje ono odpady, zużywa surowce wtórne).

Zwróćmy też uwagę na nowe fiskalne rozwiązania, jakie mają się pojawić w ustawie o rozszerzonej odpowiedzialności producenta.

Na czym będą one polegać?

W uproszczeniu; producent będzie musiał zadbać nie tylko o wytworzenie i sprzedaż produktu, ale również o to, co się będzie działo z tym produktem do końca jego cyklu życia. Dotychczas takie wymogi dotyczyły np. branży motoryzacyjnej, producentów sprzętu AGD. Konsument, który zamawia nową pralkę, może od razu oddać starą. Podobnie jest z wymianą akumulatorów w samochodzie. Producent jest następnie rozliczany z tego, ile pralek bądź akumulatorów zbierze z rynku. Podobne regulacje mają dotyczyć wielu innych producentów.

A od lipca br. z dyrektywy o wyrobach jednorazowego użytku wynikają kolejne obciążenia.

W zasadzie wszystko to nie są rozwiązania podatkowe…

Tak i nie. Do opłat od plastikowych opakowań jednorazowych będziemy stosować ordynację podatkową. Należy się spodziewać, że opłaty będą dotyczyć nie tylko plastiku niepoddanego recyklingowi, ale też opakowań innych wyrobów, i to nie tylko tych z plastiku, za co będą dodatkowe opłaty. Zgodnie z regulacjami o gospodarce odpadowej (sześć unijnych dyrektyw), a w szczególności z planowanymi przepisami rozszerzonej odpowiedzialności producenta producenci wyrobów w opakowaniach będą ponosili odpowiedzialność finansową lub odpowiedzialność finansową i organizacyjną na etapie cyklu życia produktu, od momentu gdy staje się on odpadem. Płatności z tego tytułu to nie będą oczywiście podatki sensu stricto. Są to jednak regulacje związane z ekologią, które mają swoje skutki prawne i podatkowe i powodują zarazem nowe problemy ściśle podatkowe.

Jakie na przykład?

Przykładowo można się spodziewać, że producent mebli będzie musiał bezpośrednio lub pośrednio odzyskać z rynku zużyte szafki i kanapy. Będzie musiał ponieść dodatkowy koszt, ale zarazem taki surowiec wtórny będzie tańszy niż pierwotny. Usługę odzyskiwania surowców wykona firma, która będzie zbierała te przykładowe szafki i kanapy. Wystawi fakturę konsumentowi, który będzie chciał pozbyć się starych mebli. Producent, który podejmie się sam zbierania swoich wyrzucanych na śmietnik wyrobów, będzie więc miał przychód. Jednocześnie będzie miał tańszy surowiec, czyli niższy koszt. Ujęcie i rozliczenie podatkowe takiego pozyskiwania surowców będzie dla firm nowym problemem. Przedsiębiorcy nie wiedzą, co z tym zrobić. Mają bowiem przychód (podmiot wyrzucający zużyty stół płaci im za odbiór starych mebli), a jednocześnie mają surowiec, którego nie kupili, a więc nie ma tu kosztu nabycia. Wyzwaniem będzie też opodatkowanie kaucji za tzw. opakowania zwrotne.

Przepisy już określają, jak rozliczać podatki od opakowań zwrotnych…

Tak, ale obecne regulacje nie zachęcają przedsiębiorców do sprzedaży swoich wyrobów w opakowaniach wielokrotnego użytku. To powinno się zmienić. Z raportu Lewiatana wynika, że zbieranie plastikowych opakowań będzie dla przedsiębiorców ogromnym kosztem. Firmy domagają się więc w tym zakresie zachęt podatkowych.

W Polsce tzw. zielone podatki to głównie sankcje. Mamy nowe daniny, np.: od plastiku, od deszczu (planowany), od śladu węglowego (emisji CO2). Zachęt mamy niewiele, np. ulgę termomodernizacyjną w PIT motywującą np. do wymiany starych pieców węglowych i ulgę B+R, którą można wykorzystać na zielone innowacje. To niewiele…

Ulga termomodernizacyjna jest ewenementem. Z danych MF wynika, że w 2019 r. (pierwszy rok jej obowiązywania) skorzystało ponad 200 tys. podatników (odliczyli ponad 3 mld zł). To wspaniale, ale moim zdaniem to wciąż mało. Chyba zbyt mało podatników o niej wie. W tym zakresie potrzebna jest kampania informacyjna.

Podobnie jest z ulgą B+R. Niewielu podatników ma świadomość tego, że ulga jest również instrumentem proekologicznym. Myślę, że powinna być ona rozszerzona o rozwiązania finansowane w ramach Zielonego Ładu, jak również w specjalnych strefach ekonomicznych. Firmy działające w strefach powinny mieć również fiskalną motywację do zielonej modernizacji.