Zwiń

Nie masz konta? Zarejestruj się

Woźny: ZE PAK stawia na OZE i atom. Z węglem pożegna się do 2030 r. [WYWIAD]

Julita Żylińska
Ten tekst przeczytasz w 6 minut
Piotr Woźny, prezes ZE PAK
Piotr Woźny, prezes ZE PAK
Rafał Guz
PAP Archiwalny

Zgodnie z zapowiedziami dostawców procedury certyfikacyjne zakończą się najdalej w ciągu dwóch lat. A to oznacza, że pierwsze komercyjne instalacje SMR-owe zaczną działać i produkować energię za siedem–osiem lat - mówi Piotr Woźny, prezes ZE PAK.

Kiedy nastąpi koniec węgla w polskiej energetyce zdaniem prezesa prywatnej spółki? Na co szykuje się ZE PAK?

Po pierwsze, w tej chwili jest oczywiste, że w Polsce produkcja energii elektrycznej z węgla się nie opłaca. W świetle rosnących cen CO2 stała się to działalność ekonomicznie nierentowna. Po drugie, wszelkie regulacje dotyczące działania sektora finansowego powodują, że wycofuje się on masowo z finansowania firm mających silny związek z węglem. Gdy ktoś ma aktywa węglowe, jest podmiotem, którego banki nie chcą obsługiwać. Jeśli chodzi o spółki Skarbu Państwa, po to jest projekt NABE (Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego – red.), żeby wyjąć z nich zasadniczą większość aktywów węglowych i „zaparkować” je w podmiocie, który będzie utrzymywany przez podatników i dać tym spółkom możliwość budowania mniej emisyjnych i zielonych źródeł energii, a przez to dać im szansę dalszego egzystowania na rynku. W przypadku takiej spółki jak nasza, która jest prywatna i nie jest uwzględniana w projekcie NABE, mamy rację istnienia tak długo, dopóki otrzymujemy dotacje z państwa dla spółek węglowych, czyli tak długo, jak mamy przychody z rynku mocy, który jak wiadomo, jest przewidziany do końca 2024 r.

NPBP2020

A co potem?

Niestety na dzisiaj nie ma żadnych jasnych informacji co do tego, jak będzie wyglądało wsparcie jednostek węglowych po 2024 r. W ubiegłym roku ogłosiliśmy naszą strategię wyjścia z węgla do 2030 r. Ogłaszaliśmy ją w październiku, kiedy uprawnienia do emisji CO2 kosztowały 26–27 euro. Teraz ceny uprawnień do emisji podchodzą już prawie pod 60 euro. „Rajd” cenowy, który obserwujemy przez ostatnie 10 miesięcy, zmusza nas do tego, żebyśmy przeanalizowali, czy ten termin 2030 r. jest do utrzymania.

Krótko mówiąc, wasze wyjście z węgla jest możliwe wcześniej?

Są takie scenariusze, które analizujemy, a które mówią, że to się może stać wcześniej. Na ten moment ciągle jednak obowiązuje podany w ubiegłym roku 2030 r. jako data wyjścia ZE PAK z węgla, co jest zgodne z porozumieniem paryskim z 2015 r.

Jak nie węgiel, to co? Jak będzie wyglądał wasz harmonogram jego zastępowania, gdzie w tym planie jest mały atom?

Obecnie nasza strategia przewiduje, że w 2024 r. wygaszamy Elektrownię Pątnów 1, w 2030 r. Elektrownię Pątnów 2, jeden z nowszych bloków na węgiel brunatny, które w Polsce działają, oddany w 2008 r. Nasz plan przewiduje, że idziemy już w stronę OZE, czyli inwestujemy w wiatraki, fotowoltaikę i w kotły biomasowe. Strategia z października 2020 r. przewidywała OZE za węgiel do 2030 r. – wtedy jeszcze nie myśleliśmy o wątkach dotyczących małego atomu. Natomiast w ostatnich 10 miesiącach dzieje się tyle rzeczy na rynku technologii SMR, że to się staje ciekawą opcją. Naszą unikalną wartością w tym kontekście jest to, że mamy źródła wytwarzania energii wpięte w polski system energetyczny i jesteśmy w stanie wyprowadzić 1600–1700 MW mocy z Pątnowa, gdzie moglibyśmy postawić SMR-y. Pątnów jest wskazany w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej, rządowym oficjalnym dokumencie, jako jedna z dwóch najbardziej preferowanych lokalizacji (wraz z Bełchatowem po Pomorzu – red.) i też marszałek oraz cały zarząd województwa wielkopolskiego bardzo wspierają pomysł, żeby po zakończeniu działalności węglowej rozpocząć tutaj wytwarzanie energii jądrowej. To wszystko popchnęło nas do tego, żeby na poważnie zainteresować się tematem SMR-ów. Dodatkowo są to modułowe jednostki pozwalające na skalowanie projektu, nie trzeba więc od razu instalować gigantycznych mocy – można zacząć od jednego, dwóch, trzech reaktorów, a potem dobudowywać kolejne.

Czy rozmawiacie już z konkretnymi dostawcami?

Jeszcze nie. To jest temat, który jest u nas na tapecie od trzech–czterech miesięcy. Główny akcjonariusz ZE PAK, prezes Zygmunt Solorz, od dawna myślał już o energetyce jądrowej – pomysł, żeby nią inwestować w Pątnowie przewijał się już od siedmiu–ośmiu lat. Rozmawialiśmy już z różnymi dostawcami, niektórzy już byli na miejscu, przeprowadzali badania, ale nie weszło to nigdy na ścieżkę wykonawczą. Natomiast w tych ostatnich miesiącach zaczęliśmy bardzo poważnie analizować mały atom, zważywszy na to, że są dostawcy, którzy uruchomili już w USA czy Kanadzie procedury certyfikacyjne, które zgodnie z ich zapowiedziami zakończą się najdalej w ciągu dwóch lat. A to oznacza, że pierwsze komercyjne instalacje SMR-owe zaczną działać i produkować energię za siedem–osiem lat. Z punktu widzenia nakładów inwestycyjnych i udźwignięcia projektu od strony finansowania i od strony jego sprawnego przeprowadzenia koncepcja inwestowania w mniejsze bloki rzędu 300–400 MW jest kusząca, dlatego postanowiliśmy się nią zająć.

Takie reaktory oferuje m.in. GE Hitachi, który twierdzi, że jest najbardziej zaawansowany, i dodatkowo na polskim rynku pracuje z Synthosem, który już zachęcił do SMR-ów Orlen. Czy ZE PAK dopuszcza współpracę z tym dostawcą?

Podpisaliśmy porozumienie z doradcami ze Stanów Zjednoczonych, których zadaniem jest przegląd istniejących technologii i dostarczenie nam informacji i wiedzy na temat tego, które z tych rozwiązań byłoby dla nas najlepsze. Jesteśmy mocno zaawansowani, jeśli chodzi o kwestię produkcji wodoru (projekt instalacji do produkcji wodoru za pomocą biomasy ZE PAK dostał unijne dofinansowanie – red.) i dla nas produkcja fioletowego wodoru, czyli wodoru z atomu, jest też ważnym elementem układanki. Jesteśmy na początku ścieżki, więc jesteśmy gotowi na każde rozwiązanie technologiczne, które przede wszystkim będzie pasowało do specyfiki Pątnowa. Teren, na którym obecnie pracują bloki węglowe, ma ponad 40 ha – trzeba go będzie przygotować do takiej inwestycji po zakończeniu produkcji energii z węgla i przeprowadzić wszystkie wymagane prawem badania poprzedzające budowę SMR-ów.

Czy macie już datę, do której chcielibyście wybrać dostawcę SMR-ów?

Nie, to jeszcze nie ten etap. Po latach zajmowania się tematem energii atomowej w Pątnowie od kilku miesięcy mocno skoncentrowaliśmy się na SMR-ach. Wiążące ustalenia nie zapadną w najbliższych kilku miesiącach. Na razie mamy przekonanie, że Pątnów to idealna lokalizacja dla SMR-ów w Polsce. I jest to potwierdzone też przez inne podmioty zainteresowane tym tematem, z którymi rozmawiamy.

Czy nadal wchodzi zatem w grę inwestycja w duży atom? Niedawno sporo zamieszania wywołały doniesienia o możliwej inwestycji w elektrownię jądrową w Kaliningradzie.

Tak jak mówiłem, mniej więcej od ośmiu lat właściciel interesuje się atomem i elektrowniami atomowymi. Myślę, że w związku z tym, że przez ileś lat trwały prace koncepcyjne nad tym, jak zrealizować dużą elektrownię jądrową w Pątnowie i to się nigdy nie zmaterializowało, to raczej wątek dużej elektrowni jądrowej w tej lokalizacji w tym momencie nie jest rozważany.

Jakich regulacji najbardziej brakuje w Polsce do tego, żeby prywatna spółka skutecznie przeprowadziła transformację energetyczną?

Wszystkim spółkom energetycznym, które prowadzą działalność w oparciu o węgiel, brakuje pewności regulacyjnej co do tego, jak będzie wyglądać wsparcie regulacyjne jednostek węglowych po 2024 r. Mamy alarmujące raporty PSE, że z jednej strony w perspektywie 10 lat będziemy mieli do czynienia ze wzrostem zapotrzebowania na energię elektryczną w Polsce, a z drugiej – zgodnie z oficjalnym raportem opublikowanym dwa tygodnie temu przez ministra klimatu i środowiska moc dostępna dla PSE operatora w systemie spadnie do 2035 r. o 11 GW, a więc aż o 45 proc. w stosunku do dzisiaj. Na pewno więc brak precyzyjnej informacji co do tego, na jakie wsparcie mogą liczyć w tym kontekście elektrownie węglowe, zwłaszcza te, które nie mają trafić do NABE. Bo te jednostki nie mają żadnej perspektywy wsparcia po 1 stycznia 2025 r., a brak takich perspektyw powoduje, że ich właściciele muszą przeprowadzać kalkulacje ich funkcjonowania po 2024 r. bez wsparcia z rynku mocy.

A zasada 10H mówiąca, że elektrownia wiatrowa nie może być zbudowana w odległości mniejszej niż 10-krotna wysokość turbiny wraz z uniesionymi łopatami od zabudowań o funkcji mieszkaniowej, form ochrony przyrody i kompleksów leśnych?

Stawiam tezę, że Polska nie jest w stanie przeprowadzić transformacji energetycznej i dobrze skonsumować pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy przeznaczonych na energetykę, jeżeli zasada 10H nie zostanie uchylona. Pod koniec roku znów zderzymy się z tematem wzrostu cen energii dla gospodarstw domowych. W 2020 r. sprzedawaliśmy jako ZE PAK energię na Towarowej Giełdzie Energii na 2021 r. po 232 zł za MWh, a w tej chwili cena kontraktu bazowego na 2022 r. wynosi już 365 zł. To jest pokłosie wzrostu cen CO2 i już zaczynamy mieć znów w Polsce wielką dyskusję publiczną na temat podwyżek cen energii dla gospodarstw domowych, samorządów terytorialnych oraz dla małych i średnich przedsiębiorstw. Tymczasem koszt wytwarzania energii z wiatru na lądzie i z fotowoltaiki jest już dużo niższy niż hurtowa cena energii na TGE na przyszły rok, a więc tak naprawdę, jeśli politycy chcą ulżyć obywatelom w rachunkach za energię elektryczną, powinni doprowadzić do tego, żeby to, co jest najłatwiejsze, czyli rozwój lądowej energetyki wiatrowej w Polsce, nastąpiło jak najszybciej. A żeby tak się stało, trzeba jak najszybciej zlikwidować szkodliwą dla transformacji rynku energetycznego w Polsce regułę 10H. 

Rozmawiała Julita Żylińska